Artykuły

Lorenzaccio. Demon czy męczennik

Lorenzaccia poznajemy z dwóch źródeł: z jego działań i tego, co mówi o sobie, oraz z opinii innych; z tego, co mówią o jego przeszłości i teraźniejszości - pisze Lech Sokół w magazynie Teatr.

Tytuł tego artykułu wskazuje, że moja uwaga skupia się na osobie Lorenzaccia. Mam oczywiście świadomość ogromu stanu badań nad dramatem Musseta z roku 1833, jego autorem, romantyzmem francuskim, ale ośmielam się mimo wszystko postawić mu kilka pytań. Niedawne przedstawienie Lorenzaccia w reżyserii Jacques'a Lassalle'a w Teatrze Narodowym dodatkowo skłoniło mnie do powrotu do lektury tekstu. Przedstawienie jest przyczyną dyskusji, dotyczących także dramatu, a zatem nie od rzeczy będzie napisać kilka słów o tej sztuce, która zresztą ciekawie i głęboko wpisuje się w kontekst romantyzmu polskiego. Bardzo interesująco pisał o tym przed laty Michał Masłowski, porównując Lorenzaccia z Kordianem w swojej książce Zwierciadła Kordiana. Rola i maska bohatera w dramatach Słowackiego (2001). Lorenzaccio pojmowany politycznie jest także wcale bliskim krewnym Konrada Wallenroda.

Pierwsze słowa, jakie w sztuce Musseta wypowiada Lorenzo, brzmią: "Cierpliwości, Wasza Wysokość, cierpliwości" (cytaty ze sztuki w przekładzie Joanny Guze, Lorenzaccio, Warszawa 1972; w razie potrzeby odwołuję się do tekstu oryginalnego). Te słowa są kluczowe dla zrozumienia sposobu działania Lorenzaccia i pozwalają na obronę bohatera przed zarzutem bierności; zarzutów stawia mu się zresztą wiele. Na ich wagę wskazuje także Marie-Joséphine Whitaker w swoim studium "Lorenzaccio ou La force de la faiblesse. Lecture dramatique" (1991), do którego się odwołuję.

Bohatera dramatu poznajemy jako łajdaka i stręczyciela, który nabył od matki za dość wysoką cenę, przytomnie płacąc na razie tylko jej połowę, piętnastoletnią dziewczynę, chętną do rozpusty, którą wprowadzi w życie miłosne sam Alessandro de' Medici, książę Florencji. W tej scenie poznajemy nie tylko Lorenzaccia, ale także księcia i jego kompana oraz pośrednio miasto, Florencję, w grudniu roku 1536 i rodziców sprzedających córkę, która skończy na ulicy, brata dziewczyny, próbującego stanąć w jej obronie. Jest to Florencja często nieznana turystom, szukającym w niej dzieł sztuki: jest to miasto zbrodni, występku i piękna; miasto uciemiężone i rozpolitykowane, miasto-świat, obraz życia ludzkiego w ogólności w jego najrozmaitszych przejawach indywidualnych i zbiorowych. Musset zadbał przecież o przedstawienie panoramy życia miejskiego Florencji ku utrapieniu owoczesnych i dzisiejszych reżyserów, mierzących się z trudnościami, jakie stawia przed nimi inscenizacja dramatu. Posłużył się szkicem dramatu, sześcioma scenami dramatycznymi pióra George Sand, jego ówczesnej kochanki, noszącymi tytuł "Une conspiration en 1537" oraz, podobnie jak ona, kroniką, która wyszła spod pióra Benedetta Varchiego, noszącą tytuł "Istoria delle guerre della Repubblica Fiorentini" (pierwsze wydanie: Leyda 1723) i wielokrotnie przedrukowywaną pod zmienionym tytułem "Storia Fiorentini".

