Artykuły

Pigułka

Jeżeli bierze się w adaptatorskie i reżyserskie ręce wielką powieść, jeśli na dodatek wybór pada na dzieło Fiodora Dostojewskiego, to zakładam, że ktoś, kto tego wyboru dokonuje, ma coś istotnego do powiedzenia. Zakładam, że nie poprzestanie na przedstawianiu treści utworu tym, którzy jeszcze się z nim nie zapoznali lub też nie mają wcale ochoty na zadzierzgnięcie takiej znajomości. Wciąż wierzę, że teatr, przemawiając głosem sceny, powinien wchodzić w przestrzeń dyskursu budowanego na fundamencie literatury. Wielkiej literatury.

Gdybym nie wierzyła, nic by mnie nie obchodziło, jak Andrzej Wajda zrobił Biesy, Nastazję Filipownę czy Zbrodnię i karę. Nie pomyślałabym nawet, żeby przyjść do teatru i oglądać, jak Krzysztof Zaleski opowiada swoim spektaklem o rodzinie Karamazowów. A jednak pomyślałam i przyszłam ufając, że potraktuje się mnie poważnie. No i nie ukrywam - jestem zawiedziona, chociaż w sumie przedstawienie niebrzydkie: bardzo dobra, prosta acz sugestywna scenografia (projektu Marka Chowańca), ładne kostiumy (autorstwa Doroty Roqueplo), ciekawie zakomponowana przestrzeń (a jest nią duża scena Teatru "Wybrzeże" zamknięta od strony widowni czarną kotarą, tak że publiczność i aktorzy znajdują się po tej samej stronie rampy), oświetlenie nie tylko budujące nastrój, ale nade wszystko sygnalizujące zmianę miejsca akcji, wreszcie muzyka Michała Lorenca, która brzmi pięknie i czysto, w pewnych zaś scenach przeraźliwie głucho i szorstko, jakby ktoś dmuchał monotonnie w peruwiańskie piszczałki. Wszystko to ma swoje miejsce i sens. Generalnie rzecz ujmując, Kilka zdarzeń z życia braci Karamazow to spektakl sensowny z estetycznego punktu widzenia. Adaptacja powieściowego tekstu, koncepcja ról scenicznych oraz - że tak powiem - wymowa ideowa całości pozostawiają wiele do życzenia. Można tu dyskutować nie z zamysłem inscenizacyjnym, ale nad jego brakiem.

Krzysztof Zaleski, niczym ambitny organizator wycieczek z cyklu "ekspresem przez literaturę", dokonał adaptacji streszczającej, co - zważywszy objętość Braci Karamazow - nie jest zadaniem łatwym, ale też i nie na tym powinna się skupiać energia reżysera adaptatora. Temu przedstawieniu brakuje pomysłu, który zrodziłby się z potrzeby dialogu z Dostojewskim. Brakuje mu również oddechu filozoficznej dysputy, wadzenia się z Bogiem i diabłem. Wybory adaptacyjne Zaleskiego komponują się w linearny ciąg. Centrum stanowi konflikt między ojcem i synami. No i wychodzi na to, że mamy kolejną wersję Króla Leara albo Zmierzchu Babla. I to jakąś karłowatą wersję, która na siłę się nadyma: rozmowami Iwana (Jarosław Tyrański) z diabłem, miotaniem się Dymitra (Mirosław Baka), strasznie tajemniczym milczeniem Aloszy (Andrzej Łachański), przypomnieniem Iwanowego poematu Wielki Inkwizytor - tego arcyważnego traktatu o ludzkiej wolności, który na scenie Teatru "Wybrzeże" pojawia się jakby mimochodem. Kiedy Andrzej Wajda reżyserował w Starym Teatrze Nastazję Filipownę, z Idioty wybrał jedynie scenę wspólnego czuwania Rogożyna i Myszkina przy trupie Nastazji. W tych rozmowach, prowadzonych w zaduchu i odorze rozkładającego się ciała, spełniał się cały spektakl. Otóż takiego właśnie spełnienia brak w przedstawieniu Zaleskiego. Chociaż uczciwie muszę przyznać, że gdy wyrodny ojciec, co to piękną Gruszeńkę chciał podebrać własnemu synowi, a więc gdy Fiodor Pawłowicz Karamazow został w końcu ukatrupiony, spektakl od razu zaczyna się zagęszczać. Trzeba było trupa w drugim akcie, żeby nastąpiło coś na kształt skupienia inscenizacyjnej substancji.

W pierwszym akcie - przyznam - dłuższą chwilę dręczyło mnie pytanie: dlaczego na litość boską oni wszyscy tak mówią przez zaciśnięte zęby i z jakiego to powodu Baka gra Dymitra Karamazowa Hamletem (bo nie wierzę, a co ważniejsze nie dopuszczam nawet takiej możliwości, że inaczej nie potrafi)? Może za tym wszystkim ukrywa się jakiś głębszy sens - myślę sobie... co jeden to ma nerwowe tiki, jak tylko podnoszą głos, od razu się opluwają - to musi coś znaczyć; a z tym Hamletem - no, raz, że Bace to świetnie wychodzi, rolę ma już sprawdzoną, a dwa - obie postaci literackie, było nie było, są ofiarami kompleksu ojca, więc inteligentny aktor wziął i pokojarzył. Przesadził tylko trochę (szczególnie w pierwszej części spektaklu) z ekspresją sceniczną, Dymitr - co prawda - hulaka, a zacięty w sobie, że ho ho, ale wyłącznie w tym się przecież jego osobowość nie zamyka. Co do Iwana, to widać było, jak ta postać się klaruje, jakby Tyrański wyprowadzał ją powoli, powoli z oparów nerwowości "codziennego użytku" aż po dziwny, cieniutko kreślony metafizyczny obłęd. Z kolei Alosza Łachańskiego jest - słusznie zresztą - cichy i skupiony w sobie, ale brak mu cieniowania, które przydawałoby tej postaci rysów dziwności, tak często podkreślanej przez Dostojewskiego. Wreszcie Fiodor Pawłowicz w wykonaniu Jerzego Łapińskiego - w sumie dość przekonywający, koniaczku sobie i innym nie szczędzi, trzy tysiączki dla Gruszeńki w kopercie trzyma i nijak oddać nie chce, ale gdy przychodzi co do czego i Smierdiakow (Dariusz Szymaniak) morduje starego, to tylko ci, którzy przeczytali powieść, mogą się domyślać dlaczego, bo niestety przedstawienie Krzysztofa Zaleskiego nie oddaje takich napięć między ojcem i synami, które by tłumaczyły ich postępowanie. Jeżeli chodziło o kobietę, to bardzo przepraszam, ale nie wierzę. Nie wierzę ani w Katarzynę Iwanownę (Anna Bielańska), ani w Gruszę (Joanna Kreft-Baka). Jedna zachowuje się jak Królowa Śniegu, druga jak przekorne, ale niezbyt wyrafinowane dziewczątko. Jeśli między takimi niewiastami miał wybierać biedny Mitia, to ja mu się wcale nie dziwię, że popadł w tony "być albo nie być". Pytam więc raz jeszcze: po co Krzysztof Zaleski zrobił w Gdańsku Kilka zdarzeń z życia braci Karamazow? Co chciał nam powiedzieć? Żebyśmy nie czytali powieści, bo on za nas przeczyta? Biesy już też przeczytał. W styczniu teatr TV pokazał wyreżyserowaną na ich podstawie Sprawę Stawrogina - pomysł adaptatorski mniej więcej ten sam. Można i tak, ja bym jednak apelowała, żeby Dostojewskiego nie przerabiać bezsensownie na pigułki o przyspieszonym działaniu. Szczególnie, jeśli ktoś do wielkiego Rosjanina nie ma specjalnego interesu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji