Artykuły

Mały widz maszeruje do teatru

Przygotowanie przedstawień dla dzieci powinno wiązać się z większą odpowiedzialnością - bo maluch to człowiek, który dopiero zaczyna swoją przygodę ze sztuką i kulturą. W dużej mierze od twórców teatru dla najmłodszych zależy, czy zechce ją kontynuować, czy zniechęci się po pierwszej wizycie - o spektaklach "Rozplatanie tęczy" w reż. Agnieszki Czekierdy oraz "Sklep magika mechanika" w reż. Agnieszki Czekierdy i Mateusza Polita w Teatrze Małego Widza w Warszawie pisze Justyna Czarnota z Nowej Siły Krytycznej.

Polska ekspozycja na Praskim Quadriennale poświęcona była figurze widza. Kuratorki Agata Skwarczyńska i Ewa Machnio uczyniły narodowy pawilon przestrzenią, w której widz powinien zastanowić się nad swoim uczestnictwem w sztuce. Przy wejściu powieszona została lista reguł skompilowana z rozmaitych - ale rzeczywistych - regulaminów galerii, teatrów itd. Wśród wielu naprawdę abstrakcyjnych punktów pojawił się i taki:

"Przyprowadzając dziecko na spektakl należy wytłumaczyć mu, że powinno być cicho, siedzieć spokojnie, uważnie słuchać i nie śmiać się w momentach smutnych lub w innym niewłaściwym czasie. Powinno też zatrzymać dla siebie negatywne komentarze, przynajmniej do czasu, gdy nie opuści teatru. Aktorzy ciężko pracowali, by przygotować spektakl, i nie należy ranić ich uczuć. Jeśli dziecko przeszkadza widzom musimy wyprowadzić je do foyer."

Nie mam pojęcia, w której instytucji obowiązują te bezsensowne zasady. Wiem natomiast, gdzie pójść, by nie spotkać się z bezdusznym i przedmiotowym traktowaniem młodej publiczności. Myślę o warszawskim Teatrze Małego Widza - scenie założonej w czerwcu 2011 roku przez Agnieszkę Czekierdę na Jezuickiej 4. To jedno z tych miejsc, w których hasło: "przyjazne dzieciom", nie jest tylko niewiele mającą wspólnego z rzeczywistością metką, ale wiąże się z wyznawaną przez twórców filozofią. Artyści i pracownicy TMW szanują małych gości i robią wszystko, by wyjść naprzeciw ich potrzebom. Może dlatego już na biletach pojawiają się takie - stojące w jawnej kontrze do poprzednich reguł - informacje:

"Mały Widz ma prawo głośno wyrażać swoje opinie, ma prawo do ekspresji i okazywania emocji. () ma prawo do płaczu, bowiem płacz jest w tym wieku emocją zupełnie naturalną."

Bo na Jezuickiej - jak w innym miejscu piszą twórcy - dopóki dziecko nie przewróci teatru do góry nogami, wszystko jest w najlepszym porządku. Ale i sami artyści robią wiele, żeby nie stworzyć maluchom okazji do rebelii - wciągają dzieci w kreowany na scenie świat i sprawiają, że niełatwo im opuścić tę magiczną krainę. Aby nie być gołosłowną - przybliżę dwa spektakle, adresowane do różnych grup wiekowych, w których miałam okazję ostatnio uczestniczyć.

***

"Rozplatanie tęczy" [na zdjęciu] jest przeznaczone dla widzów najnajmłodszych - w tym przypadku grupą docelową są dzieci w wieku 1-4. Pośrodku śnieżnobiałej sceny siedzi Agnieszka Czekierda ubrana również na biało, wita publiczność, macha ręką, z zaciekawieniem spogląda na nas szeroko rozwartymi oczami. Wygląda trochę jak niegrzeczna dziewczynka, która zastanawia się, co by tu spsocić. "Psoty" polegają na wnoszeniu kolejnych przedmiotów i krótkiej zabawie nimi - to kolorowe kulki, piórka, farbki (ich barwy są nasycone i świetnie widoczne na monochromatycznym tle). W ogóle kompozycja przedstawienia wydaje się wywiedziona z dziecięcych zabaw i ich języka. Na spektakl składają się więc proste czynności (przelewanie wody na szklanych pojemników, jazda wózkiem). Towarzyszą im równie nieskomplikowane komentarze słowne (ojej, ciuf-ciuf) oraz delikatna muzyka, tworząca jedynie dyskretne tło.

Przyznać trzeba, że na scenie dzieje się naprawdę dużo, kolejne obrazy dość szybko migają przed dziecięcymi oczami, nie dając przestrzeni na nudę. Na kształt przedstawienia za każdym razem mają wpływ widzowie - jednym maluchom bardzo podoba się zabawa w bulgotanie wody i wytwarzanie piany na jej powierzchni, inne na dłużej koncentrują uwagę na dmuchaniu miękkich piórek, które swobodnie opadają na podłogę. Czekierda uważnie obserwuje widownię, dostosowując do niej długość kolejnych sekwencji. Ta podskórna interakcja z grupą jest bardzo istotna - pozwala tak budować przedstawienie, by po pierwsze było dla danej grupy jak najbardziej interesujące, a po drugie - by można przyciągnąć i skupić uwagę publiczności przez pół godziny. Zapewniam wszystkich niedowiarków, że da się to zrobić. Agnieszce Czekierdzie udaje się bez problemu (nie jej jednej zresztą, równie świetnie radzą sobie dziewczyny ze Studia BLUM czy twórcy Teatru Atofri z Poznania). Wydaje mi się, że w tym przypadku gwarancją sukcesu jest jej dziecięcość (właśnie dziecięcość, nie infantylność), która sprawia, że jej działania sceniczne wyglądają trochę jak pomysłowa zabawa koleżanki. Gdy na zakończenia aktorka zaprasza widownię na scenę, wspólne harce są sytuacją naturalną, a wręcz wyczekiwaną.

Na koniec jeszcze anegdota. Otóż widząc rozsypane po scenie kolorowe kuleczki, oburzona dwuletnia może dziewczynka zawołała: "Bałagan!". Na co jej cztero-, pięcioletnia siostra głosem pewnym i stanowczym odpowiedziała: "To nie bałagan. To przedstawienie". Rozmowa wywołał oczywiście śmiech dorosłych widzów. Przytaczam ją tutaj z kilku powodów. Po pierwsze świetnie pokazuje, że komentarze dzieci nie są niczym niezwykłym - Czekierda też uśmiecha się i wesoło kontynuuje zabawę. Po drugie - jest dowodem aktywnego uczestnictwa najmłodszych widzów w spektaklu, ich autentycznego zaciekawienia akcją i indywidualnej interpretacji scenicznej rzeczywistości. Ta opowieść pokazuje również, że starsza z rozmówczyń dorosła już do innego języka scenicznego i spokojnie może wybrać się do TMW na "Sklep magika mechanika"

"Sklep magika mechanika", inspirowany rzadko wykorzystywaną w teatrze "Baśnią o stalowym jeżu" Jana Brzechwy, przeznaczony dla odrobinę starszej widowni (5-10-letniej). Dzieci w tym wieku wiedzą już, czym jest konwencja teatralna, zrezygnowano więc z prostego, ilustracyjnego przedstawiania bohaterów i ich przygód. Na scenie miska staje się jeżem, drabina - stromą górą, konewka - Czarodziejem Babulejem. Wystarczy tylko uruchomić wyobraźnię i w to uwierzyć. Dzieci - ale, powiedzmy to szczerze, także dorośli - wierzą chętnie, o czym świadczy ich aktywny udział: publiczność komentuje akcję, wskazuje jeżowi drogę, ostrzega przez niebezpieczeństwami. A jest przed czym, bo na scenie widzimy chociażby walkę z morskimi potworami czy bawołem - wszystko cudownie odrealnione i pomysłowo zrealizowane.

Baśń opowiada dwójka aktorów - Agnieszka Czekierda i Antoni Barłowski. Słów nie pada zbyt wiele. Wartość tego przedstawienia wcale nie polega na tym, że realizatorzy przenoszą na scenę tekst mało popularny, odchodzą od nieśmiertelnych "Kotów w butach" i "Kopciuszków" (na marginesie tylko zaznaczam, że nie mam nic przeciwko kolejnym realizacjom klasyki, jeśli tylko proponuje się coś ciekawego i inscenizacja ma wartość artystyczną). Największą uwagę twórcy przykładają do warstwy wizualnej przedstawienia. Pierwszą ogromną zaletą jest budowanie teatru z rzeczy codziennego użytku - wspomnianej miski, drabiny, folii itp. To sprawia, że bajkowy świat wydaje się niezwykle bliski, ale też - na co zawsze zwracam szczególną uwagę - może być inspiracją do samodzielnej zabawy w teatr w warunkach domowych.

W spektaklu pojawią się liczne scen nieomal taneczne - proste, ale efektowne. W tworzeniu niezwykłego klimatu opowieści bardzo pomocne są wizualizacje (zresztą bodaj najlepsze, jakie kiedykolwiek widziałam w teatrze dla dzieci). Na filmie pokazano las i łąkę - leciutko rozmazane kształty i nasycone barwy sprawiają, że w sali teatralnej wytwarza się przestrzeń magiczna. Całość dopełnia muzyka, dostosowana do akcji, która wyraziście podkreśla czarodziejsko-oniryczny nastrój.

***

Obejrzane przeze mnie spektakle niewątpliwie mają coś wspólnego: są kolorowe, piękne, subtelne i działają na wyobraźnię. Troskę TMW o najmłodszych zaobserwować można w doborze repertuaru i środków artystycznych. Twórcy dostosowują spektakle do możliwości percepcyjnych i oczekiwań Małych Widzów - inaczej przyciąga się uwagę dziecka rocznego, innymi bodźcami oddziałuje się ze sceny na sześciolatka. W świetle współczesnych badań prawda ta razi swoją oczywistością. Ale często przecież zdarza się, że potrzeby maluchów są zupełnie ignorowane, a realizujące spektakle zespoły mają znikome pojęcie o psychologii rozwojowej, czy bodaj podstawach pedagogiki. Obserwując ich działania mam wrażenie, że części twórców zwyczajnie brakuje wyobraźni. Przygotowanie przedstawień dla dzieci powinno wiązać się z większą odpowiedzialnością - bo maluch to człowiek, który dopiero zaczyna swoją przygodę ze sztuką i kulturą i w dużej mierze od twórców teatru dla najmłodszych zależy, czy zechce ją kontynuować, czy zniechęci się po pierwszej wizycie. A zniechęci się niechybnie, jeśli - powiedzmy - straszliwy smok wychyli się niespodziewanie zza kotary, rycząc przeraźliwie i doprowadzi dziecko do płaczu.

Pisząc te słowa mam w pamięci opublikowany niedawno w portalu qlturka.pl tekst Arkadiusza Lubowickiego "Przepraszam, czy to próba?", recenzję "Kopciuszka" Teatru Literackiego, którego lektura zjeżyła mi włos na głowie. W tym wypadku brak pomysłu na spektakl, słynne "skoro tyle pokoleń dzieci wychowało się na tak świetnej bajce, to dlaczego nie spróbować raz jeszcze?" sąsiaduje z nieprzygotowaniem, ignorancją i skrajnym brakiem poszanowania widzów. Lekceważenie swoich zadań i brak poczucia odpowiedzialności, jakie nakłada praca z dziećmi, oburza mnie do żywego. Chciałam więc podkreślić, że również na teatralnej mapie Warszawy znajdują się miejsca powstałe z myślą o dzieciach, które dają gwarancję dobrej zabawy i rozrywki na wysokim poziomie. Jednym z nich jest w właśnie Teatr Małego Widza.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji