Artykuły

Pokolenie samotnych

"Opowieści o zwyczajnym szaleństwie" w reż. Agnieszki Glińskiej w Teatrze Dramatycznym w Warszawie. Pisze Roman Pawłowski w Gazecie Wyborczej.

Udany przeszczep gorzkiego humoru z Czech na polski grunt.

Warszawskie przedstawienie w reżyserii Agnieszki Glińskiej jest już czwartą premierą tej komedii Zelenki w Polsce po Zielonej Górze, Gdańsku i Łodzi. Czas się zastanowić nad fenomenem popularności młodego czeskiego twórcy, który znany jest także polskim kinomanom z takich filmów, jak: "Guzikowcy", "Samotni" i "Rok Diabła".

Za co kochamy Zelenkę? W pierwszym rzędzie za jego wierność czeskiej tradycji mądrego humoru spod znaku Haszka, Hrabala, Havla i Menzla. Jego filmy i sztuki teatralne mówią o samotności i kryzysie uczuć językiem tragikomedii, który oswaja nas z ludzkimi dramatami. Ironiczny dystans nie pozwala na rozpacz jak w "Samotnych", gdzie jeden z bohaterów zapomina, że ma dziewczynę, bo pali za dużo trawy. Leczy także rany i pokazuje drogę wyjścia jak w "Roku diabła", fabularyzowanym dokumencie o czeskim bardzie Jaromirze Nohavicy i jego wygranej walce z chorobą alkoholową. Czeskość Zelenki przekłada się zarazem na uniwersalne doświadczenie: dla wielu polskich dwudziesto- i trzydziestolatków jego twórczość stała się pokoleniowym manifestem. Zelenka dotyka bowiem najbardziej czułego punktu młodych ludzi: potrzeby życia w związku. Jego bohaterowie bez końca poszukują partnera, a ich desperacja graniczy z szaleństwem.

O tym są "Opowieści o zwyczajnym szaleństwie", tragikomedia o młodych ludziach, uwikłanych w chore związki emocjonalne. To Jana, która wydzwania do kochanków z budki telefonicznej pod swoim domem, Mucha, który porzucony przez kolejną dziewczynę wiąże się z odkurzaczem, a następnie z manekinem, Piotr, który, aby zatrzymać dziewczynę, sięga po indiańskie rytuały (tyle że zamiast partnerce po ciemku obcina włosy jej ciotce), oraz Alicja i Jerzy, którzy płacą postronnym ludziom, aby ich obserwowali w łóżku, bo inaczej nie mogą się kochać. Wszyscy składają się na portret zbiorowości, w której samotność stała się normą, a miłość ma coś z fast foodu - nie może trwać zbyt długo, bo następni wygłodzeni klienci czekają w kolejce.

Reżyserce warszawskiego przedstawienia Agnieszce Glińskiej udało się zachować równowagę między tonacją buffo i serio. Spektakl nie idzie w śmiech, zostawiając miejsce na refleksję, aktorzy grają z miłością do bohaterów, która łagodzi groteskę. W głównych rolach występują gwiazdy telenowel: Jan Jankowski, Małgorzata Kożuchowska i Dominika Ostałowska. Tym razem telewizyjny styl psychologicznego realizmu jest na miejscu, Zelenka bowiem przy całej nowoczesności tematyki pisze tradycyjne role. Pozytywnie zaskakuje zwłaszcza Jankowski trafnie obsadzony w roli głównego bohatera Piotra. Nieco niezgrabny, boleśnie szczery, chwyta publiczność za serce, choć w drugiej części brakuje aktorowi środków, aby pokazać coś więcej niż tylko zagubienie. Ciekawie rolę Muchy zagrał Waldemar Barwiński, dotykając autentycznego szaleństwa samotności. Świetnym kontrapunktem dla młodych są Władysław Kowalski i Jadwiga Jankowska-Cieślak, którzy z postaci zdziwaczałych rodziców Piotra wydobyli dramat wypalonego małżeństwa.

Ale prawdziwym odkryciem wieczoru są epizody: Marcin Dorociński jako Alesz, wydzwoniony z budki chłopak Jany, który udaje twardego mężczyznę, powstrzymując się nieustannie od płaczu, Dominika Kluźniak jako ożywiony manekin, który energią i gadatliwością chce nadrobić lata stania na wystawie, i Miłogost Reczek (import z wrocławskiego Teatru Polskiego) jako Szef szukający akceptacji dla swych pedofilskich skłonności. Dramatyczny może być dumny, mając takich aktorów w zespole.

Inscenizacja Glińskiej polega na braku inscenizacji, i dobrze, reżyserka ufa autorowi oraz aktorom i na tym wygrywa, wiele kwestii nagradzanych jest brawami. Jedynie choreograficzny finał psuje dobre wrażenie, obraz bohaterów wykonujących mechaniczne, marionetkowe ruchy jest niepotrzebnym dopowiedzeniem myśli wpisanej w całe przedstawienie: że ktoś inny pociąga za sznurki naszego życia. Ale i tak na fali zachodniej komercji podmywającej polskie sceny ten spektakl jest wydarzeniem, bo nie wdzięczy się do widza, nie oszukuje drugą świeżością, ale celnie trafia w serca i umysły.

Na zdjęciu: scena z przedstawienia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji