Artykuły

Cały ten jazz, cały ten seks...

"Chicago" w reż. Macieja Korwina z Teatru Muzycznego w Gdyni na 12. Bydgoskim Festiwalu Operowym. Pisze Katarzyna Kaczor w Nowościach Gazecie Pomorza i Kujaw.

Musical "Chicago" z Gdyni robi z ważniaków szuje, z cnotek dziwki, a z dziennikarzy.... lepiej nie mówić kogo. I tak powinno być. I tak właśnie było w "Chicago", które na XII Bydgoski Festiwal Operowy przywiózł Teatr Muzyczny z Gdyni.

Jakby na wszelki wypadek konferansjer zapowiedział, że spektakl obfituje w afery, zbrodnie i chamstwo. Po czym zrobił z widowni zwierzęta żądne oglądania krwi, trupów i różnych maści przestępstw.

Po części tak jest. To co szkaradne przyciąga wzrok mimowolnie, ale w przypadku "Chicago" te szkaradne uczucia ubrane były w piękne ciała i męskie i kobiece, które przechadzały się nawet między rzędami.

Gdyńska produkcja słusznie zebrała entuzjastyczne recenzje. Realizacja zasługuje bowiem na najwyższe laury. Nie wiadomo co najpierw pochwalić. Może miniscenki w zwolnionym tempie - sąd, może zabawne gagi bohaterów, teksty, sposób przedstawiania postaci... Nie

wiem, czy da się to przedsięwzięcie ogarnąć słowami i czy jest sens. Kto nie był, niech żałuje.

Obsada. Tamara Arciuch, czyli Roxy Hart to piękna, rozpaczliwie głupiutka istotka. Zabija swojego kochanka. Jej mąż, który podobno uprawia seks jakby czyścił gaźnik, przedstawiony został bajecznie i nie chodzi tylko o ubiór: marynarka w kratę, spodnie w pasy, ale o charakter: mruk o nieprzyjemnym wejrzeniu. Prawdziwy "celofanowy" pan, przed którym nawet reflektor operowy uciekał, a co dopiero rozerotyzowana żona. A wszystko przez ten jazz...

Z kreacji najbardziej jednak podobał mi się Billy Flynn, czyli adwokat kobietek osadzonych w więzieniu. Rafał Ostrowski [na zdjęciu] stworzył cudownego łajdaka, typa przed którym kobiety się nawzajem ostrzegają, a potem i tak lądują z nim w łóżku. Grał głosem, ciałem, nawet typowym dla mody lat 20. wąsikiem. Właściwie cały zespół był świetny, ale nie sposób na każdym osobno się skupiać. W drugim akcie zobaczyłam niezwykłą scenę sądu. Roxy

"Chicago" w wykonaniu Teatru Muzycznego z Gdyni zapadnie w pamięć nie tylko z powodu skąpych strojów zeznaje, oczywiście kłamie jak nakręcona pod wpływem piekielnego adwokata. Tymczasem sędzia wije się w konwulsjach, spada ze sceny, charczy, ława przysięgłych staje na głowie, wykonuje grymasy, zasypia. Perła wśród scen.

Patrząc na stroje pań nie sposób nie pomyśleć o chicagowskim kabarecie, a w niektórych fragmentach o sex shopie - patrz znakomita "Mama" Morton - Grażyna Drejska i jej "postacie"? w maskach trzymane na łańcuchach.

I orkiestra była świetna. Musical to jednak wspaniała forma, ale pod warunkiem, że ma się dobry zespół. A taki ma dyrektor Maciej Korwin.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji