Artykuły

Wertep o śnie twardym Regimentarza

"Wesele" Wyspiańskiego głębiej i mocniej wrosło w naszą kulturę i w świadomość narodową niż "Sen srebrny Salomei". Przyczyny tego są powszechnie znane i w omówieniach czterech powojennych realizacji "Snu srebrnego" wielokrotnie przypominane. Więc chociaż dramat Słowackiego jest od "Wesela" o sześć dziesiątków lat wcześniejszy - nie "Wesele" poprzez "Sen", lecz "Sen" poprzez "Wesele" zwykle odbieramy. Analogie - to nie tylko "szopka arcynarodowa", wyrastająca ze zbliżonej, nasyconej gorzką ironią historiozofii, to nie tylko Szela, Semenko i Wernyhora, nie tylko "dziwne materii pomieszanie", podobna konwencja artystyczna, zjawy splecione z działaniem postaci realistycznych. To również - a może przede wszystkim - "narodowy letarg": Jasiek nie może obudzić weselnego korowodu z somnambulicznego "tańca niemożności". Wernyhora na próżno próbuje wyrwać z letargu Regimentarza i jego gości weselnych, wstrząsnąć nim i wizją ginącej Polski. Jedynie Księżniczka zawoła: "Stój! - Więc Polska? - ", ale Księżniczka, to nie dramatis persona, to jedynie błyskotliwy, pełen ironii i dowcipu komentarz do dramatu. Zagubiony róg nie przerwie tanecznego kręgu w "Weselu", tak jak strzaskana lira Wernyhory nie zbudzi orszaku weselnego ze "Snu srebrnego Salomei".

Słowacki mógł właściwie zatytułować swój dramat tak, jak później Wyspiański: "Wesele". Wesele Salomei Gruszczyńskiej z Leonem i wesele Księżniczki Wiśniowieckiej z Sawą. Może wtedy historycy literatury i krytycy literaccy uniknęliby tylu nieporozumień we właściwym odczytywaniu "Snu". Tak jak Wyspiański mógł nazwać swe dzieło "Snem srebrnym Isi". Skuszamka pierwsza dostrzegła taki tytuł, bo wyszła w interpretacji dramatu właśnie od scen ostatnich.

Wróćmy jednak jeszcze do konwencji dramatu. Otóż w programie teatralnym do wrocławskiej premiery "Snu", trzeciej już kolejnej realizacji Krystyny Skuszanki tego arcydramatu narodowego, zamieszczono notę pt. "Wertep ukraiński", której autor, podpisany literami "J.T.", wskazuje na przewijający się w dziełach Słowackiego motyw ukraińskiego wertepu, dobrze znanego poecie z okresu dzieciństwa. Wertep to jarmarczny teatr lalkowy, sięgający (początków XVII wieku, (który w różnych formach przetrwał na wsi ukraińskiej do dziś. Ale nie ograniczał się - jak to sugeruje wspomniana nota - do Bożonarodzeniowej szopki. Wystawiał krótkie dialogi i intermedia różnej treści, przeważnie pisane na doraźny użytek przez kierowników lub aktorów teatrzyku "wertepowego". Były to jakby pierwociny i zapowiedzi współczesnej tragifarsy czy tragikomedii: wzniosłość mieszała się z wulgarnością, burleska z tragedią, melodramat z farsą. Były i "do śmiechu" i "do płaczu" równocześnie. Pisane i grane ostro, jaskrawo, na kontrastach, kończyły się zwykle wesoło i szczęśliwie, chociaż logiczny, tok akcji takich zakończeń nie zapowiadał. Jak w "Wiele hałasu o nic". Jak w "Śnie srebrnym Salomei"... Często właśnie weselem.

W "Weselu" Wyspiańskiego śni tylko Isia; dopiero w akcie ostatnim wszyscy popadają w letargiczny sen niemożności (jak potem u Gombrowicza, czy u Mrożka). U Słowackiego śni Regimentarz wraz z całym swym otoczeniem. Nie tylko Salusia. Przede wszystkim Regimentarz. Jego sen jest najtwardszy, nie obudzi go nawet krwawa rebelia. Dlatego nie Salusia lecz Regimentarz jest główną postacią "Snu srebrnego". Dramatu Słowackiego i wszystkich trzech dotychczasowych inscenizacji Skuszanki. Nie wszystkie co prawda wyraziły tę nadrzędność dość ostro. Przyczyniła się do tego interpretacja aktorska. Ale w ostatniej realizacji Igor Przegrodzki bardzo wyraziście myśl reżyserską przeprowadził. Jego Regimentarz ma w sobie pańskość i butne zadufanie, wierzy niezachwianie we własne racje, w realizowaną przez siebie "ogniem i mieczem" sprawiedliwość, w niezachwiany porządek szlachecko-magnacki. Jest tak wewnętrznie zakłamany, że akt "pokajania" przed trupem Gruszczyńskiego (podobnie jak w poprzednich inscenizacjach jest tylko jego pancerz i zbroja) celebruje z całą powagą nie tylko zewnętrzną, jest w tej operetkowej "ekspijacji" na swój sposób żarliwy. Bo twardy jest sen Regimentarza. Ma w sobie siłę letargu, z którego ani Jaśkowy "złoty róg" ani Wernyhorowa lira go nie obudzi. Podobnie jak jego syna Leona (którego grają na zmianę, równie poprawnie, Wojciech Malec i Jan Piszek), jak Sawy (Ferdynand Matysik operuje zbyt afektowanym i mało wycieniowanym, a przez to niekiedy nużącym głosem). Tylko Księżniczka jest do końca nieodgadniona, przekorna, ironiczna - bo ona jedna chyba stoi poza tym "wertepem o śnie Regimentarza". Trzeba by tu powtórzyć wszystkie wyrazy uznania, z jakimi spotkała się Anna Lutosławska z okazji poprzedniej realizacji Skuszanki. Teraz jest jeszcze bardziej finezyjna w prowadzeniu ironicznego dialogu, bardziej niepokojąca i bardziej dojrzała.

Tylko Salusia Krzesisławy Dubielówny przeżywa ciągle swój "srebrno-krwawy" sen: w ostatniej scenie, inspirowanej Regimentarskim "Na świętego klnę Franciszka, z weselnego pociągniem kieliszka" - Salusia stoi z twarzą martwą, w której nie ma ani smutku, ani radości, ani lęku; nie chce się obudzić, rzeczywistość przeraża ją bardziej, niż najokropniejsze, nękające ją dotąd sny letargiczne. Pozostaje więc na pograniczu koszmaru sennego i koszmaru realnego życia, nie mając odwagi ani wrócić do snu ani wejść w porażającą rzeczywistość.

Konwencja ukraińskiego wertepu, rozwiązania ostatnich scen przedstawienia, (ujęcie postaci Regimentarza i Salusi - to "klucze" do wrocławskiego spektaklu Skuszanki. A jego kształt inscenizacyjny?

Jest urzekający w swej warstwie poetyckiej i w swej warstwie plastycznej. Wszyscy wykonawcy przekazują tekst Słowackiego z maksymalnym zaangażowaniem, racjonalnie stosując bogate środki ekspresji głosowej i ruchowej. Jest tu miejsce i na wzniosły patos i na ściszony liryzm, na gwałtowny ruch i gwałtowne słowo, na ostro prowadzone działania sceniczne (zwłaszcza u Semenki - Ryszarda Kotysa i u Kozaków). U wszystkich wykonawców wiersz zachowuje swój wewnętrzny i foniczny rytm, wibruje bogatą skalą dźwięków, lśni rozległą gamą barw o najsubtelniejszych odcieniach (np. u Przegrodzkiego końcówki brzmią jak zamierający dzwon). I jeśli jest zbyt wielka gwałtowność w niektórych partiach dialogu i działania scenicznego, tłumaczy się to logicznie "poetyką snu", w którą - dzięki sile inscenizacyjnej sugestii - "wskakuje się" niemal od pierwszej sceny przedstawienia.

Kołaczą się co prawda - trochę na fali reminiscencji z poprzednich realizacji Skuszanki (w Nowej Hucie w 1960 r. i w Warszawie w 1963 r.) - wątpliwości, czy dramat polsko-ukraiński, w czytelnym podtekście ukazany jako dramat szlachecko-chłopski, bo tak właśnie historycznie uwarunkowany, został dość wyraziście wyeksponowany; zuchwały i dumny bunt uwidacznia się tylko, i to nie we wszystkich scenach, w postaci Semenki, zabrakło tej nuty u Kozaków. A przecież sympatie Słowackiego były wyraźnie po stronie zbuntowanego chłopstwa. "Jak ty mógł tak rozporządzić buntem? I takie płomienie zapalić?" - pyta Regimentarz Semenki przed jego egzekucją "Jak? - Sercem panie" - odpowiada Semenko. I tu właśnie, w scenach z Kozakami w ich emocjonalnej tkance proporcje nie zostały chyba dość trafnie wyważone. Nie odbiło się to jednak na ogólnej historiozoficznej wymowie przedstawienia, której nie przesłoniła piękna szata inscenizacyjna.

Istotną tkanką organiczną tej szaty jest scenografia Krystyny Zachwatowicz. I - jakby napisana przez Słowackiego - muzyka Adama Walacińskiego. Scenografka spowiła całą scenę w srebrzystą cienką siatkę, która bądź unosi się tworząc jakby baldachim, bądź też opada, dzieląc scenę poprzecznie na dwie części: w przedniej toczy się akcja, w tyle - krzyże, jako tej akcji skutek lub zapowiedź. Oba plany - odpowiednio podświetlane lub pozostające w ostrym świetle stale przenikają się i uzupełniają. Nad całością unosi się ironiczny pytajnik, taki sam, jaki Skuszanka zawiesiła nad tytułem zrealizowanego dzieła: sen srebrny?...A więc scenografia ironiczna, zgodna z kontekstem przedstawienia, ale zarazem poetycka i piękna w swym wyrazie plastycznym.

Są jeszcze świece: już w pierwszej scenie i później i w scenach końcowych. Te same, które były w poprzednich inscenizacjach. To chyba nie tylko - jak słusznie zwrócił uwagę Wojciech Natanson w recenzji z warszawskiego przedstawienia - zaznaczenie czasu akcji, ale i znacznie więcej. Bowiem Skuszanka wkłada świece nie w ręce służby. Trzymają je postacie dramatu z dworu Regimentarza: błądzący w gęstym mroku ślepcy, którzy przy pomocy świec usiłują go rozjaśnić, idąc w nikłym świetle dróżką, prowadzącą na bezdroża. Pójdą też z nimi na wesele, by "z weselnego pociągnąć kieliszka". Upiorne wesele z wertepu "o śnie twardym Regimentarza".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji