Artykuły

Opera bez granic

- Festiwal się zmienia. W tym roku dzielimy go na dwie części. Pierwsza to "Opera pokoleń", podczas której postawiliśmy przybliżyć młodym widzom operę nie tylko jako gatunek, ale też jako miejsce. Drugą część, która właśnie się rozpoczyna, to "Opera bez granic", bo uważamy, że opera jest gatunkiem sztuki ponadgranicznym, integrującym wszystkie dokonania i trendy w naszym środowisku twórczym - mówi Bogusław Nowak o Letnim Festiwalu Opery Krakowskiej.

Premiera "Traviaty", spektakle z Niemiec, Łotwy i gala baletowa z udziałem m.in. tancerzy zespołu Béjart Ballet Lausanne, koncerty na Wawelu, a także transmisja "Barona cygańskiego" na rynkach w Nowym Sączu i Tarnowie - to główne wydarzenia XV Letniego Festiwalu Opery Krakowskiej "Opera pokoleń - Opera bez granic"

Tomasz Handzlik: Dlaczego Opera Krakowska organizuje festiwal składający się w dużej mierze z przedstawień, które od dawna są obecne na afiszu?

Bogusław Nowak, dyrektor Opery Krakowskiej: To nie jest prawda. Taki format festiwalu został wypracowany przed laty przez Jerzego Noworola. Letni Festiwal to jego autorskie dzieło. Jak sadzę, powodem była chęć prezentacji własnych spektakli, których Opera Krakowska nie mogła regularnie pokazywać, nie dysponując własną siedzibą.

W tamtych czasach podczas festiwalu faktycznie oglądać można było niemal wyłącznie te przedstawienia, które znajdowały się już na afiszach. Ale publiczność swoją obecnością i olbrzymim zainteresowaniem - a więc tym, czym głosuje najlepiej - potwierdziła, że taka formuła festiwalu ma głęboki sens. Zwłaszcza na przełomie czerwca i lipca, czyli na początku sezonu letniego. Od czasu kiedy kieruję Operą Krakowską, uzupełniliśmy program festiwalu o spektakle plenerowe i gościnne. Założyliśmy też, że w programie obowiązkowo muszą się znaleźć premiery. W tym roku będzie to "Traviata", ale też każdy koncert na Wawelu będzie miał charakter premierowy, bo przygotowywane są one specjalnie na tę okazję. Jeśli zaś pokazujemy już jakieś przedstawienia z bieżącego repertuaru, to specjalnie na tę okoliczność tworzymy wokół nich, używając języka marketingu, "wartości dodane". Tworzymy nowe okoliczności ich prezentacji, które wcześniej przy nich nie funkcjonowały. Warto też dodać, że po raz pierwszy festiwal zyskał dofinansowanie ze środków Małopolskiego Regionalnego Programu Operacyjnego.

Co oznacza hasło "Opera pokoleń - opera bez granic"?

- Festiwal się zmienia. W tym roku dzielimy go na dwie części. Pierwsza to "Opera pokoleń", podczas której postawiliśmy sobie zadanie, aby przybliżyć młodym widzom operę nie tylko jako gatunek, ale też jako miejsce. Mamy w naszym repertuarze spektakle adresowane do dzieci i młodzieży, ale te prezentowane podczas festiwalu miały zupełnie nową oprawę.

Młodzi słuchacze mogli pójść za kulisy, zobaczyć, jak przygotowuje się spektakl, a tuż po nim spotkać się z artystami. I już nie tylko po to, żeby zdobyć autograf, co dla młodych ludzi jest oczywiście bardzo ważne, ale pójść razem z nimi do charakteryzatorni, dotknąć kostiumów, spotkać się z reżyserem i dyrygentem, wejść do kanału, gdzie pracuje orkiestra, poznać gatunki i rodzaje instrumentów. Chcieliśmy pokazać teatr operowy od tej strony, która intryguje, lecz nie tylko tajemnicą samego dzieła, ale też procesem jego powstawania.

Drugą część festiwalu, która właśnie się rozpoczyna, zatytułowaliśmy "Opera bez granic", bo uważamy, że opera jest gatunkiem sztuki ponadgranicznym, integrującym wszystkie dokonania i trendy w naszym środowisku twórczym.

W przenośni i dosłownie. Planujecie transmisję na żywo "Barona cygańskiego" na rynki w Nowym Sączu i Tarnowie. Opera Krakowska będzie konkurować z nowojorską Metropolitan Opera?

- Nie zamierzamy z nikim się ścigać. Po prostu wpisujemy się we współczesne trendy.

Osobiście jestem przeciwnikiem tego sposobu prezentowania opery, chociaż określenie przeciwnik jest może zbyt mocne. Ja po prostu nie lubię, kiedy ktoś za mnie myśli. Idąc na operę do kina, nie mogę sam wybrać artysty, na którego chcę w danej chwili popatrzeć, ani miejsca czy punktu scenografii, na których chcę się skupić. Wybiera je za mnie reżyser transmisji. Nie wspomnę już o tym, że w chwili, kiedy śpiewak nie dośpiewa jakiejś nuty albo dyrygent za głośno wypuści instrumenty dęte, to czuwający cały czas przy konsolecie reżyser dźwięku może to niedociągnięcie przykręcić, zretuszować. Wolę dzieło bezpośrednie.

Ale zdaję sobie sprawę, że od kilku ładnych lat panuje moda na transmisje operowe. Czy to z La Scali czy MET. To czemu mamy być wobec niej obojętni? Nie możemy nie zauważać, że stało się to pewnym zjawiskiem. Taka transmisja na żywo odbędzie się po raz pierwszy w historii naszej opery. Mam nadzieję, że wypełnimy publicznością rynki w Tarnowie i Nowym Sączu. I sam jestem ciekawy, jaki to przyniesie efekt.

A co usłyszymy w części "Opera bez granic"?

- Zaczniemy od premiery "Traviaty". Każda szanująca się opera musi mieć to dzieło na afiszu. Zresztą jest kilka takich żelaznych punktów w repertuarach teatrów operowych, to m.in.: "Carmen", "Madama Butterfly", "Straszny dwór", "Halka". Większość z nich już mamy. Ale "Traviata" to obowiązkowa klasyka, która na afiszach wielu oper utrzymuje się z reguły po 10 i więcej lat, jak na przykład w La Scali. To wciąż ta sama inscenizacja z lekko tylko odświeżoną scenografią i kostiumami.Być może więc 10-letni chłopak czy dziewczyna, którzy przyszli dziś do nas na spektakl "Kopciuszka", przyprowadzeni przez babcię albo zmuszeni przez nauczycielkę, pojawią się u nas za 10 lat na tej samej "Traviacie", ale już z własnego wyboru.

Jeśli budynek wytrzyma próbę czasu.

- O konstrukcję się nie boję. Zobaczymy tylko, czy będzie w tym samym stanie. Swoją drogą proszę zauważyć, że w Krakowie nie dyskutuje się już o architekturze budynku opery, ale o naszym repertuarze. A to znaczy, że ciekawymi propozycjami artystycznymi zdominowaliśmy tę dyskusję, a problemem dla nas i naszych widzów nie jest już kolor i bryła budynku, tylko system sprzedaży biletów, których brakuje na klika tygodni przed planowanymi pokazami.

Co na festiwalu poza "Traviatą"?

- "Baron cygański", "Arie oper świata", w tym roku z baletem, chórem, orkiestrą i - przede wszystkim - w bardzo dobrej obsadzie, bo zaśpiewają: Edyta Piasecka-Durlak, Magdalena Barylak, ulubieniec krakowskiej publiczności Arnold Rutkowski, Rafał Siwek oraz Stanisław Kufluk, laureat zakończonej niedawno XIV edycji Międzynarodowego Konkursu Sztuki Wokalnej im. Ady Sari w Nowym Sączu.

Wydarzeniem będzie gala baletowa "Grand pas". Projekt ten zainaugurowaliśmy rok temu. Zaryzykowaliśmy, tak na próbę. Okazało się, że spotkał się on z olbrzymim zainteresowaniem publiczności, która wypełniła dziedziniec Wawelu do ostatniego miejsca. W tym roku podchodzimy więc odważniej do tematu i podnosimy poprzeczkę. Oprócz wybitnych artystów polskich z Warszawy, Poznania i Krakowa pojawią się soliści z Petersburga, teatru Béjarta, Stuttgartu. Szykuje się prawdziwe święto baletu.

I jeszcze wielki finał. Przygotowane specjalnie na dziedziniec wawelski przedstawienie "Fausta". Uprzedzę pana złośliwe pytanie: nie jest to zwyczajne przeniesienie spektaklu, który mamy już na afiszu. Jest specjalne, bo z tego prezentowanego na naszej scenie pozostaną właściwie tylko kostiumy. Wszystko poza tym będzie zupełną nowością.

W programie festiwalu znalazło się też miejsce dla spektakli gościnnych.

- To buduje rangę imprezy. Świetnie zapowiada się "Bal maskowy" Giuseppe Verdiego z teatru operowego z Zwickau. Z największą niecierpliwością czekam jednak na artystów z konserwatorium w Rydze. Przywiozą do nas dzieło, które znają chyba tylko najwięksi miłośnicy Haendla. To "Acis i Galatea". Może nie do końca opera, bo w literaturze muzycznej wskazywana jest raczej jako serenada, ale wystawiona jednak według klasycznego schematu teatru operowego. Spektakl jest niezwykle interesujący przede wszystkim ze względu na obecne w nim multimedia. W większości przedstawień multimedia odgrywają tylko rolę tła, uzupełnienia. W spektaklu z Rygi są światem równoległym.

Które wydarzenia festiwalu cieszą się największym powodzeniem wśród publiczności?

- Nie chcę tworzyć takiego rankingu, bo na Wawelu mamy 1200 miejsc na widowni, a w gmachu Opery Krakowskiej o połowę mniej. Dla mnie największą satysfakcją jest to, że tak fantastycznie sprzedają się bilety na cały festiwal. Na "Barona cygańskiego", podobnie jak na "Traviatę", nie ma już od dawna biletów. To wyraz uznania dla naszych artystów, ale także chyba sygnał, że widzowie czekają w Krakowie na operetkę i teatr muzyczny. Bo melomani wciąż mają do nas pretensje, że za mało gramy operetek i musicali.

Trzeba by wreszcie pomyśleć w Krakowie o teatrze muzycznym funkcjonującym równolegle do naszego teatru. Bo przecież Wrocław ma Operę i Teatr Muzyczny, Łódź ma Teatr Wielki i Operetkę, tak samo jest w Poznaniu. To znaczy, że jest miejsce na takie instytucje jednocześnie, prezentujące przecież inne gatunki teatru muzycznego.

O festiwalu

XV Letni Festiwal Opery Krakowskiej "Opera pokoleń - opera bez granic" rozpoczął się 4 czerwca i potrwa do 8 lipca. Mogliśmy już zobaczyć spektakle: "Kopciuszek", "Księga lasu" i "Pan Marimba". Czekają nas jeszcze: premierowa "Traviata", "Baron cygański" (transmisja na żywo do Nowego Sącza i Tarnowa), gościnne przedstawienia "Balu maskowego" w wykonaniu Theater Plauen-Zwickau oraz "Acisa i Galatei" w wykonaniu Collegium Musica Riga, a także plenery: "Arie oper świata", "Grand pas - wieczór baletowy" i "Faust" na Zamku Królewskim na Wawelu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji