Artykuły

Noc Poezji - moc wrażeń

Przerzucali się wieszczowie słowami ostro i namiętnie, wygrażali sobie piórami, co chór dziadów komentował słowami: "Zbrodnia to niesłychana, /Juliusz chce zabić Adama!". W Dzienniku Polskim relacja Wacława Krupińskiego, Moniki Partyk i (AMS)

Za nami pierwsza krakowska Noc Poezji. Przyniosła wiele niezmiernie różnorodnych wydarzeń, jak i refleksje na przyszłość, bo bez wątpienia Kraków, miasto poetów, zasługuje na kontynuację tak intensywnego spotkania z liryką.

Najwięcej osób przyciągnął wieczorny pojedynek wieszczów na Rynku Głównym. Oto Adam Mickiewicz przemówił ze swego pomnika głosem Zbigniewa Zamachowskiego oraz strofami Bronisława Maja, który z cytatów złożył finezyjną i zabawną całość. Oczywiście, adwersarzem autora "Dziadów" był stojący po przeciwnej stronie, na estradzie blisko kościoła św. Wojciecha, Juliusz Słowacki (pojawił się na koparce w asyście aniołów), w którego wcielił się Wojciech Malajkat.

Przerzucali się poeci słowami ostro i namiętnie, wygrażali sobie piórami, co chór dziadów komentował słowami: "Zbrodnia to niesłychana, /Juliusz chce zabić Adama!".

"Lubię oglądać, wsparty na pomnika skale /stary Kraków, co się mojej kłania chwale..." - chełpił się wieszcz Adam. "Mocarzu, jak Bóg silny, jak szatan złośliwy! /Tyś samowładnik świata, tyś - prorok fałszywy! /Oto ja jeden twojej mocy się urągam, /Podnoszę na cię rękę i koronę ściągam!" - replikował wieszcz Juliusz.

"Martwe znasz prawdy - i lud cię zapomni. /Widzisz świat w proszku, w każdej gwiazd iskierce. /Miej serce, Julku mój, i patrzaj w serce! /I na mnie patrzaj: - MNIE lud stawił pomnik!" - pysznił się Mickiewicz. Na co adwersarz odpowiadał: "Co tam pomnik: głaz martwy... /Ja - mam TEATR żywy! /Tam każdego tygodnia sama Anna Dymna /Niedzielę rozpoczyna od cudnego hymna /Do Poezji! A czyjej? MOJEJ!, Adamito!".

Fantastyczną zabawą literacką obdarował nas Bronisław Maj, nic tedy dziwnego, że po zakończeniu widowiska - pokojowym, przy dźwiękach poloneza Wojciecha Kilara z filmu "Pan Tadeusz" - słychać było wśród widzów głosy, by tekst został opublikowany. Dodajmy, że o wizualną stronę widowiska zadbał Jerzy Zoń, angażując doń aktorów swego Teatru KTO i Balet Dworski "Cracovia Danza" oraz Krakowski Teatr Tańca.

***

Wypełnił się też Teatr im. Słowackiego, gdzie w ramach Salonu Poezji Anny Dymnej, na Dużej Scenie, czytali wiersze Urszula Kozioł, Ewa Lipska (z przygotowywanego tomu "Droga pani Schubert"), Leszek Aleksander Moczulski (oklaski wywołała jego miniatura "Wolę jak sprawiedliwość się sączy /niż jak szaleje"), Jan Polkowski, Janusz Szuber, Bohdan Zadura. Poza własnymi lirykami przywołali też strofy Juliana Kornhausera i Stanisława Barańczaka. Niestety, nie zdążyli dojechać Julia Hartwig (z Madrytu) i Ryszard Krynicki (z Białorusi). A zaczynały Salon i kończyły strofy Czesława Miłosza interpretowane przez Annę Dymną i Krzysztofa Orzechowskiego. Muzycznie oprawili spotkanie Dorota Imiełowska, Halina Jarczyk, Renata Żełobowska-Orzechowska, Jacek Bylica i Łukasz Pawlikowski.

Twórczość Miłosza wypełniła też późnowieczorny, ostatni w programie Nocy, program poetycko-muzyczny "Miłosz - twarzą do Pacyfiku", przygotowany przez aktorów Teatru im. Słowackiego: Annę Tomaszewską, Natalię Strzelecką, Martę Walderę, Rafała Dziwisza, Tomasza Międzika i zespół muzyczny kierowany przez Grzegorza Frankowskiego. Widzowie w Muzeum "Manggha" przyjęli go frenetycznie. W przyszłości ma być pokazywany na macierzystej scenie tych aktorów.

Noblista zagościł również w kabarecie Loch Camelot, który pięknie wpisał się w Noc Poezji koncertem "Na ziarnku maku". Karkołomnego (jak słyszałam z ust samego Zygmunta Koniecznego) zadania umuzycznienia poezji noblisty podjął się niespełna 18-letni kompozytor, od niedawna współpracujący z Lochem - Stanisław Rzepiela. Nie poległ. Co więcej, nieraz zaskakująco dojrzałe kompozycje dały żyzne pole do popisu czwórce wykonawców: Jadze Wrońskiej, Łukaszowi Kozubowi, Bartłomiejowi Radosowi i Marcinowi Wójtowiczowi, występującym przy akompaniamencie fortepianu również śpiewającego Rzepieli. Dobrze dla muzyki, że wybrano wiersze regularne: z rytmem i rymem, wśród nich choćby słynne "Campo di Fiori" czy "Który skrzywdziłeś". Mnie jednak najbardziej utkwiły w uszach, i tkwią jeszcze, dwa inne: "doceniony" nagrodą Stalina "Semper Fidelis" (czytany wersami jest pochwałą reżimu, poziomami - wręcz przeciwnie) - wykonany w obu interpretacjach przez kwartet wsparty byłym członkiem Chóru Aleksandrowa oraz "Piosenka o porcelanie" - majstersztyk kruchych jak... nóż emocji Jagi Wrońskiej. Warto było? Warto.

Owacyjnie reagowali także widzowie słuchający w PWST recytacji wierszy wybranych przez aktorów: Annę Dymną, Dorotę Segdę, Annę Polony, Jerzego Trelę, Jacka Romanowskiego. Zabrzmiały utwory m.in. Wisławy Szymborskiej, Anny Świrszczyńskiej, Haliny Poświatowskiej, Tadeusza Różewicza, Józefa Barana.

***

Siedmiu poetów - Marcin Baran, Jerzy Gizella, Krzysztof Lisowski, Leszek A. Moczulski, Stanisław Stabro, Andrzej Warzecha i Adam Ziemianin odbyło też spotkania autorskie. Andrzej Warzecha w ulubionej swej kawiarence "Vis a vis" adresował wiersze do siedzących przy stolikach, w czym wspierał go Piotr "Kuba" Kubowicz, Adam Ziemianin miał komfort w postaci wieczornego spotkania w Klubie Pod Gruszką, acz nie zawsze miejsca, a zwłaszcza pora służyły autorom, a zwłaszcza frekwencji. Zapraszanie na takie spotkania na godz. 14, i to w ramach Nocy, nie jest chyba pomysłem trafnym.

***

"W stronę słowa" - tak zatytułowany został koncert poetycki z okazji 70-lecia powstania Teatru Rapsodycznego w Krakowie, który odbył się w sobotę w Grotesce z inicjatywy Oddziału Krakowskiego ZASP. Nie obyło się bez łez i wspomnień, gdyż na widowni zasiedli także ci, którzy ten teatr współtworzyli.

Teksty Mieczysława Kotlarczyka, założyciela Teatru Rapsodycznego, a także Karola Wojtyły, jego aktora oraz poetów romantycznych przeplatane z informacjami o historii zespołu przedstawili studenci z Teatru "Remedium" UJ oraz laureaci Ogólnopolskiego Konkursu Recytatorskiego. Młodzież przygotowana przez reżyserkę tego przedsięwzięcia Ziutę Zając-Jamróz, recytowała poetyckie teksty tak, jak czynili to aktorzy Rapsodycznego, m.in. rozdzielając pomiędzy siebie poszczególne frazy czy też fragmenty deklamując razem, chóralnie.

Młodzieży jednak daleko było do pierwowzoru, co pokazali na scenie dawni rapsodycy. Tadeusz Malak, który przedstawił fragmenty z poematu "Król Duch" Słowackiego, pierwszej premiery teatru, udowodnił jak wielką siłę może mieć wypowiadane odpowiednio słowo. Brawurowe wykonanie Tadeusza Szybowskiego "Poloneza czas zacząć" z "Pana Tadeusza" Mickiewicza porwało publiczność, zaś Jerzy Woźniak rozbawił widzów piosenką o rozterkach dyrektora teatru do słów Tadeusza Boya-Żeleńskiego.

Koncert uzupełniła prezentacja fragmentów filmu dokumentalnego Ewy Lachnit, w którym m.in. Danuta Michałowska, aktorka Teatru Rapsodycznego, będąca w sobotę na widowni, przypominała z ekranu, jak rodził się teatr.

Emilia Krakowska, z zarządu głównego ZASP ze wzruszeniem mówiła po koncercie, że mimo zasług tego wielkiego teatru nie ma on kontynuacji.

***

Pierwsza Noc pokazała, że poezja, choć wypchnięta z głównego nurtu życia kulturalnego, ma swą moc i wielu sympatyków. Za rok pewnie powrócą jeszcze bardziej aktywnie. I może nawet powrócą poeci czytający wiersze, jak dawniej, pod pomnik wieszcza Adama, i może się uda wydać okolicznościowy tomik...

Wacław Krupiński, Monika Partyk, (AMS)

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji