Artykuły

Nasza walka o wolność

"Sprawa operacyjnego rozpoznania" w reż. Zbigniewa Brzozy w Teatrze Wybrzeże w Gdańsku. Pisze Mirosław Baran w Gazecie Wyborczej - Trójmiasto.

Najnowsza premiera Teatru Wybrzeże, spektakl "Sprawa operacyjnego rozpoznania" w reżyserii Zbigniewa Brzozy - to jeden z najważniejszych trójmiejskich przedstawień ostatnich lat. Nie tylko z powodów artystycznych.

Przedstawienie "Sprawa operacyjnego rozpoznania" jest przedsięwzięciem niezwykłym, bo próbą połączenia na scenie "Płomieni" Stanisława Brzozowskiego - fikcyjnej powieści sprzed wieku, przypomnianej ostatnio przez Krytykę Polityczną - oraz autentycznej historii opozycyjnego ruchu obywatelskiego Wolność i Pokój z czasów schyłkowego PRL-u. Jednak taka kolejność wymieniania inspiracji spektaklu jest myląca. Bo dzieło stworzone przez dramaturga Wojtka Zrałka-Kossakowskiego oraz doświadczonego reżysera Zbigniewa Brzozę jest przede wszystkim historią działaczy WiP.

Bezpośrednim impulsem powstania tej grupy było uwięzienie w połowie lat 80. Marka Adamkiewicza, który odmówił złożenia przysięgi wojskowej. Przedstawienie skupia się na sopocko-gdańskiej grupie WiP, która istniała i działała gdzieś pomiędzy niezwykle silną w Trójmieście Solidarnością, Totartem i anarchistycznym Ruchem Społeczeństwa Obywatelskiego. Na scenie widzimy aktorów wcielających się w kilku bohaterów, przede wszystkim trójmiejskich członków WiP (m. in. Wojciecha Jankowskiego, Małgorzatę Gorczewską, Krzysztofa Galińskiego Andrzeja Miszka czy Jarka Dubiela). W rozmowach przywoływane są nazwiska trójmiejskich działaczy pozostałych wymienionych grup: Anny Walentynowicz, Bogdana Borusewicza, Andrzeja Gwiazdy, Krzysztofa Skiby czy Janusza Waluszko.

Zbigniew Brzoza w swoim spektaklu korzysta z dość oszczędnych środków scenicznych. Praktycznie rezygnuje z rekwizytów i kostiumu, nie próbuje też budować iluzji scenicznej - bo i nie opowiada fikcyjnej fabuły. Kolejni członkowie WiP identyfikowani są nazwiskami, wydrukowanymi na noszonych przez aktorów koszulkach, zwracają się niekiedy bezpośrednio do widza. Nie ma tu też spójnej fabuły: to raczej "spontanicznie" opowiadana relacja z powstania gdańskiej grupy WiP, aresztowań i przeszukań w mieszkaniach, głodówek i radosnych happeningów.

Brzozie udało się w swoim spektaklu uniknąć patosu. Prawie wcale nie wnika w psychikę swoich bohaterów, pozostawiając to ocenie widza. Reżyser po prostu zdaje relację z konkretnych działań; często naprawdę bohaterskich, choć nie unika fragmentów, w których jest mowa o nagłej - prawdopodobnie podyktowanej strachem - rezygnacji z udziału w akcjach. Bo nie ma tu mitologizacji postaci: bohaterowie co chwila rozmawiają o swoich wspomnieniach, poprawiają się, łagodzą radykalny obraz czasów PRL-u, mylą fakty z przeszłości. I choć trudno znaleźć w przedstawieniu rolę wybitną, to dobrze reżyserski zamysł realizują występujący w nim aktorzy - Dorota Androsz, Piotr Biedroń, Michał Jaros, Robert Ninkiewicz, Michał Wielewicki oraz Piotr Witkowski. A uspokajający "oddech" spektakl zyskuje dzięki muzyce wykonywanej na żywo na saksofonie przez Tomasza Gadeckiego.

Scenograf "Sprawy operacyjnego rozpoznania" Marcin Jarnuszkiewicz podzielił scenę Malarni na dwie przestrzenie ogromnym, półprzezroczystym ekranem, na którym przez większość przedstawienia wyświetlane są archiwalne fotografie, fragmenty filmów i nakręcone specjalnie dla przedstawienia wideo. I choć reżyser sprawnie ogrywa akcję w dwóch przestrzeniach, to lekki przesyt budzi tak duża ilość materiałów multimedialnych.

Także połączenie w jednym spektaklu historii WiP oraz fragmentów "Płomieni" Brzozowskiego wydaje mi się bardzo ryzykowne. I to z dwóch powodów: formalnego i ideologicznego. Dosłownie parę obecnych w spektaklu scen z powieści budowanych jest w inny sposób, z elementami iluzji scenicznej (choć przerywanymi wypowiedziami WiP-owców, komentujących akcję "Płomieni"). Jednak większość prozy Brzozowskiego zaprezentowana została w formie krótkich filmów, z nieznośnym, nie pasującym do żywego planu spektaklu kostiumem, sztucznymi wąsami i perukami.

Jednak o wiele bardziej karkołomna wydaje mi się próba ideologicznego spojenia obu historii. Twórcy spektaklu próbują powiedzieć, że zarówno członkowie WiP, jak i bohaterowie "Płomieni", to idealistyczni buntownicy. Jednak to zestawienie dość mocno dyskusyjne. WiP-owcy świadomie i konsekwentnie unikali wszelkiej przemocy i fizycznej konfrontacji z reżimem (w spektaklu pojawia się nawet informacja, że odbyli specjalnie szkolenia z pacyfistami holenderskimi). Zdawali sobie doskonale sprawę, że wolności nie można wywalczyć siłą fizyczną. Podkreśla to doskonale planowany przez nich happening, w którym miał się odbyć sąd nad kukłą generała Jaruzelskiego. Sąd - co istotne - zakończony... uniewinnieniem I Sekretarza KC PZPR.

Spiskowcy z "Płomieni" wybrali najbardziej radykalne, terrorystyczne wręcz rozwiązanie: zamach na cara. Na tę sprzeczność scenarzyści "Sprawy operacyjnego rozpoznania" zwrócili uwagę, jednak - moim zdaniem niesłusznie - postanowili ją zbagatelizować.

Przemilczeli jednak drugą, istotną ideologiczną kwestię. W "Sprawie operacyjnego rozpoznania" pojawia się kilka scen - zarówno w historii WiP-u, jak i w adaptacji fragmentów "Płomieni" - o jednoznacznie antykatolickim wydźwięku. Środowisko WiP faktycznie było wyjątkowo niejednolite ideologicznie, a sam Jankowski otwarcie przyznawał się do antyklerykalizmu. Jednak znaczna część WiP-owców swoje pacyfistyczne poglądy wywodziła bezpośrednio z nauki kościoła. Nieprzypadkowo już w pierwszym zdaniu deklaracji założycielskiej WiP - napisanej przez Jana Marię Rokitę, a całkowicie pominiętej w gdańskim przedstawieniu - pojawia się odwołanie do pokojowych wypowiedzi Jana Pawła II. Paradoksalnie kompletne zignorowanie przez scenarzystów odmiennego podejścia do religii radykałów z "Płomieni" i WiP-owców nie przeszkadza twórcom spektaklu w pokazaniu na ekranie archiwalnej fotografii z transparentem z apelem o uwolnienie Jankowskiego, wiszącym na... Kościele Mariackim.

Pomimo pewnych niedociągnięć i nie do końca uzasadnionego połączenia dwóch opowieści, "Sprawa operacyjnego rozpoznania" jest dla Teatru Wybrzeże i Trójmiasta spektaklem niezwykle ważnym. Bynajmniej nie tylko z powodów artystycznych. Po "Wałęsie" Pawła Demirskiego i Michała Zadary oraz "Blaszanym bębenku" Grassa w reżyserii Adama Nalepy to kolejny spektakl, który mierzy się z najnowszą historią Gdańska, próbuje budować lokalną tożsamość. "Sprawa operacyjnego rozpoznania" oddaje głos niesłusznie zapomnianym bohaterem epoki PRL-u i z wyczuciem podważa opinię o monopolu Solidarności na walkę z komunistycznym reżimem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji