Artykuły

Ciasteczka Lucy

Na Scenie Kameralnej Teatru im. Wojciecha Bogusławskiego w miniony weekend wystawiono już piątą premierę sezonu - "Chorobę młodości" wg Ferdinanda Brucknera

Akcja przepełnionej rozkładem dekadencji sztuki rozgrywa się w dwóch pokojach zajmowanych przez studentki medycyny: Marię (Monika Krzywkowska) i Desiree (Agnieszka Dzięcielska). Równie dobrze miejscem burzliwych zdarzeń mógłby być akademik, nocny pub, schronisko górskie, wreszcie każde inne, byleby zamknięte i niedoświetlone. Właściwą sceną przedstawionych zajść powinna być bowiem dusza. Sprecyzujmy: ten ośrodek wewnątrz nas, który jedni lokalizują bliżej serca a drudzy bliżej głowy, ten przez który stawiamy pytania i nie znajdując odpowiedzi czasami stajemy się szaleńcami, czasami samobójcami, a w większości przypadków - szczęśliwi, chorzy bądź obciążeni nałogami - dożywamy kresu swoich dni.

Jednak aby nie rozminąć się z prawdą, nie należy przedstawionego nam dramatu stawiać na zbyt wysokim postumencie: bohaterowie Brucknera o duszy jedynie rozprawiają, odgrywając przed nami komedię, która ma być smutna, prawdziwe - owszem - duszą się we własnym sosie niemożności i seksualnych pomyłek. Takie postaci z przejęciem kreują aktorzy, wpadając w pułapkę tworzenia karykatur przypisanych sobie osób dramatu jak w przypadku Anny Dąbkowskiej - Brucknerowskiej Ireny. Artyści na tyle silnie wczuwają się w swoje role, że aż drażni brak dystansu, oddechu w tej zagęszczającej się w miarę zbliżania się końca spektaklu atmosferze. Zarzut to czy pochlebstwo?

Jest jeszcze głupia Lucy, służąca. Postać najbardziej żywa z zaprezentowanych na scenie, ale i najciekawsza ze stworzonych przez dramatopisarza Lucy Kamy Kowalewskiej raz po raz - na szczęście dla całego przedstawienia - rozśmieszająca publiczność, nieco przerysowana, zaskakująco w tej interpretacji spowinowacona ze światem kabaretu...

Kto właściwie traci swój czas, swoje pięć minut na ziemi - studentki i ich niedojrzali kochasie: rozmamłany Petrell (Grzegorz Chołuj), egzaltowany Alt (Zbigniew Antoniewicz) i kochaś numer 1, chamowaty Freder (Przemysław Kozłowski) - najbardziej przekonywująca kreacja męska - czy Lucy, najgłupsza właśnie dlatego, że ona jedyna niczego nie gra, i nie udaje, ale ślepo wierzy w ułudę szczęścia?

Niektórzy dzieciństwo nazywają chorobą dla autora sztuki, której treści w pełni dała się uwieść młoda reżyserka spektaklu Iwona Kempa, takim patologicznym okresem w życiu każdej jednostki jest młodość.

Kiedy budzące się namiętności z jednej stron, a rozum z drugiej walczą o rząd nad naszymi duszami. Teza z lekka nieświeża i oficjalnie dzisiaj niemodna, jednak mająca wielu oddanych admiratorów w każdych czasach. Jak się wydaje również przedstawienie kaliskiego teatru, który jako pierwszy z zawodowych w Polsce sięgnął po tekst Austriaka, znajdzie swoich entuzjastów, szczególnie wśród młodych widzów, którym bolączki scenicznych bohaterów są może najbardziej bliskie. Nie przesadzajcie jednak z wczuwaniem się w tzw. klimat, kabaretowe przymrużenie oka Lucy, opychającej się ciasteczkami jest i przyjemniejsze i bardziej pouczające niż samobójstwo Desiree.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji