Artykuły

Zaczarowany świat Salvadora Dali

"Dali" w chor. Katarzyny Antosiak, Joanny Czajkowskiej, Izabeli Sokołowskiej, Jacka Krawczyka i Przemysława Wereszczyńskiego w Sopockim Teatrze Tańca. Pisze Łukasz Rudziński na portalu Trójmiasto.pl.

Łączenie teatru z malarstwem nie zawsze daje dobry efekt. Można by długo wymieniać spektakle, którym nazwisko znanego malarza pomogło wypromować niezbyt udaną produkcję. Nie tym razem. Spektakl Sopockiego Teatru Tańca "Dali" to dzieło wyjątkowe, świetnie skomponowane i wysmakowane wizualnie.

Niezwykły świat sztuki Salvadora Dali wciąż inspiruje setki twórców na całym świecie, a jego dzieła jeszcze za życia malarza stały się niezwykle popularne. Za twórczość słynnego surrealisty biorą się również artyści teatru, którzy, można sądzić, cieszyli się specjalnymi względami hiszpańskiego malarza. W końcu sam twierdził, że całe jego życie było teatrem.

Spektakl "Dali" nie jest po prostu taneczną trawestacją dzieł Dalego. To szereg przemyślanych, często perfekcyjnie wykonanych improwizacji, oscylujących wokół ducha twórczości Hiszpana, ale równie mocno czerpiących z jego osobowości nacechowanej gigantyczną wprost megalomanią. Jej właśnie wyraz dał w "Dzienniku geniusza", swojej pierwszej autobiografii, w której przeciwstawia się przeciętności zwykłych ludzi i nie pozostawia wątpliwości, kim jest tytułowy geniusz. Zresztą, kluczem zarówno do zrozumienia malarstwa, jak i książki artysty są absurd, abstrakcjonizm i indywidualizm - główne składowe nieśmiertelnej sławy Salvadora Dali.

Te elementy odnajdziemy w tańcu - wszyscy tancerze poruszają się ostro, kanciasto, jakby na przekór typowej dla tańca płynności ruchów. A jednak konsekwencja i powtarzalność w tym działaniu każe widzieć tu starannie wypracowaną partyturę ruchów. I chociaż każdy tańczy nieco inaczej, charakterystyczna dla wszystkich sztuczność gestów i figur cechuje ich taniec od pierwszej do ostatniej chwili. Z kolei niespodziewane wtargnięcie na scenę postaci na szczudłach spokojnie zaliczyć można do tak cenionego przez Dalego absurdu.

Twórcy Sopockiego Teatru Tańca, Jacek Krawczyk i Joanna Czajkowska, do tej produkcji zaprosili trójkę tancerzy (Izabelę Sokołowską, Katarzynę Antosiak i Przemysława Wereszczyńskiego) oraz performerkę Alicję Domańską i dwie szczudlarki - Monikę Bartoszewicz i Iwonę Gilarską. To bodaj największa liczebnie premiera STT (wcześniej Teatru Okazjonalnego), rzadko występującego w pełnym składzie. A właśnie wtedy, kiedy Krawczyk z Czajkowską występują razem (w szerszym składzie, m.in. z Przemysławem Wereszczyńskim w "D-KOD-R", czy w duecie w "Transkrypcjach. Hommage pour Chopin") teatr ten prezentuje się najlepiej.

Pomysł, aby twórczość wielkiego artysty przedstawiać za pomocą prostej metafory, tancerze mieli już przy "Transkrypcjach", gdzie Krawczyk zbudował taneczną kreację Fryderyka Chopina, a Czajkowska George Sand. Teraz Krawczyk przyjął rolę Dalego, Joanna Czajkowska upozowana została na Helenę Diakonovą, czyli Galę - wielką miłość i muzę malarza. Tym razem jednak Gala występuje w aż czterech postaciach, bo wszystkie tancerki i Alicja Domańska przypominają partnerkę Dalego. Sam Salvador zyskuje swoje alter ego w postaci Wereszczyńskiego.

W klimat twórczości hiszpańskiego malarza przenosi nas już świetna, abstrakcyjna scenografia Alicji Domańskiej, wykorzystująca i kilka białych taboretów o nieregularnych kształtach i wąski pasek na ścianie, z którego u góry ni stąd, ni zowąd wyrastają bańki, niczym monstrualne pęcherzyki powietrza. Dzięki wizualizacjom Łukasza Borosa bańki zamienią się w wielkie oczy lub szuflady albo zaleją scenę feerią barw. Także muzyka Michała Jeziorskiego i Mariusza Noskowiaka stanowi mocny punkt przedstawienia - raz buduje nastrój jak w filmie grozy, innym razem, wytłumiona, pobrzmiewa gdzieś w tle.

Napięcie erotyczne między malarzem a jego ukochaną powstaje już w pierwszej scenie, gdy Dali Krawczyka spotyka się z Galą Alicji Domańskiej - postacią pojawiającą się niejako na marginesie działań tancerzy, ale bardzo ważną - spełniającą funkcję gospodyni i służącej jednocześnie. Na wielkie uznanie zasługują dwa duety Jacka Krawczyka - liryczne, pełne skrywanych namiętności z Izabelą Sokołowską i mocniejsze, przepełnione ekspresją i pasją z Katarzyną Antosiak.

Warto zauważyć poprzedzające duet z Krawczykiem, delikatne, ujmujące solo Izabeli Sokołowskiej - byłej tancerki Królewskiego Baletu Duńskiego, wracającej do tańca po ciężkiej chorobie i szeroko komentowanej w prasie walce o odzyskanie dziecka wywiezionego z kraju przez byłego męża. To powrót w wielkim stylu - Sokołowska tańczy świetnie technicznie, zmysłowo, ale przede wszystkim niezwykle dojrzale. Jest najlepszą tancerką przedstawienia.

Trudno znaleźć w "Dalim" słabe punkty - bo to spektakl rangi nawet nie ogólnopolskiej a międzynarodowej - błyskotliwy, bardzo dobry technicznie, z uniwersalnym przesłaniem i kapitalną scenografią. Oprócz "ożywionych" obrazów Dalego (trio Czajkowska-Antosiak-Sokołowska), obserwujemy mniej oczywiste pomysły, jak dźwiękowe nawiązanie do słynnego dzieła - "Trwałość pamięci", z charakterystycznymi "miękkimi zegarami". Jedynie zbiorowe układy całej piątki tancerzy wymagają dopracowania, bo zdarzają się kłopoty z synchronizacją.

Po niedawnych, niezwykle udanych premierach Teatru Dada von Bzdülöw ("Caffe Latte", "Le Sacre") doczekaliśmy się kolejnej tanecznej perełki, tym razem w wykonaniu Sopockiego Teatru Tańca. Dobrze, że odbyła się ona na reprezentacyjnej teatralnej scenie Sopotu - Scenie Kameralnej Teatru Wybrzeże. To właściwe miejsce dla tej klasy przedstawień.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji