Artykuły

W Łodzi brałem ślub!

Mam dużo sentymentu do Łodzi i cały szereg fajnych wspomnień związanych z tym miastem. Nie tylko brałem w niej ślub, ale tu urodziły się moje dzieci - syn i córka. Większą połowę filmów, w których zagrałem, kręcono właśnie w Łodzi. Łącznie ze "Stawką większą niż życie" - mówi EMIL KAREWICZ

W Łodzi mieszkał Pan dość długo. Jak dziś wspomina Pan tamte czasy?

- Mieszkałem tu 25 lat. Może się wydawać, że nie jest to dużo czasu, ale uważam, że jak na mój 88-letni życiorys, to sporo. Lata spędzone w Łodzi odbiły się na moich dalszych losach.

Co spowodowało, że znalazł się Pan w Łodzi?

- Przyjechałem tu w 1950 roku, razem z legendarnym już Iwo Gallem, który był przed przybyciem do Łodzi dyrektorem Teatru Wybrzeże w Gdańsku. W Łodzi, przy ulicy Jaracza działał Teatr Wojska Polskiego. Na jego miejsce przyjechał właśnie z Gdańska nasz teatr. Jednocześnie wstąpiłem do znajdującej się w Łodzi Państwowej Szkoły Teatralnej. Mieściła się wtedy przy ulicy Gdańskiej. Jednak jej nie ukończyłem.

Dlaczego?

- Byłem już zaawansowany wiekowo, także profesjonalnie przygotowany do wykonywania zawodu. Pracowałem wcześniej w różnych teatrach. Kiedy w Łodzi przy jakiejś okazji powołano Państwową Komisję Kwalifikacyjną, to zdałem przed nią egzamin eksternistyczny. Tym samym zostałem profesjonalnym aktorem. Mogę więc powiedzieć, że to w Łodzi stałem się zawodowcem.

W jakich łódzkich teatrach Pan grał?

- Najpierw w Teatrze imienia Jaracza, a potem, nie pamiętam już w którym roku, przeniosłem się do Teatru Nowego, którego dyrektorem był Kazimierz Dejmek.

Pobyt w Łodzi miał konsekwencje na całe Pańskie życie. Tu poznał Pan swoją żonę.

- Tak, moja żona jest rodowitą łodzianką. Poznaliśmy się w teatrze. Żona pracowała w administracji, wprawdzie bardzo krótko, ale zdążyliśmy się poznać. W Łodzi braliśmy ślub.

Jakie były Państwa łódzkie adresy?

- Najpierw mieszkaliśmy na ulicy Jaracza, koło parku. Nie pamiętam już, jak nazywa się ten malutki park. Pamiętam, że było to mieszkanie w kamienicy, na trzecim piętrze. Ciemne, bez dostępu słońca. Ale później otrzymałem od zarządu miejskiego mieszkanie przy ulicy Nowotki, czyli o ile się nie mylę obecnej Pomorskiej. Dokładnie w okolicach Uniwersyteckiej.

Czyli Łódź kojarzy się Panu głównie z pracą. Nie było zbyt wiele czasu na spacery, życie towarzyskie?

- Był czas na życie prywatne. Bardzo mile wspominam spacery po parku imienia Poniatowskiego, czy też tak zwany park westchnień. Dobrze też pamiętam łódzkie lokale. Jak choćby "Cyganerię", aktorski lokal znajdujący się przy ulicy Piotrkowskiej. Jak i łódzkie bary mleczne. Mam więc cały szereg fajnych wspomnień związanych z tym miastem. Mam dużo sentymentu do Łodzi. Nie tylko brałem w niej ślub, ale tu urodziły się moje dzieci - syn i córka.

Gdy mieszkał Pan w Łodzi to kręcono "Krzyżaków", w których zagrał Pan króla Władysława Jagiełłę...

- Tak. Przecież na ulicy Łąkowej znajdowała się wytwórnia filmowaą, którą niektórzy porównywali z Hollywoodem. W Łodzi istniało bardzo duże środowisko filmowe. Tu też zanotowałem też swój filmowy debiut. Były to lata pięćdziesiąte. Zagrałem wtedy w "Premierze warszawskiej", filmie poświęconym Stanisławowi Moniuszce. Większą połowę filmów, w których zagrałem, kręcono właśnie w Łodzi. Łącznie ze "Stawką większą niż życie". Tylko ja już wtedy w Łodzi nie mieszkałem.

Dlaczego zdecydował się Pan opuścić Łódź i wyjechać do stolicy?

- Wszystkich aktorów ciągnęło zawsze do centrum, do stolicy kraju. Tam było dla nich najwięcej możliwości pracy. Jak choćby telewizja. Gdy wyjeżdżałem z Łodzi, to też była tu telewizja, ale nie na tyle rozwinięta, co w Warszawie. Dlatego wszyscy wyjeżdżali do stolicy. Liczyli, że będą tam mieli większe szanse na angaż. Muszę jednak przyznać, że wyjeżdżając do Warszawy nie straciliśmy kontaktów z Łodzią. Dalej mieszkała tu rodzina żony. Z Warszawy do Łodzi było niedaleko, więc często odwiedzaliśmy jej rodzinne miasto.

Teraz bywa Pan w Łodzi?

- Niestety nie, ale nie dlatego, że nie chcę. W ogóle nie ruszam się teraz z Warszawy. Wiadomo, wiek...

W wolnych chwilach Pan maluje. Kilka lat temu w Łodzi miał Pan wystawę swoich obrazów...

- Tak, ma pani rację. Odbyła się w Łódzkim Domu Kultury.

Gdy popatrzył Pan wtedy na Łódź, to jakie wrażenie zrobiła?

- Bardzo się zmieniła. Ulica Piotrkowska jest nie do poznania. Piękna, szeroka. Nie ma już kominów fabrycznych, ale zaczęto je likwidować, gdy mieszkałem jeszcze w Łodzi.

Teraz w jednej z takich fabryk powstała Manufaktura, nowoczesne centrum handlowe. Widział je Pan?

- Tak, nawet tam byłem. Pięknie to wygląda. Zupełnie jak zachodnie markety. Nie chce się wierzyć, że była tam fabryka.

Mieszkając w Łodzi był Pan chyba jednym z najpopularniejszych łódzkich aktorów?

- No tak. Po roli w "Krzyżakach" dostałem nawet pamiątkowy medal od Rady Miejskiej. Łodzianie rozpoznawali mnie na ulicy.

Dużo scen z "Krzyżaków" było kręconych w Łodzi?

- W łódzkim atelier urządzono Wawel, resztę scen kręcono w plenerze.

Czy to prawda, że znów zagra Pan Brunera?

- Tak, spróbuję swoich sił. Dałem się ekshumować, może jeszcze coś z siebie wykrzeszę. Tym razem ta produkcja ominie Łódź, bo nie ma już wytwórni. Zdjęcia kręcimy w Warszawie.

O czym będzie opowiadać kontynuacja "Stawki większej niż życie"?

- Niestety, jestem zobowiązany do utrzymania tajemnicy i więcej farby nie puszczę.

Gdy Pan wspomina dawne czasy, to Łódź chyba zajmuje w Pana sercu ważne miejsce?

- Oczywiście. Tu przeżyłem młodość. A z młodością wiążą się z reguły miłe wspomnienia.

Czego życzyłby Pan Łodzi?

- Dalszego rozwoju. Łódź wiele zyskała na mijającym czasie. Nawet Piotrkowska wydaje mi się szersza niż kiedyś.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji