Artykuły

Cztery stare zdjęcia

Cztery stare zdjęcia. To wszystko. Cztery żółknące fotografie ZBIGNIEWA BEDNARCZYKA, któremu przyszło być aktorem w kraju, gdzie nikt nigdy nie zapomni, kto grał Klossa.

Wiele lat temu dbał nocami o suknię wędrownego trupa. Pamiętam: niewielki, korpulentny, o potulnej, kojącej oko twarzy chłopca skorego do uśmiechu, zawsze w meloniku od lat śmiertelnie zmęczonym, kiedyś czarnym, dziś jak popioły, zawsze w ledwo żywych butach, co znają wszystkie ścieżki cmentarza, zawsze okutany szarym szynelem o wyciągniętych kieszeniach, zapiętym na płócienne guziki, zawsze wszystkie. I chyba nie lubił znużonej sentencji o dwóch łyżkach prochu, na żałośnie krócho rozdzielonych ciałem, jak chciał Eklezjastes - marnym. Niby kto ją lubi? Mniejsza z tym. Istotne, że on już nie żyje. Zbigniew Bednarczyk, aktor Teatru Cricot 2, zmarł w zeszłym tygodnia I istotne, że wiele lat temu, w rewii Tadeusza Kantora "Niech sczezną artyści", jako Właściciel Składu Przycmentarnego był nocami właśnie tym. Piękną lichotą. Pamiętam: lichota okutana lichotą. Chodząc między drewnianymi krzyżami, żelaznym łóżkiem i Kantorem na krześle, w cieniu - czekał na wędrowne widma, które trzeba będzie ugościć, oczyścić, uspokoić. Nie różnił się od nich. Pół-trup, człekokształtna drzazga czyjejś pamięci, skazany na jeden stary gest, jeden stary ton, jedną starą minę paralityk czasu przeszłego, dokonanego. Nie inaczej. W,.Niech sczezną artyści" był w istocie taki, jak inni aktorzy - taki, jak zawsze, jak w każdym z seansów Kantora, w których grał.

Pamiętam: w "Umarłej klasie" siedział w pierwszej ławce, na skraju, patrząc od strony widowni - po lewej. Staruszek Ekshibicjonista, wciśnięty w kusy garnitur szkolny. Biała koszula, krawat cienki jak sznurówka, ten sam, co zawsze melonik, kiedyś wytwornie czarny. Trzymał na rękach manekina, podobiznę chłopca, siebie z czasów, gdy śmierć była daleko. Siedział bezradnie i nic nie wiedział o Królu Salomonie. Inne pół-trupki - każdy tak samo obarczony laką - wytykały go palcami. Drwiły, przedrzeźniały, upokarzały. Więcej. Pół-trupki portki mu zdjęły, gdy się jąkał pod niewidzialną tablicą. Zabawne, lecz właśnie ten szczyt szyderstwa go ocalił - cudownie przywrócił erudycję. Prymus-gołodupiec dzieje Salomona recytować zaczął nieomylnie. Dzieje Salomona, dzieje króla Dawida, dzieje czegokolwiek, dzieje wszystkiego. Grubo później, w seansie "Nigdy tu już nie powrócę", podobnie recytował, może lepiej powiedzieć przywoływał, tak, ze starego przedstawienia Kantora "Kurka wodna" przywoływał - jak inni aktorzy postacie z innych przedstawień - postać niejakiej Lady Angielskiej.

Pamiętam: w kostiumie koloru piasku, w fikuśnym kapelutku, Lady Angielska taszczyła monstrualną, niedomkniętą walizę, obwiniętą lnianym suknem, walizę z kośćmi jej tragicznie zmarłego kochanka. Taszczyła ten gruz starej miłości i wraz z innymi bohaterami, co na generalną próbę przyszłej stypy przybyli z niegdysiejszych opowieści scenicznych Kantora, skandowała Kantorowi memento:, .Niewiele ci już zostało, oj, niewiele...". Z niedomkniętej walizy wystawała czaszka. Pół-trupki miały rację - mało mu zostało. Nie dokończył ostatniej opowieści "Dziś są moje urodziny". Zmarł przed finałem.

Pamiętam: było tak, jak by pół-trupki rzekły - "Zmarł? Nie szkodzi. My i tak przyjdziemy". I przyszły. Przyszły i zagrały premierę. W "Dziś są moje urodziny" zagrały dla pustego krzesła w cieniu. Bednarczyk był Księdzem Śmietaną z Wielopola. Jak to ksiądz: sutanna, pokora, bezsilność. Bezsilność, bo niby co mógł powiedzieć? "Nie martw się, Tadziu, dwie łyżki prochu i marne ciałko między nimi przez żałosną chwilę - to jest najpiękniejsze sedno"? Nie. Był delikatny. Po prostu zapytał puste krzesło: "A paciorek, Tadziu, zmówiłeś?". Mało? Może mało, lecz i wszystko, co można.

Właściciel Składu Przycmentarnego, gospodarz tej nory, co ją Kantor zwał też Zajazdem Pamięci, miał tę samą delikatność. Wiedział, że wszystko, co można, to zadbać o wygląd gości. Najpierw o suknię wędrownego trupa starej kobiety - on pojawiał się zawsze na początku nocy. Siadał i wypatrywał niemożliwego powrotu czyichś twarzy. A gospodarz miotełką z czarnych gałęzi strącał proch z sukni i śmiesznej parasolki w trupiej dłoni. Śmiesznej, bo przecież tam nie ma deszczów. To wszystko. Tyle pamiętam. Cztery stare zdjęcia. Cztery fotografie Zbigniewa Bednarczyka, któremu przyszło być aktorem w kraju, gdzie nikt nigdy nie zapomni, kto grał Klossa.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji