Artykuły

Poczekajmy, zobaczmy

W tym szaleństwie słów nie ma reguły a próby szukania jakiejkolwiek logiki wewnątrz spektaklu zupełnie mijają się z celem - o spektaklu "Poczekalnia 0" w reż. Krystiana Lupy w Teatrze Polskim we Wrocławiu pisze Anna Diduch z Nowej Siły Krytycznej.

Wiadomość o wspólnym projekcie teatralnym Krystiana Lupy i Doroty Masłowskiej była dla mnie obietnicą inteligentnego widowiska, w którym język stałby się autonomicznym bohaterem przedstawienia. "Poczekalnię" lansowano w mediach mówiąc, że ze zderzenia dwojga artystów z różnych pokoleń i reprezentujących odmienne stanowiska estetyczne powstanie nowa jakość. Abstrakcyjny, impresyjny, ale do granic intymny literacki język Masłowskiej, odpowiedzialnej za scenariusz, miał dopełniać dotychczasowe próby Lupy w chwytaniu codzienności, przenoszeniu jej na scenę jeden do jednego. Ostatecznie do współpracy nie doszło, bo pisarka po pierwszych próbach wycofała się z projektu, a reżyser zdecydował, że weźmie cały ciężar realizacji na siebie. W rezultacie dostaliśmy spektakl niespójny, wewnętrznie niepoukładany, jakby niedokończony. Teatralne non finito można w ostateczności potraktować jako zabieg artystyczny. Lupa pisze zresztą, że interesuje go "afabularność absolutna". Spektakl ma więc luźną konstrukcję bez wyraźnego początku, zakończenia lub jasnego scenariusza.

Programowo "Poczekalnia" jest kontynuacją poszukiwań zapoczątkowanych w "Factory 2" albo "Personie. Tryptyku/Marylin". Tam nieznośnie długie obserwowanie ikon kultury takich jak Andy Warhol czy Marylin Monroe miało na celu zniesienie ich niedostępności, pokazanie jako zwykłych ludzi, ale pomagało także ujrzeć ich twórczość w nowym świetle oraz biograficznym kontekście. Bohaterami "Poczekalni" są natomiast przypadkowe osoby, które w wyniku nieporozumienia znalazły się na opuszczonym dworcu kolejowym. W pierwszej scenie wszyscy siadają przodem na porozrzucanych w nieładzie krzesłach i fotelach. Od widowni oddziela ich cienki sznurek zawieszony około metr nad ziemią, w efemeryczny sposób wyznaczający granicę sceny. Podczas spektaklu ta granice zostanie zresztą wiele razy przekroczona, na przykład poprzez bezpośrednie zwracanie się aktorów do oglądających. Pod sufitem umieszczono dwa ekrany, na których początkowo pokazywano zapełnioną widownię a potem zbliżenia poszczególnych bohaterów prowadzących monologi lub dialogi. Po jakimś czasie akcja spektaklu przenosi się do innych pomieszczeń dworca a poszczególne etiudy są wyświetlane na telebimach. Ten zabieg to kolejny krok w twórczości Lupy w kierunku werystycznego ukazywania rzeczywistości, tym razem rozbitej na serię symultanicznych ujęć. Widz jest w efekcie zdezorientowany, bo skupiając uwagę na obrazie wideo, nie może obserwować sceny, na której nieprzerwanie coś się dzieje.

Początkowo można odnieść wrażenie, że wszystkich bohaterów łączy tylko to, że jechali wspólnie pociągiem a teraz znaleźli się w dziwnym miejscu poza czasem i przestrzenią, jakim jest tytułowa poczekalnia. Nie trzeba się zbyt uważnie wsłuchiwać w kwestie bohaterów, aby dostrzec, że Lupa zapełnił scenę widmami, ludzkimi wrakami wyzutymi z emocji, które wewnętrzną pustkę starają się zamaskować tonami wyrzucanych z siebie słów. Zdania, przekleństwa i westchnienia płyną tu nieprzerwanym strumieniem. Na scenie widzimy między innymi skłócone małżeństwo, licealistów, którzy chcą wystawić Hamleta, pijaną dziennikarkę. Okazuje się, że oczekujący na pociąg są podglądani na kamerach przemysłowych przez dwóch graficiarzy ukrytych na zapleczu dworca, którzy przez większą część spektaklu pozostają w ukryciu. To wzbudza ciekawość, bo nie wiemy czy są kimś w rodzaju demiurgów czy zwykłych obserwatorów. Ich rola do samego końca pozostaje niejasna a sens serii zdarzeń i rozmów z poczekalni niewyjaśniony.

"Poczekalnia" opiera się zarówno na przekraczaniu granic w obrębie samej formy (multimedia, narracja, scenariusz), jak i pracy nad nią (kreacja zbiorowa). Aktorzy świetnie odnajdują się w nieuporządkowanej strukturze spektaklu, tworząc bardzo intymne i przekonujące kreacje. Niestety w ostatecznym rozrachunku nie ma to znaczenia. Nawet najlepsza gra aktorska zawieszona w teatralnej próżni wypadnie miernie. W tym szaleństwie słów nie ma reguły a próby szukania jakiejkolwiek logiki wewnątrz spektaklu zupełnie mijają się z celem. Najnowszy projekt Lupy cały czas pozostaje tylko szkicem, zbiorem pomysłów, z których dopiero może powstać większa, lepsza całość.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji