Artykuły

Kocham pana, panie Maćku

Od 40 lat jej nazwisko widnieje na afiszach stołecznego Teatru Współczesnego, gdzie jest gwiazdą pierwszej wielkości - o MARCIE LIPINSKIEJ pisze (ep).

Jej ciemne włosy, oczy, ślicznie skrojone usta, seksowny głos żadnego mężczyzny nie pozostawiały obojętnym. Pocieszna, trapiona raz po raz atakami globusa Emilia Korczyńska z Nad Niemnem. Intrygująca Helena z Salta Tadeusza Konwickiego. Urocza pani Stawska z Lalki i przekomiczna pani Eliza z radiowego cyklu Kocham pana, panie Sułku. Od 40 lat jej nazwisko widnieje na afiszach stołecznego Teatru Współczesnego, gdzie jest gwiazdą pierwszej wielkości.

Pierwszy, wielki sukces, który otworzył jej drogę do zawodowej kariery, odniosła w 1963 roku. grając Irinę w Trzech siostrach Czechowa. Rola, która zaważyła na jej życiu prywatnym, przyszła pięć lat później. W 1968 roku wystąpiła w Dwóch teatrach Szaniawskiego. Partnerował jej Maciej Englert, aktor, reżyser i późniejszy dyrektor Współczesnego. Pokochali się niemal od razu. Pokochali i związali z sobą na całe życie. Marta Lipińska [na zdjęciu] była śliczną dziewczyna. Jaj spływające do ramion gęste, ciemne włosy, duże czarne oczy; ślicznie wykrojone usta i seksowny głos żadnego z mężczyzn nie pozostawiały obojętnym. Właścicielka tych wszystkich atrybutów miała też talent, co w kolegach ze szkoły teatralnej budziło szacunek i respekt do tego stopnia, że owszem. Martę należało podziwiać, wielbić i wzdychać do niej, ale broń Boże podrywać. A jeżeli nawet któremuś podobna myśl narodziła się w głowie, wystarczyło jej jedno lodowate spojrzenie, by delikwent wycofał się w przedbiegach. Bo Marta, oprócz wyjątkowej urody, miała też charakterek, co się zowie. Zaraz po studiach, zanim na dobre wciągnął ją teatr, posypał się na nią deszcz propozycji filmowych. Jeszcze przed Iriną zagrała w filmie Czerwone berety, którego operatorem był świetnie zapowiadający się Krzysztof Winiewicz.

Wreszcie i ona straciła głowę

W świecie filmu był już naprawdę kimś. W swoim dorobku miał tak znakomite, dziś kultowe filmy jak "Niewinni czarodzieje, czy Zezowate szczęście. Był zdolnym artystą i interesującym mężczyzną, który podobał się wielu kobietom. Oczarowany przez Martę, sprawił że i ona wreszcie straciła głowę. Był starszy od niej o 7 lat, dobrze obyty w świecie filmu, elokwentny. czarujący, dowcipny. Czy można się dziwić, że taki mężczyzna bardzo jej zaimponował? I choć wcześniej nie była skora do umawiania się na randki, dała się w końcu zaprosić na romantyczną kolację.

Niedługo potem zostali parą.

Gdy po 4 łatach od swojego filmowego debiutu zagrała w Ścianie czarownic, filmie Pierwsza miłość, pierwsza porażka którego operatorem także był Krzysztof Winiewicz, była już jego żoną. I chyba nie był to udany mariaż, bo w przeciwnym razie, grając Lizelottę w Dwóch teatrach, nie pozwoliłaby Chłopcu z deszczu, czyli Maciejowi Englertowi skraść sobie serca. Tak długo nosiła w sobie obraz wymarzonego, idealnego partnera, że gdy okazało się, iż ten, którego poślubiła, niewiele ma z tym obrazem wspólnego, przeżyła ogromny zawód. Niebawem po ślubie okazało się. że wybranek aktorki lubi zbyt często zaglądać do kieliszka. Po alkoholu zaś stawał się drażliwy i skłonny do kłótni. Nie mógł znieść, że jego urodziwa i bardzo niezależna żona zawsze ma własne zdanie, które potrafi bronić. Stawał się coraz bardziej nieprzyjemny i drażliwy. Model do którego zmierzało ich małżeństwo, stawał się dla Marty Lipińskiej nie do przyjęcia. Związek dwojga ludzi powinien, jej zdaniem, opierać się na partnerstwie, a nie na podporządkowaniu się.

Taką samą zasadę wyznawał Maciej Englert. I to zapewne sprawiło, że choć oboje byli wielkimi indywidualnościami i oboje, jak sami twierdzą, nie mają łatwych charakterów, udało im się stworzyć związek wyjątkowy. Mimo że są z sobą stale przez wiele lat, zawsze razem - w domu i w pracy, to jednak nigdy nie znużyli się sobą. Także dlatego, że tak wiele ich łączy. Wspólne pasje i zamiłowania. Potrafią jednocześnie wypoczywać i zostawiać sprawy zawodowe za progiem domu. A ich rodzina, ich dzieci, były zawsze w życiu obojga na pierwszym miejscu. Mają powody do dumy. Ich dorosłe już dzieci odziedziczyły po nich artystyczne talenty i też realizują się w sztuce. Córka Ania ukończyła malarstwo na ASP. zaś młodszy - Michał wybrał wydział operatorski w łódzkiej filmówce i już odnosi spore sukcesy.

Szczęście w zawodzie i życiu

Wychowanie ich na przyzwoitych ludzi, a przy tym realizowanie się samej w niełatwym przecież zawodzie, wymagało od aktorki dużej dyscypliny i samozaparcia. - Umiałam zawsze wszystko sobie dobrze zorganizować. Zdarzało się też. że dla domu odrzucałam propozycje filmowe związane z dłuższym wyjazdem. Nigdy tego nie żałowałam - wyznaje dziś pani Marta. Co do ról. które jej przyszło zagrać na scenie, twierdzi że ma szczęście. Nie mniejsze niż w życiu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji