Artykuły

Trzask, prask i po wszystkim...

Spotkaliśmy się w Krakowie po Maćka recitalu na dziedzińcu Instytutu Goethego. Opowiadał m.in. o swych związkach z Małopolską. "...uważam siebie za Galicjanina. Pochodzę wszak z Wadowic, choć urodziłem się w Tarnowie, dokąd mama akurat wyjechała, przez trzy lata mieszkałem również w Krakowie... - Macieja Zembatego wspomina Wacław Krupiński w Dzienniku Polskim.

"Jak dobrze mi w pozycji tej, w pozycji horyzontalnej, ubodzy krewni niosą mnie na swych ramionach, a za trumną idzie żona" - zrymował jako młody człowiek do "Marsza żałobnego" Chopina, co wonczas, w latach 60., było szokującym przełamywaniem tabu.

A trochę później, mając taki hit, założył kabaret Dreszczowisko i stał się specjalistą od czarnego humoru, co dokumentowała płyta "Maciej Zembaty. Greatest hits czyli ostatnia posługa". A potem objawił się jako wyznawca Cohena, którego śpiewał Polakom w swych świetnych przekładach (dokonywanych nieraz z Maciejem Karpińskim). "Maleńka, nie wolno się żegnać w ten sposób", "Słynny, niebieski prochowiec", "Zuzanna", "Tańcz mnie po miłości kres", "Kołysanka myśliwego", "Jeśli wola twa", "Alleluja" docierały jakże wyraziście do nieznających języka oryginału. Był też "The Partisan" z tekstem: "nad grobami wicher wieje /wolność musi przyjść /a my wyjdziemy z cienia" - z czasem stał się jednym z nieformalnych hymnów podziemnej "Solidarności".

W sierpniu 1981 roku zaistniał jako współtwórca i dyrektor artystyczny I Przeglądu Piosenki Prawdziwej "Zakazane Piosenki". "To jedno z najważniejszych dokonań w moim życiu, a zarazem cezura, która oddziela czas mojej politycznej naiwności od dojrzałości. To za ten Przegląd Jaruzelski zapakował mnie do Białołęki" - mówił 20 lat później, tuż przed druga edycją. Ale to już był inna "Solidarność", inne miejsce (amfiteatr sopocki, nie hala Olivii), inny nastrój. Na pierwszym festiwalu Zembaty dostał jedną z trzech przyznawanych przez publiczność nagród - Złotego Knebla; "obok Złotej Płyty za album z piosenkami Cohena "Alleluja" to moje najcenniejsze trofeum" - mówił mi w sierpniu 2001. Na drugim, co widziałem, został przyjęty chłodno i mrukliwie. Nie spodobała się ani piosenka o zgwałconej przez Polaków Żydówce z Jedwabnego, ani druga z passusem: "Nie wierzę papieżowi, bo zbyt surowy jest /Na starość zapomina, że człowiek kocha grzech". Teksty te wręcz wywołały konflikt między organizatorami a władzami "Solidarności". "Przyszło nam walczyć o wolność słowa z "Solidarnością" - rzucił w czasie koncertu Zembaty. A mnie przed festiwalem mówił: "...warto być nonkonformistą. Wręcz - anarchistą. Moim guru jest Bakunin".

Spotkaliśmy się w Krakowie po Maćka recitalu na dziedzińcu Instytutu Goethego. Opowiadał m.in. o swych związkach z Małopolską. "...uważam siebie za Galicjanina. Pochodzę wszak z Wadowic, choć urodziłem się w Tarnowie, dokąd mama akurat wyjechała, przez trzy lata mieszkałem również w Krakowie... Chrzcił mnie ksiądz Karol Wojtyła, który z moją mamą Ireną bardzo się lubił; grali też razem w prowadzonym przez Emila Zegadłowicza teatrze w Gorzeniu, była to sztuka "Lampka oliwna", reżyserowana przez Jana Kotlarczyka".

To w Krakowie na festiwalu studenckim w 1965 roku wyśpiewał Maciek wyróżnienie, tu wrócił po latach jako juror pierwszych Przeglądów Kabaretów PaKA.

Zresztą pomysł I Przeglądu "Zakazane Piosenki" też - jak mówił - "zrodził się w Krakowie przy ulicy św. Jana, w mieszkaniu Krysi Zachwatowicz i Andrzeja Wajdy, który rzucił tę myśl. U jej źródeł był jubileuszowy koncert Piwnicy pod Baranami w hali Wisły, w czasie którego m.in. moim "Sejmem kalek" rozbawiłem publiczność do łez... I tak powstała idea wielkiej imprezy, z udziałem wykonawców z całej Polski, nazwanej dzięki sugestii Andrzeja Wajdy, właśnie "Zakazane piosenki" - jeździłem wówczas po Polsce z tak zatytułowanym recitalem".

Słucham jego Cohena, słucham płyt z "Zakazanych Piosenek", tych sprzed 30 lat, jak i opowieści o rodzinie z Placu na Rozdrożu 2 m. 183, która zaistniała w masowej wyobraźni dzięki Maćkowi i Jackowi Janczarskiemu, stając się w latach 70. radiowym hitem "Trójki". Przygody rodziny Poszepszyńskich - konserwatora maszyn do pisania, jego żony, pracownicy prosektorium (!), ich wyrośniętego nieuka Maurycego i dziadka, weterana wojny japońsko-rosyjskiej - stały się dla słuchaczy tak ważne, że potrafili zasypać korytarze rozgłośni przy Myśliwieckiej paczkami z ulubionym przez dziadka dżemem truskawkowym.

Maciej Zembaty nie żyje. Jak to mawiał dziadek Jacek Maria Poszepszyński? "...trzask, prask i po wszystkim...".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji