Artykuły

"Tartuffe" złamany ponownie

Po raz kolejny Izabella Cywińska pokazuje obrzydliwą ludzką duszę. Jej "Tartuffe", wystawiony najpierw w Poznaniu, a teraz w Omsku, jest następnym manifestem niezgody na zło. W sposób prostolinijny, szczery reżyserka wielokrotnie podkreślała, że właśnie ta niezgoda stanowi podstawową cechę jej twórczości.

Molier, wystawiony tradycyjnie, w kostiumie, kompletnie ją nie interesuje. W ogóle nie interesują ją sztuki klasyczne. Tylko człowiek uwikłany w rozliczne sieci-zależności, które sami na siebie zastawią. Przed realizacją "Tartuffe'a" zetknęła się z zarzutem, że jej inscenizacja "Cmentarzy" Hłaski, dana rok temu, w Teatrze Nowym w Poznaniu, jest przebrzmiała, nieodkrywcza - w znaczeniu historycznym - że stalinizm przetrawiony przez film, literaturę, mnożące się publikacje, stał się w sensie poznawczym "oczywisty".

Co jest jednak oczywiste, rozpoznane, nie musi, a nawet nie powinno być odłożone ad acta, wyniesione do schowków i piwnic. Franciszek K. z "Cmentarzy" Hłaski jest taką samą niemal postacią, jak Józef K., bohater modelowy pod tym względem. Więc czy trzeba, czy należy o stalinizmie zapomnieć, a w ogóle skąd takie dziwnie akademickie podejrzenie, że "stalinizm stał się oczywisty" albo że "się przeżył"? To by znaczyło, że historia się przeżyła, jej mechanizmy i straszliwe mechanizmów tych konsekwencje. Tymczasem w inscenizacji "Cmentarzy" dokonanej przez Cywińską nie idzie akurat dokładnie o stalinizm, lecz o problemy uniwersalne, związane z działaniem i presją totalitaryzmu na jednostkę. Podobnie jest z inscenizacją molierowskiego "Tartuffe'a", którą należy także traktować w kategoriach uniwersalnych, przenośnie.

Kogo naprawdę szanujemy w życiu i do jakiego stopnia jesteśmy w stanie zdać sobie sprawę z własnej małości, braku charakteru, z własnej moralnej klęski? Płaszczymy się i wyciągamy pod presją brutalności i ulegamy jej. Z małości, ze strachu, jesteśmy nędzni. "Tartuffe" odczytany przez Cywińską traktuje, najogólniej o tym.

Cywińska nie zajmująca się nigdy repertuarem klasycznym - w sposób dosłowny, kostiumowy, strofa po strofie - nie potraktowała molierowskiego dzieła tradycyjnie, lecz metaforycznie, zgodnie ze swoją zasadą pełnej bezkompremisowości. Tak więc nie jest to "Świętoszek" z Tartuffem jedynie nabożnym, egzekwującym dzięki swej nabożności łaski i dobra Organa, lecz jest to "Tartuffe" - sztuka o człowieku nie tylko nabożnym, lecz przede wszystkim fałszywym i przebiegłym, której akcja dzieje się współcześnie.

W Teatrze Nowym w Poznaniu Izabella Cywińska dała premierę "Tartutffea" w marcu. Pisałam wówczas m.in.: "Znając Cywińską, jej spektakle, waleczną naturę artystki, można się było domyślać, że inscenizacja Świętoszka, któremu celowo odebrała spolszczony tytuł, gdyż sugeruje on zaledwie jednowymiarowość tej postaci, będzie traktować o Tartuffie jako symbolu bardzo określonej postawy. Ba, więcej: może to nie będzie o jednym tylko Tartuffie, a o całej plejadzie Tartuffe'ów, pomieszkujących w każdym systemie i w każdym społeczeństwie, czyli - zawsze i wszędzie". I dalej: "Z samego Tartuffe'a, jako tytułowej postaci, uczyniła kogoś ledwie mogącego się obronić w domu - nie tyle naiwnego - co zadufanego w swej głupocie Orgona".

W istocie Orgon jest bohaterem obu inscenizacji - na scenie poznańskiego Teatru Nowego i Akademickigo Teatru Dramatycznego w Omsku. Obie - w zamyśle autorskim - takie same. Są podobne także w formie. Różni je ostateczny efekt artystyczny. Jego autorami są inni niż poznańscy artyści, mogący się nam wydawać nieco egzotycznymi z racji miejsca na mapie, w którym się znajdują. Również z powodu innego sposobu edukacji, a także nieco innej mentalności, którą ukształtowały inne warunki. Ale jest też wiele cech wspólnych, wiele podobieństw.

Te same młode, rozpalone głowy, ten sam krytyczny, ta sama ocena rzeczywistości. Ta sama, a może nawet u Rosjan większa, niecierpliwa chęć ujrzenia korzystnych zmian. Ta sama potrzeba lepszego życia.

Izabella Cywińska zdążyła zainplantować omskiemu zespołowi swój zamysł inscenizacji: "Tartuffe", kiedy otrzymała wiadomość od premiera Mazowieckiego, iż proponuje jej tekę ministra kultury w tworzonym przezeń rządzie. Musiała zostawić trupę, z którą zdążyła sie zżyć w ciągu zaledwie dwóch tygodni.

Zobaczyłam ten zespół na dzień przed premierą, w Omsku, 7 października. Zobaczyłam ich wspólną radość z ponownego spotkania, prawdziwą, spontaniczną, tak jakby się znali całe lata. Wiaczesław Kokorin, reżyser przedstawienia, który je wiódł precyzyjnie podług idei autorki wespół ze scenografem Pawłem Dobrzyckim, przywitał ją pierwszy. Potem Borys Mezdricz, dyrektor teatru i cała reszta. Kwiaty, łzy, moc serdecznych słów. Cywińska, której krytycyzm i stanowczość splata się z otwartością i ciepłem wobec ludzi, szybko zyskuje przyjaciół. Tym łatwiej pracuje się jej z ludźmi, a ludziom z nią.

Wiaczesław Kokorin, nie mający jeszcze czterdziestki, należy do wybitnych reżyserów radzieckich. Niedawno gościł w USA na festiwalu sztuk Eugene O'Neilla jako inscenizator utworów amerykańskiego dramaturga. Powierzając mu swój zamysł. Cywińska była pewna, że nie czyni błędu. Współpraca z Pawłem Dobrzyckim, który nie tylko przygotował scenografię w obu przedstawieniach, lecz także dokładnie prześledził szczegóły inscenizacyjne Cywińskiej podczas pracy w Teatrze Nowym w Poznaniu, dawała gwarancję, że - mimo nieobecności reżyserki - jej zamysł zostanie oddany wiernie. Po pierwszej generalnej Cywińska wykrzyknęła: - Cóż za piękne przedstawienie!

Bohaterem jest Orgon. Tartuffe wwzwala to, co potencjalnie tkwiło w Orgonie i jego otoczeniu: małość, łatwowierność, przyzwolenie na zło, któremu zawsze przyjdzie się przeciwstawić, zawsze znajdzie się taki jeden (Damis - Michaił Okuniew), który zło wyczuje pierwszy i ostrzeże, aczkolwiek początkowo bezskutecznie. Dopiero w chwili klęski - zostanie ono dostrzeżone przez resztę. Za późno.

Ten prosty schemat dramaturgiczny byłby może zbyt prosty, a nawet nie do zniesienia, gdyby nie to, że autorka inscenizacji nadała mu wyraźnie charakter symboliczny i jako taki się obronił.

Tartuffe jest marionetką, gnomem fizycznym i mentalnym. Sam dobrze nie wie (tak się wydaje) ile uda mu się osiągnąć, wyszarpać, na ile zaś ryzykuje. Dlatego jest niepewny, małpowato ruchliwy, prawie figlarny. Jurij Ickow gra Tartuffe'a w taki właśnie sposób: przerysowany, groteskowy. Ickow widziany z pewnej odległości, wygląda na scenie jak figura kreskowa w filmie animowanym. Jest to aktor wielkiej klasy, o wielkich możliwościach. Powinien mieć możliwość zaprezentowania się daleko większego niż w mieście Omsku. Ale jak to zrobić? Skromny Jurij powiedział mi - bez cienia żalu czy pretensji, że grywa w Omsku nigdzie poza tym, ani w filmie, ani w telewizji, ponieważ pracuje z dala od Leningradu i Moskwy. Wobec czego jego szanse na rozgłos są nikłe. W kwietniu przyjedzie do Polski - z "Tartuffem" w kilku miastach, m.in. w Warszawie i Poznaniu. Byłby to niezwykły eksperyment, gdyby akurat mógł zagrać odpowiednią postać w filmie polskim lub telewizji.

Dalej - aktor grający Orgona, Siergiej Łysow, druga indywidualność tego przedstawienia. Pokazuje Orgona jako postać agresywną, nachalną. Więcej niż pyszałkowatą, więcej niż butną. Łysow więc także przerysowuje graną postać: jego krzyk jest wrzaskiem, a polecenia brzmią niczym komendy. Ani chwili śmieszności, ani odpoczynku - ruchliwość i wrzask Łysow a rozsadzają scenę, czyli dom Orgona.

A dom ten wydaje się z pozoru spokojny: w niebieskosrebrzystej poświacie scenografii, w bluszczowatym ornamencie wnętrza może ginąć każde głośniejsze słowo, każdy podniesiony ton. Tymczasem jeden i drugi element scenografii tylko podkreśla i potęguje niepokój, dodatkowo podkreślany przez światło, a ściślej mówiąc przez wielką żarówę spuszczoną z sufitu i wahadłowym ruchem przelatującą przez scenę. I pod koniec, gdy wszyscy bez wyjątku z woli księcia zostają aresztowani, orszak postaci tej sztuki przesuwa się z drugiej strony sceny, widoczny za wielką szybą, co sprawia wrażenie jakby postacie powoli, gęsiego przechodziły w zaświaty.

Publiczność i krytycy przyjęli koncepcję Cywińskiej jako oryginalną i ciekawą. Podczas telewizyjnej konferencji prasowej padały pytania dotyczące uniwersalizmu tej inscenizacji, a także wpływu polityki na sztukę teatralną, głównie zaś na twórczość Cywińskiej. Pośród odpowiedzi, które my Polacy, dobrze na ogół znamy, znalazła się i taka, której chyba nie słyszeliśmy: - Cieszę się, że przyszło mi żyć w tak ciekawym czasie. Że tyle się dzieje, choć często są to sprawy trudne i bolesne. To sprawia, że jako człowiek i, jako artysta - traktując to oczywiście przenośnie - się nie nudzę. - Źle by było, gdybym nagle zaczęła się nudzić.

Akademicki Teatr Dramatyczny w Omsku. Molier "Tartuffe", autor, spektaklu - Izabella Cywińska, reżyser - Wiaczesław Kokorin, współpraca reżyserska, scenografia i oprawa muzyczna - Paweł Dobrzycki. Premiera - październik 1989.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji