Artykuły

Zawód: dyrektor

Władysław Zawistowski, dyrektor departamentu kultury urzędu marszałkowskiego, udowodnił, że swoich decyzji bronić będzie wszelkimi metodami, używając retoryki nie pasującej zupełnie do przedstawiciela demokratycznie wybranych władz - pisze Mirosław Baran w Gazecie Wyborczej - Trójmiasto.

Władysław Zawistowski, dyrektor departamentu kultury urzędu marszałkowskiego, udowodnił, że swoich decyzji bronić będzie wszelkimi metodami, używając retoryki nie pasującej zupełnie do przedstawiciela demokratycznie wybranych władz

Od wielu miesięcy wydawało mi się, że dyskusja dotycząca wyższości Macieja Nowaka nad Adamem Orzechowskim - i odwrotnie: Adama Orzechowskiego nad Maciejem Nowakiem - jest zakończona. I to nie dlatego, że osiągnięto jakiś kompromis, ale zatarł ją już czas. Adam Orzechowski jest dyrektorem Wybrzeża od pięciu lat (i będzie nim przez pięć kolejnych); Maciej Nowak mieszka i pracuje w Warszawie, w Trójmieście pojawia się sporadycznie i przede wszystkim prywatnie.

Jak to się stało, że dyskusja ta powróciła? Kilka tygodni temu marszałek województwa przedłużył kontrakt Adama Orzechowskiego. Postanowiłem ten fakt odnotować na łamach "Gazety Wyborczej Trójmiasto". Sam dyrektor Orzechowski, w związku z ogromną liczbą obowiązków, nie mógł się ze mną w najbliższym czasie spotkać. Postanowiłem zatem porozmawiać z osobą, która współdecydowała o przedłużeniu jego kontraktu - Władysławem Zawistowskim, dyrektorem departamentu kultury urzędu marszałkowskiego województwa pomorskiego.

Rozmowa miała - moim zdaniem - neutralny charakter: zapytałem w niej między innymi o ocenę pięciu lat pracy w Wybrzeżu Orzechowskiego i o oczekiwania urzędników wobec kolejnych pięciu lat. To dyrektor Zawistowski, mówiąc o osiągnięciach Adama Orzechowskiego, przywołał kadencję Macieja Nowaka na tym stanowisku. Choć z paroma zawartymi w rozmowie opiniami nie zgadzałem się, postanowiłem pozostawić tekst bez komentarza.

Skomentował go jednak na naszych łamach Mieczysław Abramowicz, historyk teatru, były pracownik Teatru Wybrzeże. Wtedy też postanowiłem nie wtrącać się do dyskusji. Jednak odpowiedź Abramowiczowi dyrektora Zawistowskiego - która również dotyczy "GW" i mojej osoby - nie może pozostać bez reakcji. Jest to pokaz urzędniczej pychy, niezrozumiałej zawiści i kompletnej ignorancji. Władysław Zawistowski udowadnia, że swoich decyzji bronić będzie wszelkimi metodami, używając retoryki nie pasującej zupełnie do przedstawiciela demokratycznie wybranych władz.

Zawistowski stwierdził, że w Teatrze Wybrzeże Macieja Nowaka - w odróżnieniu od Wybrzeża Adama Orzechowskiego - panował "duchowy kryzys". Jasne, że byli wtedy aktorzy niezadowoleni z linii programowej dyrektora. Jednak niezadowolonych nie brakuje i teraz. Dyrektor Zawistowski w nieopublikowanym (z przyczyn formalnych) fragmencie naszej rozmowy zaznaczył, że przedłużenie umowy Orzechowskiemu poparły wszystkie związki zawodowe Wybrzeża. Zapomniał jednak dodać, że związki swoje opinie wystawiły bez żadnej konsultacji z zespołem; a o tym, że były pozytywne, aktorzy dowiedzieli się już po wręczeniu nominacji.

Dyrektor Zawistowski wypomina także złe gospodarowanie finansami przez Nowaka. To prawda, Maciej Nowak wybitnym administratorem nigdy nie był. Jednak Władysław Zawistowski nie wspomina, że przejął on scenę z długiem wypracowanym przez jeszcze wcześniejszą dyrekcję, a w czasie narastającego kryzysu finansowego Wybrzeża pojawiał się pomysł, aby wyznaczyć osobnego dyrektora naczelnego. Pomysł przez urząd marszałkowski zignorowany.

Skandaliczne jest zdanie, jakoby obecne sukcesy Jana Klaty, Pawła Demirskiego i Michała Zadary wynikały wyłącznie z poparcia Nowaka jako dyrektora Instytutu Teatralnego. Zdaniem dyrektora Zawistowskiego macki Macieja Nowaka sięgają aż tak daleko i obejmują wszystkich jurorów kilkunastu różnych festiwali i nagród? A może sięgają nawet dalej - w końcu Zadara reżyseruje w Wiedniu, Berlinie i Tel Awiwie?

Dalej Zawistowski sugeruje, że w "Gazecie Wyborczej", w której przed ponad dekadą Maciej Nowak był szefem działu kultury, "do dziś brylują jego [Nowaka] wychowankowie i współpracownicy, wielokrotnie, nawet wbrew oczywistości i zdrowemu rozsądkowi, głosząc chwalbę różnych jego przedsięwzięć". Przypominam nieśmiało, że nie wszystkie recenzje z tamtego okresu były pochlebne (sam sporo takich popełniłem), a te pozytywne ukazywały się nie tylko w "GW", ale także m. in. w "Tygodniku powszechnym", "Przekroju" czy "Polityce" (Demirski, Klata i Zadara są laureatami "Paszportów" Polityki). A sugerowanie braku niezależności dziennikarskiej jest obraźliwe dla wszystkich osób parających się tym zajęciem.

Władysław Zawistowski udowadnia, że najpewniej i najbezpieczniej odnajduje się przyrośnięty do urzędniczego biurka. Bo - choć sam jest poetą i dramaturgiem - w teatrze najwyraźniej nie czuje się zbyt dobrze. Dlatego ignoruje całkowicie poziom artystyczny, jaki prezentuje Teatr Wybrzeże dziś? W końcu uważa, że Orzechowski "robił swoje z udziałem podobnych lub tych samych reżyserów, otrzymując podobne nagrody na zbliżonych festiwalach". Nie rozumiem, jak można obejrzeć na Festiwalu Wybrzeże Sztuki "Willkommen w Zopotach" w reżyserii Adama Orzechowskiego oraz "Utwór o matce i Ojczyźnie" Jana Klaty i bronić potem tego pierwszego, a deprecjonować osiągnięcia drugiego. I to właśnie Orzechowski jest "podobnym reżyserem" do tych z czasów Nowaka? Najbardziej jest podobny do Jana Klaty, Michała Zadary czy Moniki Pęcikiewicz? Domyślam się też, że Zawistowskiemu chodziło o podobieństwo fizyczne - bo o artystycznym nie może być mowy.

Zresztą Władysław Zawistowski od dawna znany jest ze swoich poglądów, które pasują bardziej do dyrektora fabryki gwoździ, a nie szefa samorządowego departamentu kultury. W litościwie nieopublikowanym przeze mnie fragmencie rozmowy mówi, że konkursy na dyrektorów instytucji publicznych są bez sensu także dlatego, że potem urzędnicy mają mnóstwo papierkowej roboty. A jakiś czas temu na zebraniu doradczej Rady Kultury przy prezydencie Gdańska zabłysnął zdaniem, że "w Gdańsku mieszka tylko jeden reżyser teatralny". Miał oczywiście na myśli Adama Orzechowskiego. I to nic, że pominął chociażby współpracujących z Wybrzeżem Grzegorza Wiśniewskiego oraz Adama Nalepę, a zdanie to wypowiedział w obecności Leszka Bzdyla i Romualda Wiczy-Pokojskiego. Bądźmy pewni: nie był to na pewno jego największy pokaz ignorancji i niewiedzy. W końcu - o ile dyrektorów teatrów się rozlicza i wymienia - to urzędnikiem można być dożywotnio. I to pomimo kolejnych kompromitacji.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji