Artykuły

Dobry Wujaszek

Najwidoczniej Andrzej Bubień uznał, że po "Ryszardzie III" w jego reżyserii, sukcesie bez dwóch zdań, kolejny spektakl nie może zawieść widzów. I zrobił "Wujaszka Wanię"- niepodobnego do innych "Wujaszków", zwartego i współczesnego. Nie znudzi nawet tych, którzy Czechowa omijają szerokim łukiem.

Ma ten "Wujaszek" zapach starego domu z ziołami wiszącymi u powały i zakurzonych pluszowych zabawek, połysk samowarów i ciepło chyba ze stu świeczek, płonących pod ikonami. Ma kolor sepii, jak dawna fotografia i muzykę, która sama w sobie potrafiłaby przyciągnąć na dwie godziny lub dłużej.

Ale przede wszystkim ma rytm. Całkiem nie taki, do jakiego przyzwyczailiśmy się, oglądając Czechowa. Już początek zapowiada, że będzie inaczej. Michaił Lwowicz (Paweł Tchórzelski) kołysze się w fotelu, Maryna (Karina Krzywicka) buja wózek wypchany po brzegi zabawkami, światło ciepłe i stłumione, jest cicho i rytmicznie. Jednak w tej monotonnej atmosferze narasta napięcie, które wybuchnie w końcu z całą siłą.

I nagle tempo wyznaczane dotąd przez fotel czy kapiący samowar zmienia się nie do poznania. Jak podczas zwierzeń Sofii (Maria Kierzkowska) i Heleny (Agnieszka Wawrzkiewicz), które chwytają się belki nad wejściem i głośno opowiadając, niczym nastolatki bujają się na powale. Jak podczas wyznania Sofii, która w najszczęśliwszej chwili swego życia wsiada na unieruchomiony rower i zapamiętale pedałuje szybciej i szybciej.

Raz tylko postać Heleny Andriejewnej budzi zastrzeżenia. Nie ze względu na grę, która jest dobra, jak zresztą wszystkich aktorów bez wyjątku. Jednak odnosimy wrażenie, że reżyserowi zabrakło pomysłu na tę postać, która w chwili największego uniesienia po prostu... przykłada dłoń do czoła albo rozkłada ręce i wykonuje kilka zgrabnych obrotów. Scena, co tu dużo mówić, jakby nie z tego spektaklu.

Poza tym nie ma zgrzytów: scenografia, rekwizyt i gra aktorów - stapiają się w całość. Scenografia opowiada o tym, o czym mówią postacie. Gdy Wujaszek Wania (Włodzimierz Macudziński) wyrzuca z siebie całą gorycz i złość na zmarnowane życie, intensywne światło pada na ściany, które tracą ciepły brązowy kolor i okazują się nagą, zimną blachą. Bywa, że wraz z bohaterami sztuki płaczą ściany i okna, po których strumieniami leje się woda.

Zazwyczaj na "Wujaszku" widz podglądał życie normalnego na pozór dworku wiejskiego i odkrywał z czasem, jakie kotłują się w nim uczucia. Tu odnosi się wrażenie, że cały dom, wszystkie jego elementy z tych uczuć właśnie zbudowano.

I do tego zespół został tak dobrany, że już choćby dla samych aktorów warto wybrać się do teatru. Bo nawet, jeśli rola nie jest główna, to jest duża, jak Maryna Kariny Krzywickiej czy Tielegin Jarosława Felczykowskiego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji