Artykuły

Młodszy Pan w kabarecie

- Trzeba robić filmy dobre! Niezależnie od gatunku trzeba je po prostu robić dobrze - mówi MACIEJ STUHR, aktor Teatru Dramatycznego w Warszawie.

Jeszcze nie jest tak znany i lubiany, jak jego ojciec Jerzy. Dał się już poznać i wielu dobrych stron, zabawiał dowcipami w kabarecie "Po żarcie". Teraz chce stworzyć porządny literacki kabaret. Nigdy nie zagra w tasiemcowym serialu, ale być może napisze książkę.

Paweł Pliszka: Poszedłeś w ślady ojca i zostałeś aktorem. Czy zrobisz kolejny podobny krok i staniesz po drugiej stronie kamery?

Maciej Stuhr: - Jeśli zdarzy się tak, że zajmę się reżyserią, to na pewno nie dlatego, by iść dokładnie taką samą drogą jak ojciec. Stanie się to tylko wtedy, gdy poczuje taką potrzebę, kiedy będę wiedział, że coś chcę ludziom powiedzieć za pomocą obrazu i to "coś" będzie wartościowe i ważne. Na razie tego nie czuję. Nie czuję się na siłach, by stanąć za kamerą. Ale nie zarzekam się. Być może kiedyś przyjdzie taki moment, że zainteresuję się reżyserią. Chciałbym się w życiu rozwijać, uczyć nowych rzeczy. Chciałbym jeszcze wiele rzeczy w życiu robić. Chciałbym pisać, ale nie wiem czy potrafię. Nigdy tego nie próbowałem.

A gdybyś jednak skusił się i podjął się reżyserowania, to jakiego gatunku byłby pierwszy film?

- Odpowiem tak. Trzeba robić filmy dobre! Niezależnie od gatunku trzeba je po prostu robić dobrze. Można nakręcić świetną komedię, można nakręcić świetny film sensacyjny i kiepski film psychologiczny. Gatunek mimo wszystko jest sprawą drugorzędną. Trzeba przede wszystkim wiedzieć, co się chce opowiedzieć widzom.

Odejdźmy więc od reżyserii. Jesteś też aktorem...

- Jestem przede wszystkim aktorem.

Właśnie. Wobec tego, czy w najbliższym czasie zobaczymy Cię w jakiejś polskiej telenoweli?

- Raczej nie. Dlaczego? Nie masz takich propozycji pracy, czy też nie lubisz tego typu aktorstwa?

- Propozycje były. Nawet kilka. Ale nigdy się na to nie zdecydowałem. Nie lubię takich filmów oglądać. Dopóki nie muszę, nie chciałbym również w nich grać. Myślę, że trochę bym się z tym męczył. Oczywiście nie chcę tu nikogo osądzać i wyrokować, czy takie granie jest dobre, czy złe. Na szczęście mogę zarabiać robiąc wiele innych rzeczy.

A co sądzisz o udziale aktora w reklamie - dobre, złe, czy dopuszczalne zachowanie?

- Tu jest podobnie. To indywidualna sprawa każdego aktora. Są reklamy świetne z udziałem znanych ludzi i reklamy żenujące. Więc mogę czasem mieć pretensje do kogoś; że zdecydował się zagrać w żenującej produkcji. Samo wykorzystanie wizerunku do celów zarobkowych moim zdaniem nie jest złe.

A czy Macieja Stuhra będzie można zobaczyć w reklamie, dobrej reklamie?

- Nie odpowiem na to pytanie, bo nie wiem. Na razie wiem, że nie jest mi to potrzebne. Miałem kilka propozycji, które odrzuciłem. Stwierdziłem, że jestem na takim etapie rozwoju mojej kariery, iż mogłoby to mi bardziej zaszkodzić niż pomóc. Ale to nie oznacza, że ja nigdy w reklamie nie wystąpię. Jeśli moja rodzina będzie miała przymierać z głodu, to w imię czego miałbym odmawiać takiej pracy?

Jesteś też kabareciarzem. Teraz występujesz z Magdą Umer i Piotrem Machalicą w "Piosenkach starszych Panów". Czy młody człowiek, który podejmuje wyzwanie zmierzenia się z tym repertuarem, specjalnie przygotowuje się do występów? Przypuszczam, że wychowywałeś się na innej sztuce?

- Tak. Przyznaję, że ten repertuar w moim odczuciu trącił myszką. Ale - głównie za sprawą moich rodziców - zawsze miałem poczucie, że jest to coś ważnego, że trzeba to obejrzeć. Mój udział w tym spektaklu jest trochę przypadkowy. Te piosenki, które mnie przypadły w udziale, śpiewał wcześniej Zbyszek Zamachowski. Ale coś mu wypadło, więc żeby zachować ciągłość koncertów, potrzebny był ktoś na zastępstwo. Magda (Umer, reżyser spektaklu - red.) zdecydowała się na Młodszego Pana, czyli na mnie. Z jednej strony jest to ogromne wyzwanie, śpiewać taki repertuar, który jest wszystkim znany, który każdemu jakoś się kojarzy. Z drugiej strony można do tej twórczości dodać cząsteczkę siebie, przedstawić własny pomysł na t piosenki. Taka propozycja, to zaszczyt.

Jak się przygotowywałeś do występów?

- Piotr i Magda ten spektakl świetnie znają, grali go już w dwóch wersjach. A ja wskoczyłem nagle i musiałem nauczyć się szybko czternastu piosenek. A są dość trudne. Trochę płyt przesłuchałem, żeby przyzwyczaić się do tego repertuaru, ale nie po to, by próbować powtórzyć interpretację. Starałem sit usłyszeć te utwory na świeżo, choć to trudne, gdy je wszystkie się zna. To specyficzne piosenki, humor kierowany do wyrazistego, wykształconego widza.

Wcześniej dałeś się poznać z trochę lżejszej strony. Kabaret "Po żarcie" kierował swoje dowcipy - powiedzmy - do dość szerokiego grona widzów...

- Tak. Nazwijmy go kabaretem studenckim.

Trudno było przeskoczyć na inny poziom dowcipu?

- Nie, nie przeżyłem

szoku. Dlatego, że jeśli myślę o kontynuowaniu mojej przygody z kabaretem, to myślę o kabarecie literackim, na pewnym poziomie. To zdecydowanie bardziej odpowiada moim marzeniom. Kabaret studencki to etap, który powoli uważam za zamknięty. Już dość wywracania się na skórce od banana i robienia zbyt wyraźnych min.

Obywatel Maciej Stuhr.

zawód: autor kabaretowy, aktor, psycholog

data urodzenia: 23 czerwca

miejsce urodzenia: Kraków

znak zodiaku: Rak

wykształcenie: psychologia na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie, Państwowa Wyższa SzkołaTeatralna w Krakowie (dyplom w 2003 r.)

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji