Proza "doteatralizowanego" teatru
Zapowiada się ten spektakl arcyciekawie. Po podniesieniu kurtyny monumentalna scenografia Mariana Kołodzieja wywołuje oklaski widowni. Pierwsze kwestie gości, śledzących przez otwarte podwoje jakieś dziejące się w dalszych pomieszczeniach tajemnicze sprawy - zapowiadają rzeczy niezwykłe, odbywające się w innym, czysto teatralnym wymiarze.
COŚ ze świata "Nietoty" Micińskiego, z przyjęcia w pałacu demonicznego ojca Heli Bertz z "Pożegnania jesieni" Witkiewicza. Już poprawiamy się w fotelach, aby lepiej smakować jewreinowski "doteatralizawany teatr", gdy wszystko zaczyna pomału prozaicznieć, lub raczej - - sprowadzać się się do dość elementarnych problemów.
Argumentem raczej "na plus" byłoby twierdzenie, "że jak na tamte czasy" (początek lat dwudziestych) - "Teatr odwiecznej wojny" Jewreinowa stanowił prawdziwie nowe słowo w światowej dramaturgii. Choć i wtedy można było (wychodząc z założenia: nic nowego pod słońcem) szukać inspiracji Jewreinowa choćby w aforyzmach i myślach Chamforta, La Bruyere'a, Vauvenargues'a i La Rochefoucaulda, aby nie sięgać już dalej w przeszłość.
Na sztukę Mikołaja Jewreinowa patrzymy trochę tak, jak na utwory Pirandella: jak na lekcję z historii teatru, skądinąd ciekawą, ale poza charakter demonstrowania przykładem pewnego etapu historii dramaturgii nie wychodzącą. Chyba, że za nowatorstwo uznamy odkrywanie, stwierdzanie prawd tak doskonale znanych, że ich powtarzanie zakrawa na naiwność. Posłuchajmy: "Kto zwycięża w walce o byt? Wcale nie najsilniejszy, ani najgodniejszy, a właśnie najbardziej chytry, najbardziej przygotowany do walki, a przede wszystkim - najsprawniejszy obłudnik", lub "Człowiek człowiekowi lisem", "W życiu nie ważne kim się jest, tylko kim się być wydaje" itp.
Jewreinow kreuje w swej sztuce szkołę uczącą życiowej gry, czy raczej gry w życie. Sytuacja jak z Pirandella, bardziej tylko udosłowniona. W scenie egzaminu demonstruje autor różne "casusy" po kolei defilujące na scenie przed gronem egzaminatorów. W zamierzeniu Jewreinowa pomyślana, jako jedna z efektowniejszych, sekwencja ta staje się w dzisiejszej realizacji jedną ze słabszych, mało nośnych scen przedstawienia. Jak w nieco naiwnie pomyślanym studenckim kabarecie.
Defilują przed nami różne przypadki "zasmakowań", na tym tle jedyny prawdziwy wybuch uczucia przyjęty zostaje gremialnym śmiechem. W tym kontekście ciekawie brzmi teoria o psychologii klientów, dla których osobowość sprzedawcy (nadajmy temu pojęciu interpretację rozszerzającą) trzeba ciekawie "zaprogramować". W oparciu o psychologię klienta, odbiorcy, słuchacza, ogólnie mówiąc podporządkowanego, należy wyjść naprzeciw jego oczekiwaniom, umiejętnie na niego osobowością "nadawcy" zadziałać.
Ciekaw jestem, czy pisarz angielski J. B. Priestley znał tę sztukę Jewreinowa. Bo przecież jedna z jego książek, tłumaczona zresztą na polski to rozwinięcie tego właśnie pomysłu autora "Teatru odwiecznej wojny", Jest tam "instytut" specjalizujący się w kreowaniu osobowości swoich klientów (drogą sugerowania sposobów zachowywania się itp.), tworzący dla nich tę osobowość, jak krawiec szyje ubranie na miarę. Osobowość gwiazdorów, polityków, dyrektorów. A cóż innego proponuje Jewreinow, przypominając pobierane przez Napoleona lekcje "teatralnego" zachowania się - u słynnego aktora TaImy - jeśli nie takie właśnie traktowanie własnej osobowości?
Wydaje mi się, że duże wymiary sceny Teatru "Wybrzeże" w Gdańsku nie pomogły inscenizacji tego utworu, któremu przydałaby się większa zwartość, a przede wszystkim - szybsze tempo. Mistrz "intelektualizacji" wystawianych utworów, budowania subtelnych nastrojów, Stanisław Hebanowski nie zdołał przewalczyć warunków sceny teatru przy Targu Węglowym.
Są tu sceny o dużym ładunku emocjonalnym i sile wyrazu, jak np.: introdukcja i piękna scena końcowa. Przedstawienie jednak rozprasza się jak gdyby momentami, aktorzy nie zawsze kontaktują się z sobą, nie wspominając już o tym, że znalazło się tu kilka ról z różnych przedstawień. Z dość sporego grona wykonawców wymieńmy Irenę Maślińską (dyrektorka Instytutu Teatralnego), Halinę Winiarską w roli pięknej, tajemniczej, uwielbianej przez mężczyzn Ju-Dżen-Li,
Henryka Bistę (fabrykant), świetnego Stanisława Igara (kaznodzieja), Floriana Staniewskiego (książę)T Krzysztofa Gordona (Morawski), Krystynę Łubieńską w roli egzaltowanej Fanny Nor-
man, Wiesława Nowickiego jako pełnego temperamentu malarza Gregoire. Muzykę zaproponował Andrzej Głowiński, ruch sceniczny Irena Sławócka.