Artykuły

"Piotr Medyceusz": ekscytująca fikcja i rzeczywistość

Po raz czwarty albo piąty z zapomnienia wyciągam utwory przywracając je na nowo publiczności. W ten sposób przypomniałem dzieła kompozytorów włoskich. Pierwszy raz natomiast prowadzę prawykonanie po latach w Polsce. Mam nadzieję, że publiczności spodoba się ten utwór, bo jest on wyjątkowo ekscytujący - dyrygent MASSIMILIANO CALDI zaprasza na koncert.

Po raz pierwszy dyryguje Pan utworem Józefa Michała Ksawerego Poniatowskiego...

- ... oczywiście.

- Co zatem może Pan powiedzieć o jego muzyce, o twórcy?

- Uwielbiam tego kompozytora nie tylko za to, że był bardzo sympatyczny, miły, ale także za to, że jest kwintesencją starej włoskiej tradycji. Urodził się w Rzymie, żył we Włoszech i choć jest polskim kompozytorem, bratankiem waszego króla Poniatowskiego, to jednak kultywował w swojej muzyce tradycję włoską, przede wszystkim sztukę śpiewu belcanto. Jest to bardzo interesujący twórca. Był przecież nie tylko dobrym kompozytorem, ale także dobrym śpiewakiem, tenorem.

- Jaka jest muzyka Poniatowskiego? Bliżej jej do dzieł Donizettiego? Rossiniego?

- Według mnie to mieszanka wielu stylów, trochę w niej Belliniego, Donizettiego, Rossiniego, który był przecież mistrzem belcanta. Ja jednak bardzo często czuję w muzyce Poniatowskiego Verdiego.

- Dziś o godzinie 19, w Filharmonii Krakowskiej poprowadzi Pan prawykonanie - po 150 latach zapomnienia - opery "Piotr Medyceusz". Jaki to utwór?

- Opera ta nie jest opowieścią o konkretnej historii, która się zdarzyła, lecz całkowitą fikcją literacką, mimo że można w niej odnaleźć epizody z życia Medyceuszów. Bohaterowie tej muzycznej opowieści - poza bohaterem tytułowym - są fikcyjni; np. Laura Salviati, fantastyczny charakter - taka postać w rzeczywistości nie istniała, Fra Antonio też nie istniał, itd. Akcja opery, która opowiada o Piotrze Medyceuszu, władcy Florencji rozgrywa się w 1402 roku. To dziwne, bo jak wiadomo w rzeczywistości Piotr Medyceusz urodził się znacznie później.

- Dopiero w 1471 roku.

- Jest to więc całkowite pomieszanie fantazji z prawdziwymi wydarzeniami.

- Co jest najtrudniejsze dla Pana i dla solistów w przygotowaniu opery?

- Dla solistów niezwykłą trudnością jest realizacja tego, co skomponował Poniatowski. Partie wokalne są bardzo trudne, często na granicy wokalnych możliwości i nie zawsze precyzyjnie napisane; a jeszcze w wersji orkiestrowej, w manuskrypcie znajdowało się wiele błędów. Dlatego naszym zadaniem jest pomóc tej muzyce, aby mogła być płynnie zaprezentowana. Należy pamiętać, że Poniatowski był kompozytorem amatorem, ale kompozytorem bardzo dobrym. Jednak są fragmenty utworu, którym brakuje perfekcji. Dla mnie natomiast bardzo trudne jest dobranie odpowiednich temp. Nie mamy tradycji wykonawczej tego utworu, nie mamy się więc na czym oprzeć. Jeżeli zagramy uwerturę zbyt szybko, zrobi się z tego operetka, taki Offenbach. Trzeba uważać. Włożyliśmy wiele pracy w prawykonanie tej opery; przygotowania trwają od wielu miesięcy. Manuskrypt został wyciągnięty z archiwów, przepisany i opracowany przez muzykologów. To była wielka robota Stowarzyszenia Muzyki Polskiej i moja.

- Dalsze życie koncertowe "Piotra Medyceusza" Poniatowskiego będzie poniekąd zależało od jego prawykonania. Czuje Pan na sobie odpowiedzialność? Starach?

- Nie, gdyż nie pierwszy raz prowadzę prawykonanie po latach. Po raz czwarty albo piąty z zapomnienia wyciągam utwory przywracając je na nowo publiczności. W ten sposób przypomniałem dzieła kompozytorów włoskich. Wykonałem już m.in. dwie opery Antonio Cagnoniego: "Re Lear" oraz "Don Bucefalo". Nawet nagrałem je na płyty. Pierwszy raz natomiast prowadzę prawykonanie po latach w Polsce. Mam nadzieję, że publiczności spodoba się ten utwór, bo jest on wyjątkowo ekscytujący.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji