Artykuły

Wielki "Kniaź Igor" w warszawskim "Wielkim"

Mój drogi!

W ostatnim liście obiecałem Ci opowiedzieć o "nędznikach" w Teatrze Muzycznym w Gdyni. Jest to tak interesujące wydarzenie teatralne, iż relacjonuję Ci je teraz, mimo że od premiery minęło już kilka tygodni. Pisałem Ci w jednym z poprzednich listów o ciekawym repertuarze tego teatru i o odwadze, z jaką dyrektor Jerzy Gruza sięga po musicale, które ze względów obsadowych, technicznych, finansowych, nie mogą się pojawić na żadnej innej scenie muzycznej w Polsce. Teraz przyszła kolej na jeden z największych hitów scen angielskich, amerykańskich, japońskich: "Les Miserables", "Nędznicy", musical Alaina Boublila i Claude-Michela Schonberga oparty na powieści Wiktora Hugo!

Jak kolosalną panoramę historyczną i społeczną wielkiego francuskiego romantyka zmieścić, ugnieść w jednym wieczorze teatralnym - w dodatku opatrzonym muzyką, w którym owa muzyka musi stanowić emocjonalny klucz, rozwiązujący jakże skomplikowane konflikty ogromnej opowieści? Pamiętasz filmy nakręcone na podstawie tej powieści Wiktora Hugo - wspaniałe kreacje Henry Baura, Frederica Marcha, Charlesa Laughtona, Jeana Gabina. Ale filmowa technika pozwala na użycie skrótów, przerzutów akcji wyjaśniających przebieg dramatu, wobec których teatr muzyczny wydaje się być bezsilny.

A jednak Boublil i Claude Michele Schonberg dokonali tego, że musicalowi "Nędznicy" wzruszają. Alain Boublil, autor pomysłu i libretta, napisał adaptację w konwencji epickiego musicalu. Jest to niewątpliwie skondensowany do granic zrozumiałości skrót... bryk. Szlachetność i artystyczny sens nadaje temu skrótowi muzyka Schonberga - połączenie muzyki współczesnej z XIX-wieczną, romantyczną. Muzyka panuje nad całym musicalem - ani jednego słowa, ani jednej sytuacji bez muzyki! Kto wie, może to jest nowa propozycja na neoromantyczną operę. Muzyka ilustruje akcję, ale też tworzy atmosferę każdego z 32 obrazów kolosalnego widowiska. Jest świetnie zinstrumentowana, przy użyciu nowoczesnych instrumentów elektronowych, wnosi nowe rytmy i melodie, które zapamiętujemy po jednym wysłuchaniu.

Jerzy Gruza sięgnął po tę wielką sztukę, zapewniwszy sobie sponsorów, którzy pomogli teatrowi w poniesieniu ogromnych kosztów i pokonaniu trudności, zdawałoby się nie do pokonania. Licencji udzielił jeden z największych producentów światowych musicali, Cameron Mackintosh, za złotówki, mało tego - konsorcjum Mackintosha dostarczyło 2 Yamahy z komputerowymi dyskietkami zaprogramowanymi w Londynie, bez których nie można by wykonać muzyki, odpowiednie nagłośnienie zakupili w Anglii sponsorzy. Powstało ogromne przedstawienie. Jerzy Gruza w dekoracjach Łucji i Bruna Sobczaków zbudował spektakl pełen napięć. Jean Valjean Krzysztofa Stasierowskiego, świetnie zarysowany pełen uporu służbista Javert Andrzeja Śledzia, liryczna Fantyna Katarzyny Chałasińskiej, szczerze wzruszający Gavroche 14-letniego Kacpra Kuszewskiego - to aktorskie i wokalne kreacje, które na długo pozostaną w pamięci. Ogromną muzyczną machinę prowadził precyzyjnie Wiesław Suchoples... Premierę "Les Miserables" połączono z jubileuszem XXX-lecia teatru, w ramach którego odbyło się spotkanie kompozytorów, librecistów, reżyserów, krytyków, tłumaczy i kierowników teatrów muzycznych.

A teraz przenieśmy się do Teatru Wielkiego w Warszawie, gdzie wystawiono "Kniazia Igora" Borodina pod muzycznym kierownictwem Roberta Satanowskiego, w reżyserii i inscenizacji Laco Adamika, scenografii Barbary Kędzierskiej, choreografii Henryka Konwińskiego. Ogromne chóry przygotował Bogdan Gola. Spektakl bardzo wielki! Wystawiony z niezwykłym pietyzmem, bogactwem kostiumów, z ogromnymi scenami zbiorowymi, wieloobsadowymi baletami. Czołowe partie obsadzono zaproszonymi z Moskwy rosyjskimi śpiewakami. Jednym słowem, postarano się uczynić wszystko, aby warszawski "Kniaź Igor" zdobył najbardziej wymagającą publiczność i zadowolił najsurowszą krytykę - gdyż jest to przedstawienie będące głównym atutem występów warszawskiego Teatru Wielkiego w Staatsoper w Wiedniu, gdzie poza operą Borodina wiedeńczycy zobaczą "Straszny dwór", "Króla Rogera" Szymanowskiego i "Manekiny" Zbigniewa Rudzińskiego. Po raz pierwszy polski teatr operowy dostąpił możliwości zaprezentowania swych spektakli w tak renomowanym, jednym z czołowych teatrów operowych Europy - trzeba więc pokazać się tam z jak najlepszej strony.

Nowy warszawski "Kniaź Igor" to wielki spektakl nie tylko wystawą, ale także rozmiarami: trwa ponad 3 i pół godziny, gdyż pootwierano liczne "vide" i włączono do "aktu połowieckiego" duże fragmenty nigdy nie grywanego III aktu. Jak Ci już pisałem po premierze poznańskiej "Kniazia Igora", Aleksander Borodin nie dokończył największego dzieła muzycznego swego życia - opery opartej na "Słowie o wyprawie Igora". Pozostałe po śmierci kompozytora fragmenty muzyki, strzępy tekstu, nieliczne ukończone sceny, arie, partie orkiestralne zebrali jego najbliżsi przyjaciele, towarzysze z "Potężnej Gromadki", Mikołaj Rimski-Korsakow i Aleksander Głazunow, dzieląc się pracą przy rekonstrukcji tego wielkiego dzieła.

Teatry operowe rosyjskie - a po nich teatry na całym świecie - wystawiając "Kniazia Igora", opuszczały III akt, dokomponowany przez Głazunowa ze strzępów Borodinowskiej muzyki. Realizatorzy warszawskiego spektaklu postanowili włączyć do II aktu obfite fragmenty III aktu. Spektakl stał się logiczny, ale "akt połowiecki", zbytnio obciążony, dłuży się i napięcie podniesione tańcami połowieckimi, dramatyczną arią Igora opada. Robert Satanowski stara się podnieść to napięcie kontrastami dynamicznymi w orkiestrze, niewiele jednak nowego ukazuje się w tych fragmentach III aktu, niewiele muzyki, która mogłaby utrzymać temperaturę napięcia słynnych scen II aktu. Są sceny, w których bohaterem jest lud, i powinien on wyrażać swoje uczucia - tymczasem reżyser ustawił chór frontem do widowni nie zadając sobie trudu wyodrębnienia poszczególnych grup i indywidualnych charakterów działających w chórze postaci. W muzyce rozgrywa się dramatyczna akcja, a na scenie nieruchomy tłum.

Z rosyjskich, gościnnie występujących śpiewaków podobał mi się Walentin Piwowarow w roli Kniazia Halickiego - obdarzony bardzo pięknym, pełnym blasku głosem; śpiewał z dużym wyrazem, tworząc świetną kreację aktorską - podstępnego, hulaszczego, zawadiaki, którego odwaga topnieje szybko w obliczu silniejszego przeciwnika. Roman Bajbroda nie porwał mnie jako Kniaź Igor. W słynnej arii w niewoli połowieckiej miał za mało dramatycznej siły, za mało rozpaczy brzmiało w jego pięknym przecież głosie. Nie porwała mnie też Larysa Szewczenko jako Jarosławówna. Znakomity natomiast był Andrzej Saciuk jako wyrozumiały chan Kończak, imponując piękną barwą głębokiego basu, i Ewa Podleś bardzo pięknie śpiewająca słynny duet z obdarzonym pięknym tenorem Władimirem Szczerbakowem w słynnej miłosnej scenie Kończakówny i Włodzimierza.

Kiedy będziesz czytał to moje sprawozdanie z premiery "Kniazia Igora", Teatr Wielki już wróci z Wiednia. Jak się podobały nad Dunajem spektakle nadwiślańskiego teatru operowego, opowiem Ci w następnych "Trąbach Jerychońskich".

Może też będę Ci mógł donieść, jak się rozwikłała skomplikowana sytuacja we Wrocławskiej Operze po odejściu dyrektora Wiktora Herziga. W obecnej chwili pełniącym obowiązki dyrektora jest dyrektor administracyjny teatru. Janusz Koziorowski, na dyrektora artystycznego zas pozyskano wybitnego młodego dyrygenta, ostatnio dyrygenta Opery Królewskiej w Kopenhadze, Kazimierza Gracę. Z nadzieją, że zarówno wieści z Wiednia, jak i z naszej Opery będą dobre kończę ten przydługi list serdecznie Cię pozdrawiając

Twój Wojciech Dzieduszycki

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji