Artykuły

Zbyt słodki smak Cinzano

"Do dna" w reż. Andre Hübnera-Ochodlo w Teatrze Atelier w Sopocie. Pisze Magdalena Hajdysz w Gazecie Wyborczej - Trójmiasto.

André Hübner-Ochodlo ma niewątpliwie oko do dobrych aktorów. Mimo tracącej myszką, zbyt dosłownej i wtórnej interpretacji tekstów Ludmiły Pietruszewskiej w spektaklu "Do dna" stworzyli oni w większości wyraziste i ciekawe postaci.

"Do dna" składa się z dwóch jednoaktówek Ludmiły Pietruszewskiej - "Cinzano" i "Urodziny Smirnovej". To najnowsza i pierwsza w tym sezonie premiera Teatru Atelier im. Agnieszki Osieckiej. Umieszcza ona André Hübner-Ochodlo bardziej w roli genialnego scenografa niż reżysera. Intrygująca, przemyślana i dająca ogromne możliwości scenografia prawie wcale nie została jednak wykorzystana, a reżyserski pomysł na ponowną adaptację obu, stanowiących pewną całość, sztuk (pierwsza miała miejsce w Teatrze Atelier w 1997 roku) nie wniósł nic nowego.

Aktorzy zostali wrzuceni w ciasną przestrzeń bogato inkrustowaną przytwierdzonymi do metalowych siatek elektronicznymi układami scalonymi i mnóstwem jakby przypadkowych, "zapożyczonych" z innych miejsc przedmiotów (czerwona ławka z parku czy dworca, krzesełko z tramwaju). W pierwszym akcie poznajemy trzech mężczyzn - Paszę (Adam Hutyra), Kostię (Piotr Machalica) i Walię (Waldemar Cudzik). Sprzeczają się o pieniądze, które i tak każdy z nich najchętniej wydałby na alkohol, użalają się nad swoim życiem, mówią o żonach, dzieciach, matkach. Prowadzony w większości w pijackim upojeniu dialog przerywany jest znakomicie wykonywanymi, nic nietracącymi na sile wyrazu songami Agnieszki Osieckiej, które jednak trochę odstają od klimatu poszczególnych scen. Na dodatek pojawia się niejasne przeczucie, że nie tak wygląda "pijacka" męska impreza. Na trzeźwo wypowiadają kilka zdań, by potem już do końca aktu bełkotać, zataczać się i potykać o własne lub kolegów kończyny. Na szczęście od początku na smutno upijają się tylko panowie. W drugim akcie trzy panie żony i kochanki bohaterów "Cinzano" - rozluźniają atmosferę. "Urodziny Smirnovej" są lżejsze, bardziej zabawne, a panie wykazują więcej wewnętrznych niż zewnętrznych objawów alkoholowego upojenia.

Z jednej strony "Do dna" cechuje niemal bolesny realizm, z drugiej - naszpikowana metaforą scenografia, gagi, dystans do postaci, ich śmieszny i tragiczny zarazem, tak lubiany przez Hübner-Ochodlo, ekshibicjonizm emocjonalny. Niewątpliwie udane w "Do dna" jest stopniowanie emocji, płynne, bez zgrzytu przechodzenie od śmiechu, absurdu do smutku i gorzkiej zadumy. André Hübner-Ochodlo ma też niewątpliwie oko do dobrych aktorów. Mimo tracącej myszką, zbyt dosłownej i wtórnej interpretacji tekstów Pietruszewskiej stworzyli oni w większości wyraziste i ciekawe postaci.

Pasza Adama Hutyry żyje w swoistej schizofrenii - nie mogąc pogodzić się z rozstaniem z żoną i ze śmiercią matki, po prostu nie przyjmuje tych faktów do wiadomości. Wycofany, obezwładniony nawarstwiającymi się sytuacjami z kobietami Kostia Machalicy, jego żona Polina (Agata Ochota-Hutyra) - wystraszona, wymęczona matka dwojga dzieci, której z wszystkich uczuć pozostał jedynie żal, czy pełnokrwista, żywiołowa Smirnova (Iwona Chołuj) trzymająca w ryzach cały drugi akt - to kreacje zasługujące na uznanie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji