Artykuły

Blisko kręgosłupa

"Nakręcana pomarańcza" w reż. Jana Klaty w Teatrze Współczesnym we Wrocławiu. Dla e-teatru pisze Agnieszka Kłos.

Na najnowsze przedstawienie Jana Klaty trzeba postać w młodej kolejce. Średnia wieku w niej wynosi mniej więcej tyle, ile ma dziś lat pokolenie JP II.

Co zrobić z pomarańczą? Po spektaklu można powiedzieć wprost, nakręcić do oporu i poczekać aż wybuchnie. Tak jak wstrzymywane uczucia, izolowane problemy społeczne albo człowiek, który poddawany jest coraz podlejszym eksperymentom.

Podczas spektaklu w tle sceny, odbija się w pleksie zarys czerwonego kręgosłupa. Rozgrzany do oporu wzmacniacz emocji w człowieku nie reaguje nawet na najcięższe przewinienia bohaterów. A mówi się, że system nerwowy człowieka zwiększa naszą wrażliwość.

Spektakl Klaty to pochwała miejskości i piękny bełkot blokowych poetów, czyli złych chłopaków. Bo na świecie każda grupa ma swojego proroka, który mniej lub bardziej zrozumiałym językiem lansuje swoją filozofię. Na scenie wszystko odbywa się konsekwentnie, w rytmie określonej muzyki. Raz jest to trans lub RNB, kiedy indziej klasyka. Podkład muzyczny staje się tu kolejnym sprawnym narzędziem w rękach młodego reżysera. Sam Klata przecież muzykę wybierał, miksował z tekstami i układał w zgrabny dialog. A częściej w pastisz. Ilu widzów zrozumiało przewrotny dialog Klaty z klasyką opery?

Dziś spektakl o złu na świecie wywołuje w widzach śmiech. Straszne czasy nastały, w których dobro pozostaje nadal naiwne, a zło wywołuje po prostu salwy śmiechu jak na sitcomie. Wypowiedzi bohaterów przymierzających się do gwałtu rozśmieszają, bo Klata wybrał tłumaczenie tekstu, w którym dokonano lingwistycznej zabawy slangiem. Dlatego bohaterowie sztuki pozostają tylko w części zrozumiali, a w świecie przedstawionym konsekwentnie wyizolowani społecznie. Język złej części bohaterów to prawdziwa maestria gatunku. Chyba tylko ci, którzy czytali powieść "101 Rejkjavik" potrafią w pełni docenić taką kreację. I uznać niezwykły eksperyment artystyczny.

Niektóre sceny zbiorowe wywołują ciszę. Mimo, że w tle rozbrzmiewa głośna muzyka. Cisza zalega na widowni, kiedy sceny są dobrze zrobione. No właśnie "zrobione", jak w MTV teledysk, w którym poszczególne klatki filmu przeciągane są w nieskończoność. Koszmar tych ekspozycji polega na tym, że w teatrze nie możemy zareagować i przełączyć na inny kanał. Klata stawia nas pod murem. I wymaga zamarcia. Widz podczas spektaklu nie doświadcza dobrodziejstwa bierności, nie może wypocząć, nie stanie się jak mawiała Jelinek "sytą, szczęśliwą świnią". Jego męki mogą skończyć się wraz z wybrzmieniem sceny przemocy i gwałtu.

Zło jest różne, a nawet odcienie zła bywają w człowieku w różnym natężeniu. Bo zło na świecie stopniuje się. Bywa gorsze i lepsze jak uczynki. Zło może wymierzać też własną sprawiedliwość. Bohaterowie spektaklu wnoszą dużo do naszej codziennej wiedzy o złu. Mówią nam nawet o prawie naturalnym zła, o jego bełkotliwości, nierozpoznaniu na pierwszy rzut oka. Zło bywa kaleczone wybitymi zębami. Skąd pochodzi zło? Z pustki. Najczęściej rodzinnej, bo przecież każdy palant, blokers i gnojek ma jakiś rodziców.

Na scenie pojawiają się dwa światy. Ten niby dobry i ten jakby do końca zły, który mówi swoim własnym językiem. Nakradł się słów dookoła, zagrabił wyrazy techniczne, szpanerskie i migoczące rzekomym bogactwem, i przemówił. To natężenie slangu wywoływało w widzach największy śmiech. Nie rozumiem dlaczego. Przecież na co dzień słyszymy ten język w każdym miejscu.

Podczas tego wieczoru zastanawiałam się nad tym, czy diabeł jest istotą zła czy może zło mieszka w codziennych niusach. I czy w takim razie każdy piszący informacje, sporządzający notki nie bierze w nim udziału. Na scenie tymczasem przewijali się tańczący bohaterowie, którzy byli źli, a mimo to wyglądali pięknie i kusząco. Być może zło jest atrakcyjne, bo pociąga nas seksualnie?

Ten spektakl może mieć dwa oblicza. Już teraz można mu wróżyć ogromny sukces albo zapomnienie. Dlaczego? Bo przedstawia beznadzieję. A ta kategoria w pojęciu współczesnych krytyków jest czymś skrajnie nieatrakcyjnym. Bo jak wyobrazić sobie zrównanie tego, co jest w życiu i na scenie? Jakiego aparatu pojęciowego użyć i jakich słów na wyjaśnienie sedna sztuki. To zrównanie beznadziei wyprowadza krytyków z równowagi i nie daje widzom natchnienia. Dlatego tak trudno niektórym zaakceptować środki współczesnej sztuki. Wcale nie chodzi przy tym o to, że trudno ją zrozumieć, ale o to, że najtrudniej ją znieść emocjonalnie.

Z tej sztuki wynika kilka przesłanek. Bardzo zresztą prostych. Oto one. Chłopcy są przyczyną większego zła na świecie. Uczucia nasze uległy atrofii, dlatego bohaterowie sztuki w sytuacjach intymnych bełkoczą w biblijnym stylu lub wysługują się fragmentem Tosci. W tle pozostają nam zawsze rzeczy niezastąpione - seriale i butelczyna. Przemian tu nie ma, ale jest refleksja bohaterów na tle falującej pleksy.

Podobały mi się sceny walki, w których największą rolę odegrała parodia filmów z Brucem Lee. Podczas tych malowniczych obrotów widz musiał uznać wyższość zła nad dobrem i fakt, że zło nie znosi sprzeciwu. Widać było również na scenie, że źli bywają też policjanci, ale o tym wiemy z czołówek.

Najnowszy spektakl Klaty wcale nie rozprawia o rzeczach banalnych, a jeśli nawet, podnosi je do rangi nadzwyczajnych wydarzeń. Dzięki temu podczas dwugodzinnego spektaklu nie mamy poczucia nudy czy zniechęcenia. Przeciwnie, mamy wrażenie, że bierzemy udział w czymś ostatecznym. W walce o duszę człowieka, jakiegoś, kogoś, Everymena - Aleksa.

Udało się jego twórcom dokonać zwrotu w mojej reakcji na spektakl: pisząc recenzję ze sztuki, zastanawiam się i piszę też o istocie zła, a nie tylko o zabiegach artystycznych.

Najwięcej symboli inspirujących do rozmyślania nad złem pojawia się na końcu spektaklu. Bohater trafia do więzienia z systemem "wlazł - wylazł, z przewagą wlazł". Jego rola społeczna została raz na zawsze określona, a sam człowiek przepadł. Nie ma więc na świecie miejsca dla ludzi, którzy raz dopuścili się pomyłki. Społeczny stosunek do zła wydaje się również ustalony raz na zawsze. Zło wydala się wraz z ludźmi poza system społeczny, o dobru naucza się jak o stanie łaski. Wszystko więc leży poza nami. Bardzo plastycznie widać to podczas sceny walki Aleksa ze złem. Bohater stoi na arenie, jak przed telewizyjną publicznością i walczy z pokusami tego świata. Walka ta przypomina jednak pojedynek, w którym człowiek stopniowo traci godność. I odzierany jest z poczucia przyzwoitości. Czym jest zatem zło i jakie miejsce należy się mu w społeczeństwie? Może istnieje w wymiarze wielkich, tragicznych historii? Jak w końcowej scenie spektaklu, w której bohater zdaje egzamin na obywatela świata wbijając swoje gwoździe w stare rany Jezusa.

Ludzie pozbawieni możliwości wyboru są jak rośliny. Chwasty lub pomarańcze. W spektaklu Klaty wszystkie gatunki roślin znajdują się na tej samej grządce. A jego sztuka wcale nie woła o ich rozdzielenie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji