Artykuły

Głos z widowni

MIKOŁAJ JEWREINOW należał do ekspery­mentatorów teatru rosyjskiego który zabłysnął pod koniec XIX i na początku XX wieku potężnym blaskiem w świa­towym ruchu scenicznym. Jednakże nadawanie twórczości Jewreinowa znaczenia równoległego w stosunku do działalności Łairowa, Wachtangowa lub Meyerholda jest już przymiarką na wy­rost nawet przy całym szacunku dla jego nowatorskich myśli.

Jewreinow wyjechał w latach dwudziestych z Rosji radzieckiej do Paryża - gdzie pozostał na sta­łe - do śmierci w r. 1953. W Pa­ryżu również - w latach dwu­dziestych dał się poznać na krótko jako dramaturg o światowej sła­wie. Był to okres gdy próbowano podejmować tam na nowo, ale już z innego punktu widzenia, te same problemy, które tak wzruszały in­telektualną Europę na początku na­szego wieku, ów okres zamknął się ostatecznie w nowej sytuacji spo­łecznej, którą na Zachodzie zna­mionował kryzys lat trzydziestych. Tyleż ekonomiczny, co intelektual­ny.

Gdybym miał w archiwum lite­ratury ułożyć na którejś z półek "Teatr odwiecznej wojny" Jewreinowa ułożyłbym go - ze względu na ducha utworu - obok komedii Pi­randella, obok egzotycznych nowel Claude Farrere'a, obok "Ostatniej nocy w Mukdenie" Pierre Benoit - z jego obrazem emigracji porewolucyjnej pełnej księżnych zajętych stręczycielstwem i książąt szukają­cych zapomnienia w opium, obok Pierre Loti - z jego "Azjadeą" i modną wówczas fascynacją "duszą wschodu" - jako rzekomego anti­dotum na europejskie zmagania, obok tomików Verlaine'a, Mallarme'a czy Rimbauda. W stosunku do po­wojennej rzeczywistości literackiej Francji - której Jewreinow starał się być bliski - było to więc już zjawisko nieco spóźnione, raczej postawangardowe. Natomiast związków z autentycznym współ­czesnym ruchem intelektualnym i artystycznym w ojczyźnie Jewrei­nowa - dopatrzeć się można nie­wiele, a w miarę upływu lat - co­raz mniej.

Niektóre utwory prezentowane w Teatrze "Wybrzeże" osobiście przez Hebanowskiego - mają dla mnie urok antykwariatu. Ich bezpośred­ni kontakt ze współczesnością jest niekiedy niełatwy, rwie się, zadzi­wia, budzi polemikę, choć można odnaleźć w starych dekoracjach ży­cia również czasem coś ciekawsze­go. Jak napisał niedawno w czaso­piśmie "Teatr" Witold Filler - "Dobrym mottem dla repertuaro­wych szaleństw Stanisława Heba­nowskiegó zdaje się być Staff: Staff z wiersza "Dzieciństwo". Bo Hebanowski takim mi się właśnie widzi: "blady książę z obrazów Van Dycka" płaczący nad zeschłą nie­zapominajką, dobierający klucze do umarłych zegarów. I może dlatego tak lubię teatr, jaki na swoim stryszku z zakurzoną literaturą Hebanowski mi odgrywa. Jest to te­atr jedyny i niepowtarzalny: gdy­by nie ten twórca - nigdy bym z tym teatrem nie obcował. Czy był­bym z tego powodu uboższy? Mo­że nie o głębię doznań, ale z pew­nością o ich skalę".

Warto przypomnieć ten komen­tarz - właśnie z okazji wystawienia w Teatrze "Wybrzeże" sztuki Jewreinowa "Teatr odwiecznej woj­ny".

Wracając natomiast do Jewreino­wa, to chociaż napisać miał na emigracji aż 30 książek, w jego ży­ciorysie liczy się przede wszystkim okres działalności w latach 1912- 1920 w Rosji, gdzie napisał "Teatr jako taki" i "Pro scena sua" i gdzie objawił się jego talent inscenizatorski i reżyserski, później lekko­myślnie przez niego samego zaprze­paszczony. Jego trzy sztuki: "To co najważniejsze", "Okręt sprawie­dliwych" i "Teatr wieczystej woj­ny" wystawiono w Polsce w latach 1923, 1925 i 1930. Hebanowski postanowił przypomnieć tę postać właśnie za pośrednictwem "Teatru wieczystej wojny". Tytuł (w którym archaiczną "wieczystą" wojnę, zmieniono na "odwieczną") jest symbo­lem - symbolika jest tu zresztą wszechobecna od początku do koń­ca. "Wojna" o której mówi Jewrei­now, to wojna między prawdą a kłamstwem...

Akcja prezentuje tajemniczy "instytut", w którym różni ludzie uczą się aktorstwa na użytek co­dzienny. Następuje jednak moment gdy zakłamane postacie mają pra­wo do wystąpienia bez maski. W świecie kłamstwa jest to jednak równoznaczne z nałożeniem na twarz innej maski. Tym razem jest to maska prawdy.

Głównym mistrzem tajemniczego "instytutu" jest pół-Rosjanka a pół-Chinka o wschodnim imieniu Ju-Dżen-Li, którą kreuje Halina Winiarska nadająca tej postaci wszystkie cechy rzeczywistości określonej przez autora - jest za­gadkowa, kusicielska, demoniczna i egzotyczna, jak większość bohate­rek ówczesnych modnych dramatów i powieści francuskich. W postaci tej można nawet dopatrzeć się ja­kichś związków z bohaterami i bo­haterkami sztuk Hervine`a lub Claudela. Po zabawie "w prawdę", jakby "balu maturalnym" tej wyż­szej szkoły| kłamstwa, na "polu walki" zostanie właśnie tylko ona i fa­brykant falsyfikatów antycznych, znakomicie wymodelowany prze z Henryka Bistę.

Ciekawa jest, także bogata i róż­norodna cała galeria postaci, studiujących w "instytucie", a więc -demoniczny kaznodzieja (Stanisław Igar), "zdegradowany" klasowo książę Maszukow (Florian Staniewski), piękna córka dyrektorki "instytu­tu", usiłująca przeciwstawić się systemowi kłamstwa (Wanda Neumann), adwokat Smith (Stanisław Frąckowiak), egzaltowana żałobnica Fanny Norman (Krystyna Łubieńs­ka), udający homoseksualistę Tommy Sous (Jan Sieradziński), jo­wialny senator (Zenon Burzyński) nauczyciel psychologii Baker (Jan Twardowki), natrętny malarzyna Gregoire (Wiesław Nowicki), Erne­styna (Tomira Kowalik), mimoplastyk Trompetti (Kazimierz Iwor), pułkownik O'Key (Zbigniew Łobo­dziński) i inni. Postacią przypadko­wą w tym tłumie mistrzów i adep­tów kłamstwa jest nauczyciel mu­zyki (Krzysztof Gordon) ale i on włącza się ostatecznie do gry, co symbolizuje elektryczny fortepian udający grę mistrza. Klęskę po­niosła wreszcie również dyrektorka "instytutu" (Irena Maślińska), któ­rej cała inicjatywa obraca się prze­ciwko niej samej.

Gdy na końcu piękna Ju-Dżen-Li pokazuje fabrykantowi torebkę z wytrychami do raju, oznaczać to może jednak zarówno totalną klęs­kę - co sugeruje Hebanowski - jak i z góry zaplanowany triumf. "Raj" jest bowiem dalej "rajem", nawet gdy otworzy się do niego drzwi wytrychem - stosując tę metaforykę z okresu pluszowych kotar.

Całość przełożyła Maria Zagórska, oczyszczając tekst z licznych ozdobników i archaizmów, ale chyba niepotrzebnie go "unowocześniając" ta­kimi określeniami jak np. "pranie mózgów". Reżyserował Stanisław Hebanowski - z pietyzmem, niekiedy przesadnym wobec tekstu. Niektóre sceny naprawdę nie za­sługują na celebrację, chyba tylko w tym celu aby je sparodiować.

Mamy tu także popis scenogra­ficzny Mariana Kołodzieja, który właściwie odczytał cały współ­czesny sens inscenizacji utworu, nadając mu charakter podkreślający jego odrębność myślową epoki, two­rząc obrazy jakby wyjęte ze sta­rych roczników pism ilustrowanych i starych żurnali mód...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji