Artykuły

Czas osadzonych. Czas wykluczonych, czyli Malta...

... zmusza do myślenia. Mateusz ma w głowie taki obrazek: jest kurierem i rozwozi paczki. Kiedy nie może zasnąć - a to się często zdarza w więzieniu - zamyka oczy i odtwarza w myślach ten sam film. Sen w końcu przychodzi. - pisze Marta Kaźmierska w Gazecie Wyborczej - Poznań.

Mateusz, razem z siedmioma innymi osadzonymi w Areszcie Śledczym przy poznańskiej ul. Młyńskiej, wziął udział w najnowszym spektaklu Teatru Ósmego Dnia. "Osadzeni. Młyńska 1" [na zdjęciu] to jedna z najgłośniejszych premier kończącego się dziś festiwalu Malta. Jego hasłem przewodnim byli w tym roku "Wykluczeni".

Na zaproszeniu próżno szukać słowa spektakl. Jest "projekt społeczno-artystyczny". Bo przecież nie o sam teatr tu chodzi: premiera była jedynie pretekstem, żeby porozmawiać o tym, co w życiu osadzonych było ważne i przełomowe. A także o tym, co będzie, kiedy już wyjdą na wolność.

Spotykali się przez kilka miesięcy. "Na Młynie", a czasami poza murami aresztu, na przepustkach. Żeby pogmatwaną fabularną całość uporządkować i posklejać, osadzeni spisali swoje życiorysy na kartkach. Fragmenty tych życiorysów artyści cytują na scenie. Nagrani na wideo więźniowie recytują fragmenty "Elegii duinejskich" Rilkego.

Ewa Wójciak, dyrektor Ósemek: - To, co robili w przeszłości, to nie są jakieś wyuzdane wielkie czyny. Ich historie pokazują, że można zostać kryminalistą przez zwykłe zaniedbanie, popełniając drobne rzeczy, które w pewnym momencie zaczynają być jak fala. Brak refleksji, jakiegoś momentu, kiedy zapala się czerwona lampka - i ta fala już płynie. Dalej i dalej...

U Mateusza zaczęło się jak w "Przypadku" Kieślowskiego: od rzuconej monety. Kiedy w samochodzie stojącym na ulicy trzasnęła szyba, wbiegł właściciel auta i oskarżył Mateusza o jej wybicie... dwugroszówką. Chłopak miał wtedy 10 lat, trafił pod opiekę kuratora. Potem był skradziony rower, pogotowie opiekuńcze, kolejne domy dziecka, szpitale psychiatryczne... - Ta lista powala - mówi Wójciak.

Matka nigdy nie odwiedziła Mateusza na Młyńskiej. Za to w jednym z listów, który przysłała do więzienia, nazywa syna "swoim migdałkiem". A Mateusz ma już 21 lat i dwa metry wzrostu.

Dawid nie pamięta swojej matki trzeźwej. Kiedy spotkał ją na Półwiejskiej, miała czerwone oczy z przepicia. Gdy dowiedział się o jej śmierci, nie umiał rozpaczać.

Sam kradł już jako nastolatek i dziś bardzo się tego wstydzi. Włamywał się do samochodów, a potem wyniósł przez okno pięćset książek z magazynu księgarni w centrum Poznania. Ewa Wójciak mówi o nim: szczypiorek, chucherko.

Marek zaczyna opowieść od wyznania, że chodził na wagary. Potem założył się z kolegą, że pobije jakiegoś "gościa" w minutę. Zakład wygrał.

Historię jak z filmu opowiada o sobie w "Osadzonych" inny bohater - Janusz. Były ochroniarz agencji towarzyskiej ukrywał się przed wymiarem sprawiedliwości przez pięć lat. Bardzo wtedy schudł, często zmieniał adresy, numery telefonów i nigdy nie przechodził na czerwonym świetle, by nie dawać policji pretekstu do spotkania.

Kiedyś zwrócił uwagę na pewnych ludzi w supermarkecie. Mieli pełen koszyk, a w nim wino, sery. Pomyślał wtedy, że jemu nie wolno w życiu niczego planować. A planować miał już wtedy dla kogo. Sam zgłosił się na policję.

- Na pewno nie wrócę do tamtego życia - podkreśla w swojej teatralnej biografii - załatwię tylko coś ważnego i wracam do domu.

Czegoś tym razem lepszego za murami chcą dla siebie wszyscy. Mówią, że mieli dużo czasu, żeby się nad tym dobrze zastanowić.

Max twierdzi, że wyjedzie za granicę. Opowiada, że tam nawet więzienia mają lepsze. Wie, bo siedział. W Irlandii.

Mateusz bardzo chciałby pracować jako kurier. Ale wie, że musi najpierw znaleźć mieszkanie. Bo rodzice przecież piją.

Musi sobie też wynająć adwokata. Bo podejrzewa, że cokolwiek się nie stanie w okolicy - podpalenie, kradzież - policja natychmiast zapuka do jego drzwi. A nawet przez głupie 48 godzin można zawalić pracę.

Ewa Wójciak: - Takie życie po wyroku jest najeżone problemami. Sama postawa moralna i mocne postanowienie poprawy może nie wystarczyć, żeby się oprzeć i nie dać. Część powrotów do więzień wynika właśnie z tego, że wracający nie dostali żadnej szansy. Bez żadnego filtra wchodzą w to samo środowisko, z którego właśnie wyszli. Bo kto ich zatrudni? I z czego mają żyć, dokąd pójść? Może to, że się spotkaliśmy, że wykonaliśmy razem taką pracę, że mieli odwagę o sobie publicznie opowiedzieć będzie jakimś elementem odmiany w ich myśleniu o świecie? Żeby im tylko trochę ten świat pomógł.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji