Dubbingowanie gier to dopiero wyzwanie
Z Wojciechem Paszkowskim, polskim aktorem i reżyserem teatralnym, dubbingowym i filmowym absolwentem warszawskiej PWST o pracy w teatrze dubbingu i na warsztatach artystycznych w Miętnem rozmawia Łukasz Korycki.
Jak to się w Pana przypadku zaczęło?
W podstawówce założyliśmy kabaret. Uważam, że aby zostać aktorem, trzeba w podstawówce założyć kabaret. Występowaliśmy oczywiście na akademiach i innych szkolnych uroczystościach. Teksty czerpaliśmy z Jonasza Kofty i Stefana Friedmana. To oni w radiowej trójce robili "Fachowców". Zacząłem się uczyć gry na fortepianie, ale mi szybko przeszło, bo bardzo nie lubiłem ćwiczyć gam. Po podstawówce poszedłem do Technikum Geologicznego, które oczywiście skończyłem. Jestem więc wykształconym geologiem. Wiertnik, poszukiwacz nafty i gazu.
Na dzisiejsze czasy to dobry zawód.
Tak. Mam papiery na gaz łupkowy. Zdawałem na uniwerek, na wydział geologii, ale się nie dostałem. Zacząłem pracować za biurkiem. Po paru miesiącach pracy, zastanawiałem się, czy ja na prawdę chcę być tym geologiem. Często wracałem myślami do naszego szkolnego kabaretu. Wróciło też do mnie, ze chciałem być aktorem. Zacząłem chodzić do szkoły teatralnej. Ktoś mi tam powiedział, że nie jest źle, i żebym przygotowywał się do egzaminów. O dziwo, za pierwszym razem się dostałem. Później był stan wojenny, w którym ten los nas przeczołgał. Dyplom uzyskałem w 1986 roku.
Jak Pan wspomina przedstawienie dyplomowe "Złe zachowanie"?
Za to przestawienie zabraliśmy się już na trzecim roku studiów. Zajęcia z piosenki mieliśmy od drugiego roku z Andrzejem Strzeleckim, dzisiejszym rektorem tej uczelni. On miał inne podejście do piosenki niż inni profesorowie. Nauczył nas śpiewania wielogłosowego. Było u nas parę osób, które dobrze śpiewało. To oczywiście Józek - czyli Janusz Józefowicz, była też Kaśka Figura, Ania Majcher, Maniek Czajka i parę innych. I przyszedł dyplom i "Złe zachowanie", które zaczęliśmy robić. Materiał tego przestawienia bardzo się nam podobał. Baliśmy się jednak, że temu nie podołamy, Przecież to znakomitość Brodwayowska. Bardzo trudna do zaśpiewania. I nie tylko. Józek zrobił świetną choreografię i poszło.
Po dyplomie?
To już się potoczyło. Na pewno wpływ miał sukces "Złego zachowania". Strzelecki stworzył niezłą grupę wokalną. Następnie "Widok z mostu" Arthura Millera w reżyserii Władysława Kowalskiego grany w warszawskim Teatrze Powszechnym. Od 1987 związałem się z Teatrem Rampa, gdzie brałem udział we wszystkich premierach. Od 2000 roku stale współpracuję z Teatrem Muzycznym Roma, gdzie grałem w musicalach "Piotruś Pan" role Pana Darlinga i Kapitana Haka. W Piotrusiu zagrałem razem z synem Jaśkiem. To niezwykłe. Dzisiaj Jasiek jest muzykiem i w tym roku zdawał do Akademii Muzycznej w Katowicach. Zagrałem w "Crazy for You" rolę Zanglera. Później w musicalu "Grease" byłem Vincent'em Fontaine. W przedstawieniu reżyserowanym przez Olafa Lubaszenko "Pięciu Braci" zagrałem rolę Eat Moe, w "Kotach" rolę Bywalca, Gusa i Karmazyna, w "Tańcu Wampirów" rolę Chagala. W musicalu "Akademia Pana Kleksa" byłem Profesorem Kleksem oraz w ostatniej premierze Romy - "Upiór w Operze" - zagrałem rolę Buqueta i Licytatora. Wielokrotnie występowałem w koncertach galowych Przeglądu Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu. I tak się stało, że od 11 lat nie jestem na etacie. Taki wolny strzelec.
Ma Pan opinię mistrza dubbingu. Jak zaczęła się ta bajkowa przygoda, która stała się obecną profesją?
To była połowa lat 90. Do teatru przyszła Miśka Aleksandrowicz, która się przyjaźniła z Mieciem Morańskim, naszym przyjacielem i zaproponowała mi współpracę. Wcześniej nigdy nie zajmowałem się dubbingiem. Zaczynałem od gwarów, później małe rólki, a skończyło się tym, że całkowicie zająłem się dubbingowaniem i jeszcze reżyseruję. Mam przyjemności pracy dla Disneya. Podkładałem głos do Mike'a Wazowskiego w filmie "Potwory i spółka". Dubbignowałem m.in. w filmach "Harry Potter i Kamień Filozoficzny", "Madagaskar", "Alvin i wiewiórki", "Gwiezdne wojny", "Stuart Malutki". Wcielałem się także w postać Timona w trzeciej części "Króla Lwa" i Wallace`a w filmie "Wallace i Gromit". Można mnie było usłyszeć w wielu serialach animowanych, m.in. na "Mini-Mini", "Cartoon Network", "Disney Chanel".
Jak wygląda praca reżysera w dubbingu?
To zależy z kim się gra. Jak mam do czynienia z fantastycznym aktorem, bardzo zdolnym, to sama przyjemność. Wówczas rola reżysera sprowadza się, do tego aby czuwać nad poprawnością dubbingu. Żeby było wszystko synchronicznie, w odpowiednich odległościach, długościach, odbiciach. Natomiast, jeżeli zdarza się, że mam za mikrofonem aktora, który dopiero zaczyna, to muszę go poprowadzić. Tak było np. z Nataszą Urbańską, która grała Julię. Wtedy stawiała pierwsze kroki w dubbingu. Nie wiedziała, co ma być dłużej, głośniej.
Nie ucieka pan od teatru?
Nie, bo się nie da. Występuje oczywiście. Mam w repertuarze " May for Lady" w Teatrze Wielkim w Łodzi. Ciągle współpracuję z Romą i innymi teatrami. Ale teraz na pierwszym miejscu jest dubbing.
Dubbingowane są nie tylko filmy, seriale, ale i gry komputerowe. Jak to się robi?
Gry komputerowe to jest taka dziwna praca. Nagrywa się dźwięk polski mając w słuchawce dźwięk w wersji oryginalnej. Często w angielskiej. I trzeba się w tym samym czasie zmieścić, żeby nie było różnicy wersji oryginalnej a polskiej. Najdziwniejsze są gry wojenne np. żołnierza. Kiedyś zaproszono mnie do takiej gry. Tam było dwa tysiące wersów. To jest bardzo dużo, mniej więcej sto stron tekstu. No dobrze, to świetnie mówię. Jakieś pieniądze z tego będą. Później się okazało, że na te dwa tysiące wersów, takich tekstów mówionych było ze dwieście np. rozkazy, przyjąłem, atakować, kryj się. Te teksty nie mówi się, tylko krzyczy. Po takim nagrywaniu dwa dni wolnego, bo człowiek ma zdarte gardło do spodu. A pozostałe 1800 to są reakcje takie jak: ach, och, yyy, ooo, stęki, jęki.
Przejdźmy do warsztatów artystycznych w Miętnem. Prowadził pan zajęcia aktorskie. Na jakim materiale pracowaliście?
W Miętnem były dwie kategorie wiekowe. Dzieci młodsze i dzieci starsze. Już w Warszawie z Januszem Józefowiczem postanowiliśmy, że świetnym materiałem dla dzieci młodszych, będą fragmenty z "Piotrusia Pana" wg Jeremiego Przybory i z muzyką Janusza Stokłosy. Ze starszą grupą pracowaliśmy w oparciu o "Bramy Raju" do prozy Jerzego Andrzejewskiego i muzyki Janusza Stokłosy.
Rady dla młodych artystów.
Wierzyć w siebie, nie ufać innym i dużo pracować.