Artykuły

Ból samotności

Reżyserując po raz pierwszy, zobaczyłem dobitnie, jak my, aktorzy, potrafimy czasami być okrutni w pracy - mówi MARCIN KUŹMIŃSKI, aktor, reżyser i tłumacz "Życia w teatrze" w Teatrze Słowackiego w Krakowie.

Jak Pan dotarł do tekstu Mameta Życie w teatrze, w Polsce niepublikowanego?

- Przed czternastoma laty Piotr Cieślak, dyrektor Teatru Dramatycznego w Warszawie, dał mi ten utwór w oryginale. Przeczytałem go, zachwyciłem się i tak chodził za mną przez kilka lat. Wreszcie przetłumaczyłem sztukę, używając bliższego nam dziś języka teatru, bo jako aktor wiem przecież, jak się w naszym środowisku rozmawia. I tym sposobem czeka nas polska prapremiera tego bardzo ciekawego tekstu.

Czy, według Pana, świat teatru, który Mamet opisuje, może być jeszcze fascynujący dla współczesnego widza?

- Nieco szerzej czytam ten utwór. Mimo że jego bohaterami są dwaj aktorzy, to jednak jest on dla mnie przede wszystkim o samotności człowieka, o wzajemnym przeglądaniu się młodości i starości, o odchodzeniu człowieka z zawodu - w tym wypadku aktorskiego, ale może dotyczyć innych twórczych profesji. Na rozpięciu doświadczeń Roberta, dojrzałego aktora, którego gra Marian Dziędziel, i Jana, w wykonaniu Grzesia Mielczarka, rozgrywa się dramat dwóch aktorów. I ja przeglądam się w ich losach, bo wiekowo jestem pośrodku drogi artystycznej obu bohaterów. W Grześku znajduję wiele klisz z mojego życia, na Mariana zaś patrzę jak na moją perspektywę. Ta praca więc jest wspólnym przyglądaniem się możliwościom, niebezpieczeństwom, potknięciom, które towarzyszą aktorom w różnym wieku i różnie doświadczonym. To jest wreszcie zaglądanie w psychikę człowieka wchodzącego w zawód i tego, który w zawodzie już się spełnił.

Jaki obraz wyłania się z konfrontacji tych dwóch różnych światów teatru i aktora?

- Ambicje Roberta były kiedyś bardzo rozbudzone: grał dużo, i dziś zaczyna mu tego brakować. Bo też życie zaczyna mu odejmować atrybuty aktorstwa: młodość, sprawność, pamięć, dobrą prezencję i współczesne myślenie o sztuce. Natomiast Jan dopiero wchodzi w zawód i to z perspektywą sukcesu; podoba się, sporo gra i cały czas idzie do przodu, mając pootwierane wszystkie furtki do kariery. Widzimy go w najlepszym momencie jego zawodowego życia. Ale w efekcie okaże się, że tak naprawdę obaj są bardzo blisko siebie. Jan stanie w obliczu zgorzknienia Roberta i w obliczu jemu bliskiej samotności.

Sądzi Pan, że sporo jest w tym tekście prawdy o teatrze i aktorze?

- Myślę, że w tym przedstawieniu jest sporo prawdy. Bo tekst czytać można różnie. W Londynie widziałem "Życie w teatrze" zrobione jako farsę. Taka interpretacja kompletnie mnie nie obchodzi. Dla mnie jest to opowieść o człowieku, o jego samotności i bolesnym zmaganiu się z życiem. A że traktuje o aktorach i teatrze - tym lepiej ją rozumiem.

Samotności w tym zawodzie nie da się uniknąć?

- Jak w każdej twórczej profesji i jak zawsze ta samotność doskwiera. Bez względu na to, czy mamy rodzinę, czy ją tracimy, czy przyjaciele są z nami, czy też odchodzą - wyborów dokonujemy zawsze samotnie, by w końcu dojść do prawdy.

Jak się Pan poczuł po raz pierwszy w roli reżysera?

- Momentami uskrzydlony, a momentami zdruzgotany. Uskrzydlony możliwością namalowania fragmentu świata wynikającego z mojej wrażliwości, a zdruzgotany oglądem, siebie jako aktora. Reżyserując po raz pierwszy, zobaczyłem dobitnie, jak my, aktorzy, potrafimy czasami być okrutni w pracy. To jest bardzo dobra nauka dla mnie jako aktora. Liczę na to, że ten spektakl dostarczy widzom garść refleksji na temat tych, których oglądają w teatrze.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji