Artykuły

Od "Pstrąga" do "Ich Troje

Rodzina ŁĄGWÓW swoje życie związała z teatrem i muzyką. JANINA i ANDRZEJ to aktorzy. Ich syn Jacek jest założycielem i członkiem zespołu "Ich Troje", kompozytorem wielu przebojów.

Znane rody województwa łódzkiego

Janina Borońska-Łągwa i jej mąż Andrzej Łągwa mieszkają w Łodzi, w uroczym domku stojącym na brzegu lasu łagiewnickiego. Po ogrodzie biega i radośnie szczeka ich pies Kuba. Pan Andrzej wskazuje zaś na świerk rosnący przy wejściu do domu.

- Mój ojciec posadził go, gdy urodził się Jacek - wyjaśnia aktor. - Dziś świerk przerósł już dom!

Janina Borońska jest łodzianką. Przyszła tu na świat w 1943 roku. Dwa i pół roku później urodziła się jej siostra Anna Katarzyna.

- Siostra była Anną, ale potem kazała się nazywać Katarzyną -śmieje się pani Janina. - Do dziś nie wiem, czy jest Anią czy Kasią. Ale z życzeniami dzwonię do niej w imieniny Anny.

Mama aktorki, Kazimiera, z domu Kowalczyk, pochodziła z okolic Turku. Urodziła się jako szóste, najmłodsze z rodzeństwa dziecko. Jej rodzice mieli duże gospodarstwo.

- Niestety, nie poznałam dziadków ze strony mamy - wyjaśnia Janina Borońska-Łągwa. - Babcia umarła, gdy mama miała trzy lata, a dziadek gdy skończyła 15 lat.

Kazimiera Kowalczyk przyjechała do Łodzi do pracy. Tu poznała swojego przyszłego męża, Czesława Borońskiego.

- Tata mieszkał w dzielnicy żydowskiej, na ul. Wchodniej w Łodzi - opowiada pani Janina. - Tam poznał różne żydowskie piosenki. Potem bardzo lubił je śpiewać, choć muszę przyznać, że pięknego głosu nie miał. Ale dobrze naśladował żydowski akcent.

Rodzice pani Janiny w czasie wojny byli już małżeństwem. Kazimiera była w ciąży ze starszą córką, gdy jej męża aresztowali hitlerowcy i wywieźli go pod Warszawę. Groziła mu wywózka do obozu koncentracyjnego.

- Mama tam pojechała i u jakiegoś Niemca wybłagała uwolnienie taty - wspomina aktorka. - Hitlerowiec obiecał jej, że zwolni ojca. Dotrzymał słowa. Tata wrócił do domu. Brudny, zawszony, chory, ale wrócił.

Po wojnie Czesław Boroński skończył prawo, był kapitanem milicji. Ale ze względu na stan zdrowia już w latach sześćdziesiątych przeszedł na emeryturę. Kazimiera, mama aktorki, wiele lat pracowała w zakładach papierniczych przy ul. Więckowskiego.

- W mojej rodzinie nie było artystycznych korzeni, ale mama miała talent aktorski - dodaje pani Janina. Wspomina, że gdy Jacek jako dziecko zaczął grywać w filmach, to często na plan prowadziła go właśnie babcia. Kilka razy została zatrudniona jako statystka. Pokazała się na ekranie min w filmie "Między ustami, a brzegiem pucharu".

- Mama była bardzo zadowolona z tych filmowych występów - śmieje się pani Janina. - Była ładną, uroczą kobietą.

Gdy Janina Borońska-Łągwa była dziewczynką, mama prowadzała ją i siostrę do teatru. Gdy córki wracały do domu, rozpoczynały zabawę w teatr. Odtwarzały to, co widziały na prawdziwej scenie.

- Ja byłam reżyserem, aktorką - wspomina pani Janina. - Pisałam scenariusze, odgrywałam role. Siostra zajmowała się sprawami organizacyjnymi. To znaczy chodziła po sąsiadach z naszego bloku przy ul. Lutomierskiej i sprzedawała bilety na nasze spektakle.

Janina Borońska-Łągwa zdała maturę w IV LO im. Emilii Sczanieckiej. Uczyła się dobrze, więc rodzice chcieli, by poszła na medycynę. Choć jest odważną, zdecydowaną kobietą, przerażał ją widok krwi. Lekarzem więc nie została. Chciała zdawać do szkoły filmowej. Jednak ten pomysł nie podobał się tacie. Zaznaczył, że jego córka "cyrkówką" nie będzie. I tak Janina Borońska zaczęła studia

na polonistyce Uniwersytetu Łódzkiego. Z zaznaczeniem, że potem zostanie dziennikarką.

- Ale już na pierwszym roku zaczęłam grać w teatrze, który prowadził Jerzy Katarasiński, nieżyjący już mąż obecnej posłanki PO, Iwony Śledzińskiej-Katarsińskiej - opowiada pani Janina. - Za rolę w "Wariacie i zakonnicy" dostałam nagrodę na festiwalu. Potem zapisałam się do teatru studenckiego "Pstrąg".

Zaczęła szybko robić karierę w "Pstrągu". Akurat gwiazda tego teatru, Ewa Nagórna, nie mogła występować w spektaklu, z którym mieli jechać na festiwal do Częstochowy. Trzeba było szukać zastępstwa. Piotr Hertel, potem znany kompozytor, wskazał na Inkę, jak nazywano panią Janinę. Pojechali do Częstochowy i zwyciężyli. Główną wygraną był wyjazd do Parmy. - W tamtych czasach taki wyjazd to było coś niesamowitego! - twierdzi Janina Borońska-Łągwa. - Przez dwa tygodnie podróżowaliśmy przez Włochy. Zobaczyliśmy świat przez duże S.

We Włoszech zwiedziła nie tylko Rzym, Florencję i inne miejscowości, ale poznała chłopaka. Pamięta dobrze, że nazywał się Fabricio Bacconi. On był studentem, a jego ojciec prowa-

dził fabrykę butów. - Fabricio przyjechał nawet do Łodzi i chciał się ze mną ożenić, ale odmówiłam - śmieje się dziś pani Inka.

Był rok 1962. Jej przyszły mąż Andrzej razem z Krzysztofem Cwynarem zakładali kabaret, który nazywał się Voyage 1963.

- Krzysiek Cwynar wspomniał o Ince, przyszła na próbę do jego mieszkania i tak się poznaliśmy - mówi Andrzej Łągwa.

Janina Borońska nadal studiowała polonistykę, była już na trzecim roku. To pan Andrzej namówił ją, by jeszcze raz spróbowała zdawać do szkoły filmowej, bo pierwsza próba się nie powiodła. Skorzystała z rady. Pani Janina wspomina, że na egzamin przygotowała "Zośkę -wariatkę" Juliana Tuwima. W utworze tym nie brakuje brzydkich słów.

- Mama prosiła mnie tylko, bym ćwiczyła przy zamkniętych drzwiach, bo sąsiedzi pomyślą, że wychowała jakiegoś raroga - śmieje się pani Inka.

Została studentką "Filmówki", opiekunką jej roku była znakomita aktorka Jadwiga Chojnacka. Skończyła szkołę w 1967 roku. Dwa lata wcześniej została żoną Andrzeja Łągwy.

Józef, ojciec pana Andrzeja, był synem wiejskiego nauczyciela spod Piotrkowa Trybunalskiego. Mama Daniela Wajszczyk, pochodziła z Łodzi, była córką robotnika. Urodziła się i wychowała na Widzewie.

Rodzice aktora pobrali się w 1941 roku. Ich syn urodził się w styczniu 1944 roku w Poniatowie koło Piotrkowa Trybunalskiego. Był jedynakiem. Miał rok, gdy z rodzicami przeprowadził się do Łodzi. Jego tata prowadził piekarnię przy ul. Lutomierskiej. Miał także piękny głos, talent wokalny i był wielkim miłośnikiem Jana Kiepury.

- Tata brał prywatne lekcje śpiewu u prof. Brzezińskiego - mówi Andrzej Łągwa. - Miał nawet propozycję pracy w operze, ale kolidowałoby to z pracą w piekarni. Zawodowym artystą nie został. Ale naprawdę pięknie śpiewał.

Potem Józef Łągwa sprzedał piekarnię, w spółce prowadził cukiernię. W końcu przestał prowadzić interes. Kupił dom w Arturówku, gdzie dziś mieszkają jego syn i synowa.

Andrzej Łągwa po tacie odziedziczył talent muzyczny. Uczył się w szkole muzycznej, m.in z Czesławem Majewskim, Włodzimierzem Korczem, Michałem Urbaniakiem. Miał jednak ciągotki aktorsko - kabaretowe. Występował na różnych akademiach. Skończył szkołę muzyczną w klasie wiolonczeli i fortepianu. Po maturze pojawił się dylemat co wybrać - wyższą szkołę muzyczną czy szkołę filmową. Za pierwszym razem dostał się do tej drugiej.

Pracował najpierw w teatrze w Kaliszu, potem wrócił do Łodzi. Wiele lat związany był z Teatrem Powszechnym. Tam też pracowała jego żona. Potem związała się z Teatrem Nowym. Występowała w nim m.in za czasów Kazimierza Dejmka.

Panią Janinę mogliśmy oglądać w pierwszym odcinku "Stawki większej niż życie". Grała w łączniczkę AK, główną rolę kobiecą. - Niestety, ginę w tym odcinku - dodaje Janina Borońska-Łągwa. - Tak jak w pierwszej części "Jak rozpętałem drugą wojnę światową". Niedawno byłam na spotkaniu z Klubem Miłośników "Stawki większej niż życie". Wręczyli mi dyplom z fotosami z filmów, w których występowałam.

Pani Janina użyczyła głosu głównej bohaterce serialu "Karino", niemieckiej aktorce. W tym samym serialu głosem pana Andrzeja mówi Janusz Gajos. Czytelnicy starszego pokolenia pamiętają, że oboje przez wiele lat występowali w "Wesołym autobusie", swego czasu najpopularniejszej audycji radiowej w Polsce.

Państwo Łągwowie mają jednego syna Jacka, który urodził się w 1969 roku. Wychowywał się za kulisami teatru. Bardzo lubił Kazimierza Dejmka. Zapowiadało się, że zostanie aktorem, bo jako dziecko wystąpił w wielu filmach. Potem pojawił się pomysł na zawód chirurga. Marzył też, by być pilotem, ale nie miał odpowiednich warunków fizycznych. Ostatecznie został muzykiem. Jest związany z "Ich Troje". Napisał muzykę do większości przebojów tego zespołu. Sam też śpiewa. To, że pani Janina będzie miała sławnego syna, wywróżyła jej kiedyś wróżka.

- Koleżanka namówiła mnie, bym do niej poszła - wspomina pani Janina. - Nie byłam jeszcze wtedy żoną Andrzeja. Wróżka powiedziała, że będę miała tylko jedno dziecko, syna. Zaznaczyła, że będzie bardzo, bardzo sławny. Pytałam syna, kiedy nadejdzie sława. I nadeszła... Okazało się, że w tej wróżbie było coś na rzeczy.

Państwo Łągwowie mają dwie wnuczki. Marysia ma dziesięć lat, a Aleksandra - siedem. Młodsza w tym roku pójdzie do szkoły. Obie dziewczynki bardzo lubią spędzać czas u dziadków.

- My jesteśmy od chodzenia z nimi do teatru i powietrza - śmieje się pani Janina. - Tak mi zakomunikowała kiedyś jedna z wnuczek. Bo już do kina chodzi z nimi tata.

Czy Marysia i Ola pójdą kiedyś w ślady taty czy dziadków? Na razie nie wiadomo...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji