Natasza Urbańska zadebiutuje na wielkim ekranie
Potrzeba było aż siedemnastu lat, aby NATASZA URBAŃSKA, gwiazda Teatru Buffo, zadebiutowała na wielkim ekranie. Główną rolę powierzył jej sam Jerzy Hoffman w megaprodukcji "1920: Bitwa warszawska".
Debiut fabularny u mistrza Hoffmana to wielkie przeżycie?
- To ogromny zaszczyt i ogromny stres. Cieszę się, bo wspanialszego debiutu filmowego nie mogłam sobie wymarzyć. Pracowałam z najlepszymi. Rola Oli łączy w sobie dwa wątki. Przedwojennej aktorki teatralnej, skądinąd klimat bardzo mi bliski, oraz Oli - bohaterki, która chwyta za broń i wspiera w działaniach męża - poetę.
Co cię zachwyca w latach dwudziestych minionego wieku?
- Na nowo z rozkoszą zajrzałam do tej epoki, gdy Polska zaczynała oddychać polskim powietrzem. Pokazujemy rozkwit kultury w Warszawie i nowe tańce - charleston, który opanował cały świat. Będzie też wielka romantyczna miłość w trudnych czasach, dramatyczne wybory i fantastyczne kostiumy. Do tej pory oczywiście miałam przyjemność przy wielu różnych projektach wkładać mnóstwo fantastycznych kreacji. Świetnie się w nich czuję, ale te są szczególne, bo szyte na miarę.
Twojego męża gra Borys Szyc, jak całuje...?
- W porządku. Muszę przyznać, że widziałam zwiastun - wmontowano w niego wszystkie nasze pocałunki.
Wspólnie z Borysem zaśpiewacie też "Śpiewkę 1920" promującą film. Już dziś mówi się o pojedynku ze słynną "Dumką na dwa serca" z "Ogniem i mieczem".
Obawiasz się porównań z Edytą Górniak?
- Nie, bo jestem zupełnie inną kobietą. To jest piosenka o czymś innym, ma zupełnie inną melodię, inny przekaz i myślę, że w tej sferze nie będzie porównań. Dla mnie to wielki zaszczyt, że mogę razem z Borysem ją zaśpiewać. Osobiście bardziej podoba mi się nasza piosenka. Już przy pierwszych dźwiękach mam ciarki.
"1920: Bitwa warszawska" czeka na H premierę. A ty wybierasz się na wakacje?
- Jakie wakacje? Teraz dopiero zbieramy sity i rozkręcamy się z produkcją musicalu o Poli Negri. Takiego show jeszcze w Polsce nie było. Tradycyjną scenografię zastąpią trójwymiarowe animacje komputerowe. Teraz właśnie nagrywamy sekwencje z udziałem aktorów, których będziemy "kluczować" w ten świat animowany. Zapowiada się naprawdę obłędnie. To będzie rewolucja!
Podobno Nina Andrycz jest zaangażowana w spektakl?
- Tak, mam wspólną scenę z panią Niną Andrycz. Będzie grała Sarah Bernhardt. To ciekawe spotkanie, bo nawiązuje trochę do naszych prywatnych relacji. Pola Negri, gdy była młoda, poszła do Sarah Bernhardt, wielkiej wówczas aktorki i ona radziła Poli jak ma grać, jaka ma być, żeby zaistnieć, żeby odnieść sukces. Kiedyś zaprosiliśmy panią Ninę do Buffo na spektakl i po zakończonym przedstawieniu, przy lampce wina dokładnie taka scena miała miejsce. Pani Nina powiedziała mi: "Jesteś za chuda, zdecydowanie. Musisz przytyć troszkę". Dokładnie wymieniła wszystko, co powinnam w sobie zmienić, co mam zrobić, abym stała się jeszcze lepsza.
Zdradziła jakąś receptę na sukces?
- Nie, ale podarowała mi biżuterię, do której dołączyła bilecik, na którym napisała: "Mianuję cię na gwiazdę. Nina Andrycz". To jest dla mnie największym zaszczytem, od tak wielkiej aktorki, królowej sceny dostać takie wyróżnienie. To się zapamiętuje na całe życie.
Co z twoją solową płytą? Znajdziesz w końcu czas na jej nagranie?
- Zaczęłam myśleć o niej rzeczywiście Mika lat temu. Dziś mogę powiedzieć, że pracuję nad swoją solową płytą tu w Polsce, z polskimi muzykami. Lubię swing, lubię funk, piękne melodie i nowe brzmienie... To będzie totalne szaleństwo!
Dziękuję za rozmowę.