Lorenzaccia poznajemy z dwóch źródeł: z jego działań i tego, co mówi o sobie, oraz z opinii innych; z tego, co mówią o jego przeszłości i teraźniejszości. Od sceny 1 aktu I, kiedy go po raz pierwszy spotykamy, cofamy się nieraz do przedakcji, by poznać przeszłość bohatera i rozumieć przyczyny jego myśli i działań. Obszerna ekspozycja jest niezbędna dla zaprezentowania złożonej przeszłości bohatera, motywów jego działania, sytuacji politycznej Florencji lat trzydziestych XVI wieku. Dzieje Lorenza, nazywanego Lorenzacciem z powodu małego wzrostu, młodego wieku i delikatnej, chorobliwej, "kobiecej" natury, są dziejami idealisty, który chciał poprawić, a nawet zbawić świat i który zaznał zawodu. Najpierw planował zabójstwo papieża, a kiedy musiał opuścić Rzym, wrócił do Florencji i postanowił zabić rozpustnego i krwawego tyrana Aleksandra oraz ofiarować wolność ludowi, a władzę republikanom. Program Lorenza jest głęboko romantyczny, a jego los tragiczny. Tragizm postaci bohatera jest również romantyczny, wzorowany na Arystotelesie, ale także na Sofoklesie, Corneille'u, Racinie, Schillerze i Szekspirze oraz innych pisarzach i teoretykach tragedii, którzy byli wzorami dla Musseta. Marie-Joséphine Whitaker odwołuje się do rozprawy Musseta o tragedii (De la tragedie), której mały fragment warto przytoczyć: "tragedia jest przedstawieniem akcji heroicznej, to znaczy takiej, która ma przedmiot wzniosły, jak śmierć króla, objęcie tronu". Według Musseta bohatera prezentuje się w tragedii od wewnątrz, ukazując jego przeżycia, w jego życiu spełnia się Przeznaczenie i realizuje Fatalność. Bohater przeżywa ogromny zawód, który przyprawia go o "majestatyczny smutek".

Dodaję do tego określenia jeszcze inne: melancholia, dzisiaj nazywana depresją, która ma bardzo rozmaite oblicza. Powoduje ona, że smak i radość życia znikają i, metaforycznie rzecz ujmując, wszystko ma smak i barwę popiołu. Określenie "melancholia" pojawia się zresztą w sztuce, odniesione do postaci Lorenzaccia. Melancholia powoduje zwykle trudności w podjęciu działań, niekiedy w ogólności paraliżuje wszelką zdolność do działania. Istnieje rozpowszechnione przekonanie, że Lorenzaccio jest bohaterem biernym. Do tej kwestii przyjdzie jeszcze wrócić; przypisanie mu melancholii, czyli także skłonności do bycia biernym,

pochodzi z tekstu dramatu i nie jest interpretacją wniesioną z zewnątrz.

Ważne rewelacje o Lorenzu przynosi scena 4 aktu I, w której mdleje on ze strachu na widok obnażonej szpady w sytuacji zagrożenia pojedynkiem. Jest zhańbiony jako tchórz, ale przecież ukrywa swoje możliwości jako szermierza. Dla Księcia jest to jeszcze jeden dowód na całkowitą niezdolność Lorenzaccia do stania się zagrożeniem, ale inni nie są tego pewni, a przenikliwy Kardynał Cibo, próbujący ostrzec Księcia, powtarza dwukrotnie: "Bardzo to osobliwe". Lorenzo ma skłonność do omdleń w sytuacji napięcia nerwowego i emocji. Zdarza mu się to także później. Mdleje również w scenie 1 aktu III, w trakcie ćwiczeń w fechtunku ze zbirem zwanym Scoronconcolo. Wydaje się zatem, że Lorenzo nie udaje, może jedynie wykorzystuje swoją słabość, by zwieść Księcia, ale już nie Kardynała Cibo, który mu nie wierzy. Jest to jedna z cech kobiecych bohatera, ale nie należy iść zbyt daleko w interpretacji owej cechy. Skłonności homoseksualne należą do Lorenza historycznego; w tekście sztuki ich brak. Dodatkowe światło na tę scenę rzuca rozmowa Marii Soderini, jego matki, z Katarzyną Ginori (akt I, scena 6). Matka jest przygnębiona kolejną hańbą, jaka spada na jej syna. Katarzyna go broni: "Tchórzostwo nie jest zbrodnią, [...] odwaga nie jest cnotą; cóż nagannego widzisz w słabości? [...] Dlaczego to dziecko nie miałoby praw, które mają wszystkie kobiety?". "Dziecko" - Lorenzo ma dwadzieścia dwa lata, dokładnie tyle, ile Katarzyna - inne określenie: "kobieta". Oto Lorenzo widziany oczyma Katarzyny, ale przecież jednocześnie jest to stręczyciel i mistrz rozpusty. Ona widzi jego serce jako czyste, utrzymuje, "że nie wszystko w nim umarło"; "czasami jest piękny w swej osobliwej melancholii ["melancolie etrange"]".

Tęsknotę Lorenza za innym życiem, za wartościami, które porzucił, obrazuje przewrotnie scena w pracowni Tebaldea Freccia (akt II, scena 2). Cynicznie i z gryzącym sarkazmem krytykuje on malarza, wyśmiewa go i obraża. Przyczyną tego wściekłego ataku jest czystość, idealizm i patriotyzm artysty. Lorenzo widzi w nim siebie sprzed lat i wartości, do których nie może się przyznać, które ceni, ale które podeptał w imię wyższego celu: zabójstwa Księcia. Opluwa wszystko, co skrycie wielbi, ale nie może - do czasu - postąpić inaczej. Zdradza się jednak z pojawiającym się niekiedy w jego wypowiedziach i czynach współczuciem dla ludzi, empatią, która jest źródłem jego udręk, gdyż na zmianę życia ludzkiego, ani nawet na zasadniczą poprawę sytuacji politycznej splugawionej Florencji nie liczy. Widać to wyraźnie w sporze o to, jaka sytuacja sprzyja powstawaniu wielkich dzieł sztuki. Idzie o temat odwieczny: o rolę cierpienia artysty i dramatyzm życia społecznego i politycznego oraz ich związku ze sztuką.

Lorenzo: Nieszczęśliwy naród rodzi wielkich artystów. Chętnie zostałbym alchemikiem w twojej pracowni; łzy ludów przemieniają się tam w perły. [...] Rodziny mogą rozpaczać, ludy zdychać z nędzy; to tylko zagrzewa wyobraźnię łaskawego pana.

Tebaldeo: Nie śmieję się z nieszczęść rodzin. Mówię tylko, że poezja jest najsłodszym z cierpień i że kocha swoje siostry. Współczuję nieszczęsnym ludom, ale sądzę, że rodzą wielkich artystów. Na polach bitew wyrasta plon, w gnijącej ziemi kiełkuje boskie ziarno.

W wypowiedziach obu rozmówców wspomniany temat pojawia się w wersji bardzo romantycznej, bardzo dziewiętnastowiecznej, znanej w rozmaitych dyskursach ówczesnej Francji, ale także w nieistniejącej na mapach politycznych Polsce.

Bodaj najważniejszą sceną, w której poznajemy Lorenza jako człowieka i możemy zrozumieć motywy jego działania, jest scena rozmowy z Filipem Strozzim (akt III, scena 3). Powagi tej dyspucie dodaje fakt, że synowie Filipa przebywają w więzieniu, wkrótce umrze otruta ich siostra Luiza; wojna z Aleksandrem zaczęła się już na dobre. Filip prosi Lorenza o pomoc, nadaje ton rozmowie. "Jeśli dobrze cię poznałem, jeśli odrażająca komedia, którą grasz, znalazła we mnie niewzruszonego widza, niech wreszcie człowiek wyjdzie z histriona! [...] Czy nie opowiadałeś mi o człowieku, co nazywa się także Lorenzo i kryje za Lorenzem, którego mam przed oczami?" Filip domaga się czynu. Pierwszą odpowiedzią Lorenzaccia jest pełen tragizmu wybieg; zwierza się on Filipowi ze swojej melancholii: "Zżera mnie smutek; najczarniejsza noc jest przy nim jaśniejącym światłem". Owo określenie ma charakter omalże definicji melancholii. Jej źródłem jest stan świata i świadomości ludzkiej, w których zmianę już nie wierzy. Powstaje zatem od razu bardzo ważne pytanie: dlaczego wciąż ma zamiar zabić Aleksandra? Zabójstwo traci w ten sposób charakter heroiczny i staje się zwykłą, by tak rzec, zbrodnią, trudną do obrony, jeśli w ogóle zbrodni można bronić.

Filip wierzy w zdolność solidarnych obywateli do czynu w obronie jego uwięzionych synów, a pośrednio do ukrócenia zbrodniczej tyranii, która dotknęła wielu, a może dotknąć każdego. Świadczą o tym nie tylko różne postacie dramatu, osoby pojawiające się jedynie w dialogu innych, ale także mniej lub bardziej bezimienni i tajemniczy uchodźcy polityczni. Temat rozmowy Filipa z Lorenzem ma jednak charakter przede wszystkim filozoficzny, egzystencjalny, a nie ideowy czy polityczny. Zresztą Filip kultywuje cnoty osobiste na uboczu, poza społeczeństwem, jako jedyny sprawiedliwy w Sodomie, zamknięty w wieży z kości słoniowej. Przygotowując się do działania, Filip opuszcza wygodne schronienie przede wszystkim dlatego, że przemoc tyrana dosięgła go osobiście: nie ma innego wyjścia. Jest to jednak człowiek szlachetny, współodczuwający niedole i tragedie innych. W rozmowie z Lorenzem objawia swoją naiwność i bezsilność, a głoszone przez niego ideały zawisają w próżni. Lorenzo stawia mu najpierw osobliwy zarzut: że ulega demonowi. Jest to "demon piękniejszy od archanioła Gabriela. Wolność, ojczyzna, szczęście ludzi, wszystkie te słowa dźwięczą, kiedy się zbliża, niby struny liry: to głos srebrzystych łusek na jego skrzydłach z płomienia. [...] Strzeż się! Raz w życiu widziałem, jak przecinał przestworza. Siedziałem pochylony nad księgami; od dotknięcia jego ręki włosy moje zadrżały jak najlżejsze pióra". Ta romantyczna tyrada jest wynikiem doświadczenia Lorenza i przestrogą, a zarazem jest wyrazem bólu, zawodu, nawet rozpaczy. Wypytuje on Filipa, czy aby na pewno chce tylko uwolnić synów, czy też w jego umyśle pojawia się "myśl inna, ogromna, straszna", która prowadzi do zguby. Lorenzo wyraża się jasno: "Strzeż się, Filipie, pomyślałeś o szczęściu ludzkości". Sens tego osobliwego ostrzeżenia jest jasny i bardzo pesymistyczny, utrzymany w duchu zawodu, bohaterów romantycznych: nie można, nie warto poświęcać się dla wolności ogółu, ludzkości, bo ludzkość, godna współczucia i poświęcenia się dla niej, nic sama dla siebie zrobić nie chce; więcej, potępi, albo i unicestwi, męczennika swojej sprawy. Znamy w Polsce ten problem z wiersza Mickiewicza: "Ręce za lud walczące sam lud poobcina". Zanim dziedzictwo wezmą "cisi, ciemni, mali ludzie", jeśli proroctwo w ogóle się ziści, miną epoki. Dzisiejszy odbiorca przyjmuje problem szczęścia ludzkości z perspektywy doświadczenia XX wieku, w którym w imię tego szczęścia dopuszczono się niewyobrażalnych zbrodni, i ogarnia go przerażenie. Oczywiście, Lorenzo miał przede wszystkim co innego na myśli, ale uszczęśliwiacze nie wymarli i mają już całkiem nowych zwolenników.

Przestrzegając Filipa, który mógłby być już nie tylko jego ojcem, ale nieomal dziadkiem, Lorenzo przedstawia mu swoje życie, to znaczy swój punkt widzenia na siebie samego. Zaczęło się bardzo romantycznie; jego wczesna młodość była "czysta jak złoto". "Przez dwadzieścia lat milczenia piorun rósł w mojej piersi - opowiada - i doprawdy muszę być iskrą piorunu, skoro pewnej nocy, kiedy siedziałem na ruinach Koloseum, wstałem, sam nie wiem, dlaczego [...] i poprzysiągłem, że jeden z tyranów ojczyzny zginie z mojej ręki. Byłem spokojnym studentem, zajmowałem się tylko nauką i sztuką; nie potrafię powiedzieć, jak ta osobliwa przysięga zrodziła się we mnie". Lorenzo występuje w roli dobrze znanej z literatury i życia realnego: szlachetny, młody tyranobójca. Jego szlachetny czyn miał na sobie zmazę już w chwili poczęcia; była nią ambicja, a nawet, trzeba to od razu powiedzieć - pycha. Sam o sobie mówi: "chciałem być wielki". Utożsamia się z postacią Brutusa, zabójcy Cezara, jego egzaltacja, jakiej w wyniku tej idei i tego utożsamienia doznaje, ma niezwykłą i prowadzącą do zaślepienia moc i całkowicie przemienia się jego życie. Jest to doświadczenie fanatyka, prowadzące ku zbrodni. "Pracowałem dla ludzkości, ale moja duma pozostała samotna wśród tych humanitarnych marzeń. Trzeba więc było chwycić się podstępu w walce z wrogiem. Nie chciałem podnieść ludu ani zdobyć gadatliwej sławy [...]. Chciałem stanąć twarzą w twarz z żywą tyranią, zabić ją i dymiącą jeszcze szpadę podnieść na trybunę: niechby opary krwi Aleksandra uderzyły w twarz oratorów i rozgrzały te wypełnione słowami głowy". Cytat godzien uwagi. Zauważmy na wstępie i podkreślmy, mając w pamięci ten konkretny cytat, niebezpieczną bliskość "ludzkości", "humanitarnych marzeń" i zbrodni. Oryginał francuski został przełożony bardzo ściśle. Celem nowego Brutusa nie jest przejęcie władzy, ale pewien bardzo efektowny gest, który ma słowa oblec w ciało; oratorzy, inaczej mówiąc: gaduły, mieliby podjąć czyn, przejść do działania, zrobić to, co we Florencji nie miało miejsca i ostatecznie przypieczętowało klęskę Lorenza. Ja daję wam wolność, zdaje się mówić Lorenzo z rojeń o czynie, a wy zaprowadźcie porządek republikański, sprawiedliwość i szczęście obywateli florenckich, w dalszej zaś perspektywie: szczęście ludzkości zarażonej dobrym przykładem. Celowo pomijam historyczny kontekst francuski tekstu Musseta, by podkreślić jego walor egzystencjalny. Lorenzaccio jest dramatem bardziej egzystencjalnym niż ideowym i politycznym. W tym względzie mam po swojej stronie Michała Masłowskiego, do którego książki już się odwoływałem.

Dalsza część dysputy Lorenza i Filipa przybiera obrót nieoczekiwany. Dwudziestodwuletni młodzieniec, tyle lat ma w roku 1536 historyczny Lorenzo, poucza sześćdziesięcioletniego starca. Początkiem jest stwierdzenie młodzieńca, że zna ludzi, co w sposób ukryty znaczy także, że Filip ich nie zna. Trwając na pozycji niewzruszonego szacunku dla niego, odkrywa gadatliwość jego nienaruszonej cnoty i szlachetności, które przetrwały skutkiem oddalenia od życia realnego, pełnego krwi, rozpusty i zbrodni. Jak to zwykle bywa, nie tylko na kartach książek, życie gwałtownie załomotało do drzwi Filipa i znalazło go nieprzygotowanego. Filip patrzył w jasne niebo, ślizgał się po powierzchni rzeczywistości, Lorenzo mówi o sobie, że był na dnie morza życia, stwierdza: "widziałem szczątki okrętów, białe kości i Lewiatanów". Skutkiem tych doświadczeń, nieznanych Filipowi, Lorenzo jest starcem, nie on. Przejmuje zatem należną mu jako wynik doświadczenia pozycję dominującą. Oto jak Lorenzo edukuje Filipa: "widzę cię takim, jakim ja byłem [sic!], i gotowym do zrobienia tego, co ja zrobiłem. [...] Życie jest jak miasto; można w nim przeżyć pięćdziesiąt albo sześćdziesiąt lat, widząc tylko miejsca przechadzek i pałace; ale nie trzeba wówczas wchodzić do spelunek ani [...] przystawać u okien w podejrzanych dzielnicach. [...] Lecz, jeśli idzie o zrobienie czegoś dla ludzi, radzę ci uciąć sobie ręce, bo niewiele czasu minie, a spostrzeżesz, że tylko ty jeden je masz". Puer senex uczy starca życia i przestrzega go przed pułapkami. Korzenie tych nauk, których nie szczędzi Filipowi Lorenzo, tkwią w doświadczeniu rozpusty. Jest to jeden z najważniejszych tematów dramatu i... życia Musseta.

Jest to doświadczenie niejednoznaczne, ale godne uwagi. Lorenzo mówi, że obudził się ze snu, ale ulega złudzeniu; budzi się ze snu do końca swoich dni. O rozpuście mówi, że jest przedmiotem jego fascynacji i nienawiści; zamiłowanie do rozpusty nie opuści go aż do śmierci. Jest wielce szczególnym bohaterem, w którym wzniosłość i podłość idą ręka w rękę. Lorenzo nie zna miłości, zna tylko wyobrażenia o niej, w dziedzinie rozpusty mało ustępuje Aleksandrowi, starszemu od niego o cztery lata, co w tej dziedzinie sportu bardzo się liczy. Lorenzo na miłość nie znalazł czasu w swoim krótkim życiu: najpierw był przykładnym studentem, który niekiedy zapewne marzył o miłości. Później oddał się rozpuście, by zwieść Aleksandra i zyskać jego ślepe zaufanie. Podstawowym motywem działania i w ogóle istnienia Mussetowskiego Aleksandra jest właśnie rozpusta: ona wypełnia mu życie, za jej sprawą swoje życie traci.

Dla celów naszych rozważań i bez większych ambicji wprowadźmy następujące rozróżnienie między miłością i rozpustą. Kierkegaard napisał w pierwszym tomie Albo - albo, że miłość ma historię. To bardzo ważne: miłość jest tym, co istnieje w czasie i przez dłuższy czas, istniejąc w czasie odnosi się do życia psychicznego i duchowego, rozwija się i zmienia. Rozpusta jest aktem animalnym rozgrywającym się w atomie czasu. Nie ma z założenia przeszłości ani przyszłości. Jest samą teraźniejszością, czymś, czego w ramach owej wyosobnionej teraźniejszości nie da się pojąć, czego w istocie nie ma; co nie ma trwałości w czasie, nie może należeć do duchowości; jest przejściowym złudzeniem. By zapewnić sobie złudne istnienie, musi być powtarzalna, a tym samym wchodzi w sferę monotonii, jest jedną z wersji nudy jako zagadnienia filozoficznego, a nie prostego znudzenia. Partnerka rozpusty nie jest nigdy podmiotem, najwyżej doskonale wymiennym żetonem, symboliczną reprezentacją człowieka, a nie czymś rzeczywistym. W istocie nie różni się niczym szczególnym od szklanki wina, jedynie rodzaj przyjemności, jakiej dostarcza, jest inny. Dlatego Lorenzo wielbi idealnie Katarzynę Ginori, Luizę Strozzi, że należą do zasadniczo innej kategorii ludzkiej i nie dają się łatwo uprzedmiotowić. Jego zgrozę budzi myśl, że Katarzyna może zostać jednorazową miłością Aleksandra, zanim ten puści ją w obieg między swoich kompanów albo zniszczy w inny sposób. Tak przeżywa to ten, kto dostarczał świeżego łupu do łóżka Aleksandra. Lorenzo jest jednak świadomy miłości i wierzy, że uda mu się ją kiedyś przeżyć. Ukochał jednakże rozpustę i do niej tęskni do ostatnich dni swego życia, nie do miłości. Miłość to tylko marzenie i teoria; Lorenzo jej nie zna, on się jej tylko domyśla.

Świadomość Lorenza czyni go nie tchórzem, jak w Hamlecie, ulubionej sztuce Musseta, ale człowiekiem zgorzkniałym i głęboko zawiedzionym we wszystkim, co przeżywa, o czym marzy. Ta świadomość, która otwiera mu szeroko oczy na świat, nie pozwala mu osiągnąć szczęścia. Czy szczęście jest jedynie wynikiem powierzchownej świadomości? Może Musset tak sądzi, ale trudno jest mi wydać sąd pewny w tej kwestii. Wyostrzona świadomość Lorenza podsuwa mu osobliwe pytanie dotyczące jego samego. Czy jest Szatanem? Słowo to pisane jest w tekście dramatu wielką literą. Czy jest to Szatan biblijny, czy raczej romantyczny? Ani jeden, ani drugi. Lorenzo utrzymuje, że nie jest Szatanem. Płakałby z pierwszą uwiedzioną dziewczyną, gdyby nie był świadomy jej satysfakcji. Kiedy obnosił swój strój "wielkiego bractwa rozpusty", odkrył, że inni także do niego należą, że on jest wart ludzkości, a ludzkość jego. Chciał zobaczyć na twarzy ludzkości uczciwość, ale nie doczekał się. Nie gardzi jednak ludźmi, ma im do zarzucenia coś innego: bierność. "Wiem doskonale, że ludzie są dobrzy - mówi do Filipa - ale czemu służą? Co czynią? Cóż z tego, że sumienie jest żywe, gdy ramię martwe?" Nie obciąża jednak wyłącznie innych za to, kim się stał. Nie przecząc, że był stręczycielem i usatysfakcjonowanym rozpustnikiem, mówi: "przystosowałem się do mego rzemiosła. Rozpusta była dla mnie suknią, która teraz przykleiła się do mojej skóry. Jestem naprawdę łajdakiem i jeśli kpię z podobnych sobie, czuję się wśród tej wesołości poważny jak Śmierć sama".

Maska Lorenza stała się jego twarzą. Simon Jeune zauważył słusznie w swoim komentarzu do wydania Musseta w Plejadzie, że sytuację Lorenza oddaje trafnie parafraza tytułu jego komedii romantycznej z roku 1834 Nie igra się z rozpustą. Pragnąc życia prawego, uniemożliwił sobie wszelki dostęp do niego; stał się przykładem romantycznej "duszy udręczonej", ale przecież jest on także bohaterem naszych czasów, przykładem nihilisty, który odrzucając wszelkie wartości, pozostawiając sobie tylko rolę Prawodawcy, ustanawiającego prawo dla jednego: dla samego siebie, i jako jedyną wartość egzystencjalistyczną wolność nieograniczonego niczym wyboru, trafił z deszczu pod rynnę: czyni z rozkoszą zło, którego nie chce, a nie czyni dobra, którego pragnie. Jego udrękom i rozterkom nie będzie nigdy końca. Zabije Aleksandra, ale właściwie: dlaczego? W wolność ojczyzny ani w poświęcenie dla ogółu nie wierzy, jest słusznie przekonany, że zabójstwo potwierdzi jego tezę, że nikt niczego nie zrobi ani dla demokracji, ani dla ludu, ani dla ojczyzny. Oświadcza Filipowi: "Czy pomyślałeś, że to zabójstwo jest wszystkim, co pozostało z mej cnoty? Czy pomyślałeś, że od dwóch lat ślizgam się po pionowej ścianie i że to zabójstwo jest jedynym źdźbłem, o które mogłem zaczepić paznokcie? Sądzisz, że nie ma już we mnie dumy, jeśli nie ma wstydu, chcesz, bym pozwolił umrzeć w milczeniu zagadce mojego życia? Tak, to pewna, że gdybym mógł powrócić do cnoty, zapomnieć o występku, może oszczędziłbym tego poganiacza wołów; ale ja lubię wino, grę i dziewki, rozumiesz? Jeśli coś we mnie budzi twój szacunek, to ten mord, może właśnie dlatego, że ty byś go nie popełnił".

Sofizmaty Lorenza przeplatają się z przekonaniem, że uczyni jednak coś wyjątkowego, jeśli zabije Aleksandra. Jest w tym przekonaniu znana nam już duma, ambicja, pycha i - pragnienie zostawienia po sobie śladu, co zajmuje raczej starych niż młodych. Ale Lorenzo idzie przecież ku śmierci, a poza tym przypomnijmy o określeniu już przywoływanym: puer senex. Swoją przyszłość zabójcy widzi on następująco: "ślad mojej szpady, naznaczony krwią, będzie wiecznym policzkiem na twarzy Ludzkości. Niech nazywają mnie Brutusem czy Herostratesem, nie chcę, by zapomnieli o mnie. Całe moje życie jest na ostrzu sztyletu".

Po wahaniach godnych Hamleta Lorenzo zabija Aleksandra, ale skutek zabójstwa jest żaden, czyli dokładnie taki, jakiego się spodziewał. Bardzo gorzki to tryumf. Lorenzo, jak sam twierdzi, nie pogardza z tego powodu ludźmi; on ich zna. Ucieka do Wenecji, a we Florencji Rada Ośmiu, czyli legalne władze, wydaje na niego wyrok i wyznacza wysoką nagrodę za jego głowę zdrajcy ojczyzny i mordercy księcia. Na nowego władcę upoważnieni do tego obywatele wybierają innego Medyceusza, Kosmę, młodszego od Lorenza, "poczciwego durnia". Historia z uporem nie chce się zmienić; dla ludzi, dla ludzkości nie można nic zrobić. Lorenzo ma dość zwycięstw, jakie są mu pisane. Nie może powrócić na drogę cnoty z powodu upodobania w winie i kobietach, a ponadto dlatego, że nawet potencjalne życie prawe go nudzi. Nuda jest częścią i objawem choroby nazywanej melancholią; powracamy do kwestii już zarysowanej. Lorenzo może popełnić samobójstwo per procura: wychodzi sam z domu, prowokuje zabójcę, a ludzie jego martwe ciało wrzucają do laguny; nie będzie miał nawet grobu.

Kim jest sam Lorenzo? Demonem czy męczennikiem? Z pewnością jednym i drugim, z dość wyraźną przewagą męczeństwa.

Lech Sokół - historyk teatru, znawca dramatu skandynawskiego, badacz twórczości Witkacego, dyrektor Instytutu Sztuki PAN w Warszawie, wykładowca warszawskiej Akademii Teatralnej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji