Artykuły

Taka Francja elegancja

"Mieszczanin szlachcicem" w reż. Zbigniewa Lesienia w Teatrze im. Szaniawskiego w Płocku. Pisze Milena Orłowska w Gazecie Wyborczej - Płock.

Płocki teatr zaprezentował w piątek pierwszą premierę sezonu: "Mieszczanina szlachcicem" Moliera z reżyserii Zbigniewa Lesienia. Jak było? Niezbyt ekscytująco, ale poprawnie i elegancko.

Historia znana i lubiana: pan Jourdain, bogaty mieszczuch o dość prostym usposobieniu, chce dodać swemu życiu dystynkcji. Marzy o awansie społecznym, chce jak szlachcic wyglądać, wysławiać się, żyć. Dlatego najmuje nauczycieli tańca, muzyki, fechtunku, filozofii. Zaprzyjaźnia się z hrabią, który wyciąga z niego pieniądze, kocha w markizie, a córkę chce wydać tylko za syna tureckiego szacha... Wychodzi z tego kupa śmiechu, bo uczeń z niego słaby, a starania żałosne. Zresztą przecież wszyscy wiedzą, o co chodzi, pamiętają bezgraniczne zdziwienie pana Jourdaina, kiedy dowiedział się, że "on całe życie mówił prozą". Postać tego parweniusza genialnie zagrał i rozsławił jeszcze w wersji czarno-białej Bogumił Kobiela - niezapomniany pan Jourdain w produkcji Teatru Telewizji.

Ano właśnie, wszyscy znają, pamiętają, w dodatku sam problem wciąż jest świeży, bo dorobkiewiczów a la pan Jourdain nie brakuje i nie brakowało w żadnej epoce. Tyle że otoczka zalatuje lekko naftaliną, bo ani dziś takich mieszczan, ani takich szlachciców po prostu nie ma. - Po co właściwie to znów pokazywać? - zastanawiałam się, kiedy usłyszałam o planach naszego teatru.

Sama realizacja raczej nie przyniosła mi odpowiedzi na to pytania. "Mieszczanin..." wyreżyserowany przez Zbigniewa Lesienia jest typowym spektaklem z dużej sceny płockiego teatru. Klasycznym, poprawnym, jasnym i kolorowym. Eleganckim. Żadnego szukania dziury w całym, żadnego czytania Moliera na nowo. Wszystko było po bożemu: pan Jourdain przekomiczny, sceny pobierania nauk zabawne, a końcówka z turecką paradą już w ogóle, że boki zrywać. Porządne aktorstwo - Jacek Mąka w roli głównej, Hanna Ziętara, jako jego żona (jedyna rozsądna w całym towarzystwie), cały zespół zresztą grał koncertowo. Wspaniałe kostiumy zaprojektowane przez Elżbietę Terlikowską, stylowa piosenka z Tercetu Egzotycznego...

I kiedy wybrzmiały ostatnie brawa, myślałam, że odpowiedzią na pytanie: "Po co to wystawiać" będzie: "Żeby w miły, kulturalny, i nieco oldschoolowy sposób spędzić dwie godziny, pośmiać się trochę i zapomnieć o całej sprawie".

Tylko że kiedy piszę te słowa, od premiery minęły już dwa dni, a ten pan Jourdain nie może jakoś wyjść mi z głowy. Jeśli chcecie, sprawdźcie sami - kolejne wieczorne przedstawienie jest w sobotę, 17 września. Zobaczycie, że ten cały mieszczanin to prawdziwa zagadka. Bo jak go traktować? Z pogardą, bo jego starania są żałosne? Ale właściwie dlaczego? Dlaczego mieć pretensje do człowieka z aspiracjami? Dziś np. czasy są takie, że jeśli się nie doskonalisz, wychodzisz na śmierdzącego lenia. Poza tym - pan Jourdain nie stroił się w cudze piórka, nie chciał wydać się lepszym, bo np. startował w wyborach. Robił to z miłości - zakochał się w kobiecie z klasy wyższej i chciał ją zdobyć. W dodatku był po czterdziestce. Może przechodził kryzys wieku średniego? I jeśli on był żałosny, to jak nazwać świat, do którego chciał się dostać? Nauczycieli, którzy nim pogardzali, a sami zachowywali się jak błazny? Arystokrację, którą w sztuce reprezentował hrabia, zwykły oszust i naciągacz, i niezbyt porządnie prowadząca się markiza?

Na te pytania - jeśli skusicie się na sztukę - będziecie musieli sobie odpowiedzieć. A czy stawia je dobitniej sam tekst Moliera, czy realizacja Lesienia? Uznajmy, że po połowie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji