Artykuły

Bardzo poważny dreszczowiec z udziałem ośmiu dam

Trudno zgadnąć, czy był to tylko przypadek, czy nie, w każdym razie zdarzyło się, że Teatr Nowy w Zabrzu wystąpił ze swoją ostatnie premierą w bezpośrednim zasięgu marcowego Dnia Kobiet, a jest to sztuka "poświęcona" - jeśli można się tak obłudnie wyrazić - właśnie naszym najmilszym i najsłodszym paniom. Obłudnie, gdyż chodzi o sceniczny kryminał, traktujący o zbrodni, której autorstwo przypisuje się delikatnej niewieściej rączce. Podobnie postąpił zresztą Teatr Telewizji i dokładnie 8 marca w "kobrowej" serii zaprezentował nam porucznika Columbo w kręgu kobiet, z których jedna popełniła "staroświeckie", a do tego podwójne morderstwo. Przyznaję, że tego rodzaju "honorowanie" święta naszych pań może wydać się dosyć dziwne, ale obydwa kryminały - sceniczny i telewizyjny - zostały napisane z wyraźnym przymrużeniem oka. Szkoda tylko, że w spektaklu zabrzańskim to "przymrużenie" zagubiło się gdzieś na reżyserskich ścieżkach.

Sztuka Robertą Thomasa "Osiem kobiet" jest klasyczną komedią sensacyjną, zbudowaną według najlepszych wzorów dramaturgii tego gatunku, który pełne sukcesy święci od lat na bulwarowych - ale nie tylko takich - scenach zachodnich. W każdym razie, jeśli wartość utworu scenicznego chcielibyśmy mierzyć ilością dobrze napisanych ról, to komedię Thomasa należy obdzielić znaczną ilością gwiazdek. Jest w niej bowiem, jak to się powiada, wszystko do zagrania. Każda postać w sztuce ma tutaj swoje "pięć minut", które wzbudzają dla niej maksymalne zainteresowanie widowni. Każda ma zagwarantowane własne miejsce w kryminalnej intrydze i została kapitalnie zaplątana w najdziwniejsze podejrzenia, co momentami może widzów przyprawić o trudny do opanowania myślopląs, który ostatecznie i tak do niczego nie prowadzi, oo autor na koniec zachował rozwiązanie przez nikogo nawet nie przeczuwane.

Byłoby grzechem opowiedzenie, tu treści sztuki, raczej należy się więc zająć grzechami dostrzeżonymi w jej realizacji. Najważniejszym jest chyba ten, że reżyserka spektaklu, Krystyna Sznerr, rozegrała całe zdarzenie zbyt serio. Nie dostrzegła w egzemplarzu klucza który umieścił tam w wielu sytuacjach autor, a który otwiera drogę do groteski, a nawet farsy. Przecież cała ta historia, zwłaszcza jeżeli zaczniemy jej sie przyglądać od końca, nie jest niczym innym, jak wielkim humbugiem, pyszną bujdą i okazją do tak zwanego "boków zrywania". Z tej warstwy reżyserka zabrzańskiej realizacji nic w spektaklu nie zostawiła. Każdą sytuację rozegrała na smutno i tak akuratnie, że gdy wreszcie intryga zostaje rozwiązana, to czujemy się - w każdym razie ja się tak czułem - wyraźnie oszukani. Przed tą inscenizacyjną akuratnością i - co tu dużo mówić - kryminalnym smuteczkiem zdołała się jedynie wybronić na scenie Alina Żubr-Kalinowska, której należy za taką właśnie, zabawną i konsekwentną interpretację przydzielonej jej roli pięknie podziękować.

Nikogo nie dziwi, że w "Ośmiu kobietach" nie ma na scenie miejsca dla mężczyzn. Oglądamy przeto same panie: Halinę Piłatównę (Gaby), Janinę Krokowską (Augusta), Gertrudę Szalszównę (Chanel), Elwirę Dolińską (Luiza), Iwonę Wierzbicką (Pierrette) i życzliwie już wspomniana Alinę Żubr-Kalinowską w roli Starszej Pani. Ponadto jako Suzon i Katarzyna wystąpiły adeptki. Obydwie role okazały się jednak dla nich jeszcze stanowczo za trudne.

Scenografia jest dziełem Aleksandry Sell-Walter. W kostiumach wypadła raczej skromniutko, natomiast w dekoracjach wyróżnia się pełną gamą mieszczańskiej poprawności i staranności.

Mimo wyrażonych na wstępie zastrzeżeń co do realizacji sztuki nie ulega wątpliwości, że "Osiem kobiet" spodoba się naszej widowni. Bo kryminał: pozostanie zawsze kryminałem i każde - takie czy inne - morderstwo wnosi bardzo dużo życia na każdą scenę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji