Artykuły

"Śmierć Tarełkina" po raz trzeci

Rozmowa z Izabellą Cywińską

- Jakie treści pragnęła Pani przekazać dzisiaj poprzez sztukę Suchowo-Kobylina - spytaliśmy reżyser Izabellę Cywińską.

- "Śmierć Tarełkina" - to jedyna sztuka w moim życiu, do której, jako reżyser, wracam po raz trzeci - tak wysoko cenię ją i jej autora. Uważam, że Suchowo-Kobylin jest prekursorem całego nurtu, który u nas reprezentuje Mrożek, a na Zachodzie np. Ionesco, a który opiera się na absurdzie. Rosyjski pisarz dojmująco dotyka ludzkiego losu, nie ukazuje go jednak w sposób realistyczny, ale wyolbrzymia pewne rysy, właśnie doprowadza do absurdu i dzięki temu jego twórczość staje się prawdziwym dziełem sztuki. Z niego - moim zdaniem - wywodzą się wszyscy, którzy tworzyli nowy teatr.

- Ten dramat ukazuje człowieka miażdżonego przez nieludzki aparat carskiej administracji - czy to dziś do nas przemówi?

- Wystawiając sztukę w latach 70., robiłam przedstawienie przeciwko totalitaryzmowi. Teraz chciałam zrobić spektakl całkowicie apolityczny. Gdy jednak przed terminem wyznaczonej kolaudacji wybuchła sprawa teczek, okazało się nagle, że to jest spektakl o teczkach. Tak się złożyło, że kolaudację trzeba było przełożyć, bo podczas wywoływania taśma się zatarła, a w końcu września, po wyborach, wydawało się z kolei, że przedstawienie pokazuje przede wszystkim, jak szybko ludzie zmieniają oblicza, by przystosować się do nowych okoliczności. Tak, że nie wiem do końca, o czym powie nam ta sztuka 6 grudnia - Suchowo-Kobylin to autor nieprzewidywalny. Jest zawsze aktualny - jak Szekspir. Chociaż więc starałam się zrobić przedstawienie całkowicie apolityczne, pewnie mi się to nie udało. Chciałam przede wszystkim wydobyć treści ludzkie, ukazać człowieka w ucieczce przed sobą samym, swymi wadami i nieszczęściami.

- Kto gra w Pani przedstawieniu?

- Główną rolę - Marian Kociniak, a obok niego Janusz Michałowski, Marek Walczewski i Henryk Talar. W 1976 r. robiłam "Śmierć Tarełkina" w Nowym Jorku na uniwersytecie Stonybrook. Główną rolę grał mój mąż, Janusz Michałowski i on jeden mówił tam po polsku. Był tłumaczony na słuchawki przez Indianina, który na tym uniwersytecie wykładał język niemiecki. On z kolei jednak nie znał polskiego... Była to prapremiera tego autora w Stanach Zjednoczonych, wielki sukces zresztą, bo grali ten spektakl dwadzieścia razy pod rząd, co w tamtych warunkach jest bardzo dużo. Myślę, że nie znali wcześniej tego rodzaju literatury.

- Podobno zrobiła Pani dla telewizji "Zeszłego roku w Czulimsku" Wampiłowa?

- Kończę montaż. To wspaniała sztuka - mądra, tkliwa, pełna miłości do człowieka. Wampiłow - współczesny autor rosyjski - ma wrażliwość zbliżoną do Czechowa i - podobnie jak on - ciepły stosunek do ludzkich wad. Do tego przedstawienia znalazłem wspaniałą młodzież aktorską - Nataszę Sierocką i Marka Cichuckiego.

- Czy bardzo kocha Pani literaturę rosyjską?

- Tak, bardzo, ale teraz z kolei siedzę nad Ibsenem. Będę robiła dla telewizji "Norę, czyli dom lalki" z Danutą Stenką w roli głównej.

- A w teatrze?

- Czekam z niecierpliwością, aż skończy pisać swą nową sztukę Tadeusz Słobodzianek - świetny autor, współzałożyciel teatru "Towarzystwo Wierszalin", znanego coraz bardziej w Polsce i na świecie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji