Artykuły

Łaziebni weszli do Huty

Krakowska Łaźnia Bartosza Szydłowskiego - pół offowa, pół instytucjonalna - niedawno zmieniła adres. Z zabytkowej klitki na ekskluzywnym Kazimierzu przeniosła się w nowohuckie blokowiska, zyskując filmowe wręcz przestrzenie dawnych warsztatów zawodówki.

Zaczęli od poznania sąsiadów. Zrodziły się z tego dwa widowiska. Pierwsze, "Mieszkam tu", to składanka pisanych na zamówienie miniatur młodych autorów. Zlecenie było wyraźne - scenki w okolicznych realiach. Oglądaliśmy chłopaków, którzy swoje życie na niby toczyli w środku starego czołgu pomnika; w tle opowieści o parze młodych kochanków biegła stereotypowo sentymentalna relacja matki o życiu w dawnej Hucie; padały nawet odniesienia do dzisiejszej siedziby teatru.

I autorzy, i reżyser podejmowali znaczne wysiłki, by oddosłownić obraz. Niemniej nawet w etiudce o kumplu z Australii, który przywiózł żonę kangurzycę i aborygeński bumerang, kotwica lokująca scenki w nowohuckim tu i teraz nie pozwalała uniknąć banału - brakło na to oddechu w pośpiesznych obrazkach.

Więcej o życiu Huty mówił spektakl wedle opowiadań Sławomira Shuty'ego. Może dlatego, że reżyser nie kręcił migawek, tylko skupił się na obserwacji trzech mieszkań na jednej klatce schodowej połączonych wspólnym mianownikiem nudy i beznadziei. Potrafił celnie podpatrzeć rytuały domowej apatii, wybuchy bezsensownej agresji. Odmiennie niż Emilia Sadowska w poznańskim "Zwale", która poszła w kabaret, znalazł patent na groteskowe podbicie zwyczajności - rozśmieszające, ale i zawstydzające. Świetne przedstawienie powstałoby, gdyby młodego twórcy nie zawiodły nieco umiejętności warsztatowe: kłopot z rytmem, chęć powiedzenia wszystkiego naraz, nieumiejętność selekcji.

Tak czy owak Łaziebni weszli do Huty z głębokim ukłonem wobec tubylców. Teraz warto będzie patrzeć, czy ukłon zostanie odwzajemniony frekwencją na spektaklach. Sprawa ma bowiem wymiar szerszy. Otóż Łaźnia realizuje w Hucie program, który z największym sukcesem wprowadziła ostatnio w życie Legnica, a po niej i Wałbrzych - że teatr ma być głęboko zakotwiczony w życiu własnego miasta. Co wśród powszechnej praktyki serwowania mieszkańcom bajkowych "Balladyn" i "Maydeyów" było, rzecz jasna, ożywcze i świeże. Pytanie jednak, czy będzie takie na dłuższą metę? Widzowie z blokowisk pewnie raz czy drugi przyjdą obejrzeć obraz swojej egzystencji na scenie. Ale czy pozostaną stałymi klientami teatru działającego pod szyldem: "Co wieczór z innej strony obrabiamy twoje blokowisko"?

Krąży mi po łbie stara anegdota. Gdy pewien krytyk, zamiłowany brudas, usprawiedliwiał się, że przecież kąpie się codziennie, znany z szybkiego refleksu aktor poradził mu, żeby czasami zmieniał wodę. Oto podstawowy kłopot teatru na zbyt krótkim łańcuchu: nikt nie chce kąpać się wciąż w tej samej wodzie. Prawdziwi Łaziebni dobrze o tym wiedzą.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji