Lir
I oto mamy nowe spojrzenie na celtycką tragedię. Tym razem "Lir" współczesnego pisarza angielskiego Edwarda Bonda (autora scenariusza filmu Antonioniego "Powiększenie").
Powstały z górą trzy i pół setki lat temu szekspirowski pierwowzór posłużył Bondowi do stworzenia kolejnej koncepcji dramatu Lira. Trudno się temu dziwić, bowiem szekspirowski wątek zawiera tzw. treści nieśmiertelne i dzięki temu właśnie wersja uwspółcześniona koreluje dobrze, a może więcej niż dobrze ze współczesnymi problemami.
Powiada o swojej sztuce Edward Bond: "... Moje sztuki mówią o okrucieństwie i przemocy, bo to jest problem podstawowy i od tego jak go rozwiążemy zależy, co się z nami stanie (...) okrucieństwo samo w sobie nie stanowi zagrożenia dla żadnego gatunku (...) Ludźmi rządzą mechanizmy biologiczne i jeśli jestem zdenerwowany, to zachodzą we mnie określone procesy, a wtedy muszę działać..."
"Lir" jest sztuką spełniającą rolę syreny alarmowej, ale mam tu niejakie wątpliwości; okrucieństwo samo w sobie pozostanie okrucieństwem bez względu na czas, w jakim się dzieje. I jako takie, okrucieństwo, nie stanowi - tu zgadzam się z Bondem - zagrożenia. Ale jako niezależne od czasu - a więc odnoszone równie dobrze do współczesności jak i do starożytnych dziejów Lira, Elektry, Edypa i innych - nie stanowi właściwego materiału do bicia w dzwon na alarm. Wydaje wtedy fałszywy ton.
Czas kształtuje nas i naszą rzeczywistość. Ta z kolei rodzi w nas schorzenia, zwątpienia, niejasność sensów i celów. Tylko względny związek objawów z przyczynami pozostaje niezmienny w czasie. Skutki psychiczne, reakcje człowieka, wreszcie efekty społeczne wzrastają w szybkim postępie z biegiem lat. Nasilają się też objawy psychopatologicznej izolacji. Społecznie groźnej - indywidualnie tragicznej.
Groźna i zła jest izolacja zewnętrzna u bondowskiego Lira. Mur, z pobudek wszakże szlachetnych budowany, służyć miał monarsze celom pokojowym. Stał się ścianą śmierci.
Ten sam objaw - może - w pięć tysięcy lat później jest społecznie stokroć groźniejszy. Pociąga za sobą miliony ofiar. Objaw się nie zmienił. Skutki tak. Każdy stawia mur na miarę swej godności i władzy. Król z kamienia - wieśniakowi starczy drewniany płot. Lir, z okrucieństwem godnym króla, z bezwzględnością ojca i monarchy, z despotyzmem i pietyzmem wznosi mur, nie bacząc na krew i śmierć.
Jest zaślepiony. Ale nie może nie widzieć ,,oczami duszy". Gdy straci insygnia władzy, role się odwrócą. Sprzeczności i niepokoje spowodują utratę wzroku, przestanie tryskać źródło doznań zmysłowych. Uzewnętrznił się strumień psychicznych kolizji.
Podobnie, na drugim biegunie, Kordelia. Nie zamierza wpuścić jednego, pozornie niegroźnego intruza, do swojego domu. Cóż z tego, że dom jest ubogi. Dla niej żebrak, zdetronizowany król Lir - Żebrak jest wrogiem. Wrogiem spokoju, burzącym stan chwiejnej psychorównowagi - wrogiem spokoju, stworzonego przez brzemię, domowe ognisko i przyrodę.
Niezwykle mocno u Bonda zarysowana postać Lira, umiejscowienie w jego psychice wszystkich sprzecznych dążeń i namiętności ma sens ogólnoludzki. Zaczerpnięty z odległej historii wątek fabularny dramatu sugeruje niezmienność czynników, powodujących tenże dramat. Jednakże ciągły postęp uwarunkowań, pod wpływem których znajduje się człowiek, rozwija i wzmaga ostrość psychicznych przeżyć, choć w zasadzie ich nie przeinacza.
Niepewność istnienia, sieć uwikłań, grzeczność działań świadomych z ich psychicznym odczuciem powoduje u współczesnych groźne zjawisko izolacji; może to próba samoobrony. Pozostająca w sytuacji konfliktowej ciągła współbieżność tego co wewnętrzne z tym, co zewnętrzne, tworzy błędne koło naszej psychiki. Zewnętrzne czynniki są niezbędnym i nieuchronnym pokarmem naszej osobowości, który przy pomocy świadomych posunięć możemy modulować - w ograniczonym jednak stopniu. To powoduje bierność i agresywność.
Swoiste, stare jak świat, tragiczne perpetuum mobile. "Lir" jest sztuką, w której w sprzężeniu BODŹCE -
Przeniesienie - działanie - SKUTKI, niezwykle silnie zaakcentowany jest element Przeniesienia, zakreślający niejako ów Tragiczny Krąg. Wielka beznadzieja powoduje chaos psychiczny, który na każdym szczeblu społecznej drabiny rodzi różnorakie przemoce i okrucieństwa. Na królewskim szczeblu rodzi Wielki Mechanizm walki o władzę; na plebejskim - intrygi i mniejsze świństwa.
U Szekspira, udający obłęd Edgar prowadzi oślepionego Glostera po prostej drodze, stwarzając mu iluzję, że pną się na szczyt stromej góry. Jeden skok w dół i... nic się nie zmieniło. Nie ma trupa. Stroma góra to tylko fikcja; mękom i cierpieniom nie ma końca.
Bondowskiego Lira prowadzi Zuzanna do stóp stromej skarpy u podnóża muru, który sam wybudował. Nie ma fikcji - jest strata iluzji. Ale i tu Lir nie osiągnie szczytu owej ,,szklanej góry" wyzwolenia; ślepo, rozpaczliwie zacznie - przyczyniając się do klęski - kontynuować budowę.
Chyba nastąpiło wypaczenie sensu bondowskiego dzieła w warszawskiej inscenizacji Erwina Axera. Zdesperowany strzęp ludzki kilofem rozbija mur; w okresie swego majestatu bezwzględnie chciał się nim otoczyć. A więc prezentacje kolejnej możliwości. Wyjście przez powrót i destrukcję. Poddanie przez samozaprzeczenie. Samogwałt.
Można i tak rozumieć konflikt bez wyjścia, jak to zrobił Axer. Ale to prowadzi do śmierci. Lir ginie. Pojawił się przecież już następca - w osobie Kordelii, wyrok już zapadł. Na własną zgubę budowany mur, już w momencie desperackiej decyzji wznoszenia, stał się przyszłym powodem fizycznej śmierci Lira.
Jest mnogość "Lirów" w sztuce. Jest Lir rzeczywisty, skupiający w sobie szlachetność i plugastwo; jednostkowy, lecz stanowiący kondensat przeciwności. Są jednakowoż i inni "Lirowie", Potencjalni kandydaci na psychiczne i fizyczne unicestwienia. Ci cząstkowi Lirowie, to pojedyncze osoby lub grupy postaci, tyle że o różnym stopniu zagrożenia. Im wyżej w hierarchii społecznej tym stan jest cięższy, reakcje gwałtowniejsze. Skutki różnie rozłożone w czasie, lecz jednakowe. Najbliższy "Lirowi" Lir, to połączone więzią krwi odbicie w osobach córek: Bondice i Fontanelii. Hierarchicznie - Lord Warrington. Alegorycznie - Młody i Kordelia. Społecznie - Rebelianci. Każdy na innym szczeblu rozwoju. I każdy noszący w sobie odpowiednią część bogatej osobowości Lira. W każdym drzemie bestia. Umierają w czasie teatralnej akcji lub umrą poza nią, w kolejności od najwyższego - Warrington - do Młodego i Kordelii. Posłuchajmy Bonda:
"...Jedną z najważniejszych rzeczy w sztuce było przewartościowanie stosunków między Lirem i Kordelią. Nie chcę, żeby to zabrzmiało jak tani paradoks, ale w sztuce Shakespeare'a Kordelia jest osobą naprawdę niebezpieczną, a pozostałe dwie córki, których wcale nie zamierzam rozgrzeszać - były dotychczas traktowane niesprawiedliwie i nie były właściwie rozumiane. Chodziło mi o to, żeby zostały uformowane na skutek jego działalności, pod wpływem jego charakteru i on jest w pełni za nie odpowiedzialny (...) Nie wziąłem postaci żywcem z Shakespeare'a..."
U Bonda, pozornie szlachetna Kordelia stopniowo zmienia się w okrutną. Celowe przecież przetransformowanie postaci Kordelii i połączenie jej węzłem małżeńskim z Młodym nie budzi wątpliwości. Ich śmierć jest równa lirowskiej. Agonia psychiczna trwa równie długo u tych z "góry" jak i u tych, którzy prą pod "górę". U pozornie wolnych od sprzeczności "prostaków"' śmierć biologiczna następuje pierwsza. W majestacie na odwrót: Królowie giną wpierw psychicznie. Fizyczne unicestwienie wymaga tylko kuli albo noża i jest natychmiastowe. Psychiczna śmierć Kordelii i Młodego - doskonały metaforyczny przeszczep rozdwojonej, lirowskiej jaźni - następuje w miarę coraz głębszego wciągania się w splot zdarzeń Tragicznego Kręgu. Oboje zmierzają do swego końca innymi szlakami. Kordelia w drodze rebelii sięga po władzę. Młody zginie powolnie, bezsensownie usychając. Nie znajdą już porozumienia; Młody upadnie w ramionach swego poprzedniego tyrana, zraniony przez świnie, które sam pieczołowicie hodował - "Świnie-Mur". Kordelia pójdzie w ślady Lira.
Tragiczny jest Szekspir. Tragiczny jest Bond w blisko 400 lat później. Kto będzie najtragiczniejszy? Kiedy?
W warszawskiej inscenizacji - w scenografii Ewy Starowieyskiej - jak gwiazda świeci Tadeusz Łomnicki. Rola wielka i wielkie jej wykonanie na tle poprawnie grającej reszty Zespołu.
Wolno reżyserowi wiele, wolno zwłaszcza takiemu jak Axer; wolno - nawet mimo zniekształcenia intelektualnych intencji -ale chyba nie dość uzasadnione zdaje mi się mieszanie i plątanie XIX-wiecznej konwencji z teatrem absurdu, ze śmiesznymi chwytami, "puszczania farby", itd. itp. Razi to.