Szopka Brylla
BRYLL jest moim rówieśnikiem. Wybitny poeta z pokolenia trzydziestokilkulatków wkroczył w tym sezonie - ze sporym hałasem - na sceny teatralne. Generacja Brylla nie miała dotąd wiele do powiedzenia w dramacie. Świetnie debiutował siedem lat temu Bohdan Drozdowski swoim "Konduktem", mieliśmy potem sztuki Grochowiaka, Krasińskiego, Iredyńskiego, Jareckiego, Abramowa, grane wprawdzie i chętnie nawet oglądane - ale przecież dosyć blade w porównaniu z innym dorobkiem literackim tego pokolenia. W obecnym sezonie - to prawda, że wyjątkowo niekorzystnym dla dramatopisarzy współczesnych - najgłośniejszy jest właśnie trzydziestokilkuletni Bryll.
Wystąpił z "Rzeczą listopadową", która po świetnej prapremierze we Wrocławiu grana była następnie w krakowskim Teatrze im. Słowackiego, w łódzkim Teatrze Powszechnym, na Wybrzeżu, w Zielonej Górze. W Nowej Hucie rozpoczęła swój żywot sceniczny pastorałka "Po górach, po chmurach", grana także w Katowicach - i od tygodnia w warszawskim Teatrze Współczesnym. Na konkursie Ministerstwa Kultury i Sztuki, SPATiF i Związku Literatów Polskich zdobył wyróżnienie za "Toast". Można się spierać o to, czy Bryll stał się równie dobrym dramatopisarzem, jak był dotąd poetą. Na pewno jest już dziś głośnym dramatopisarzem, na pewno jest najczęściej i najchętniej grany.
TEATR Współczesny jako pierwsza scena warszawska, pokazał tekst Brylla. Niewątpliwie nobilituje w ten sposób pisarza: na ulicy Mokotowskiej wybiera się do grania nie każdy tekst współcześnie napisany. Różne bywają tam w różnych okresach kryteria wyboru; jedno jest pewne - musi być niezłą, żywą literaturą. I choć "Po górach, po chmurach" nie jest najświetniejszym utworem scenicznym Brylla (najważniejsza jest oczywiście dotąd "Rzecz listopadowa", zapowiadana w stolicy przez Teatr Narodowy), trudno odmówić Erwinowi Axerowi racji: dobrze się tej współczesnej pastorałki słucha, patrzy się na nią jak na żywy teatr.
Co jest już wszakże nie tylko Brylla zasługą. Ta napisana w roku 1968 pastorałka - z charakterystycznymi dla tego rodzaju teatru postaciami: pasterzami, baranami, wołami, osłami, aniołem, diabłem, Adamem, Ewą, Herodem, śmiercią, trzema królami, Józefem i Marią - jest teatralnie surowa, ma zręcznie parafrazowaną, ale dosyć niemrawą fabularnie akcję, ma ładne piosenki, fragmenty świetnej poezji (rozmowa Ewangelistów o potrawach wigilijnych, parafraza "Reduty Ordona", monolog Osła, opowieść o ptaszkach kurpiowskich) - i ma duże walory szopki satyrycznej. Tak, jak to w pastorałce, zwłaszcza we współczesnej pastorałce być powinno. Axer to wszystko uporządkował, poscalał jak mógł w jednolite widowisko, oprawił muzyką Zbigniewa Turskiego o rytmach współczesnych, ozdobił naiwną, ludowo-secesyjną scenografią Ewy Starowieyskiej, dopełnił tańcem w układzie Witolda Grucy - i zrobił z tego współczesną szopkę, w której naiwnie - prosta zabawa bożenarodzeniowa jest okazją do szczypania (niewinnego) współczesności. Nie chciał, żeby przedstawienie było tylko miłe; próbował zrobić przedstawienie żywe. Nie tylko roześmiane, ale i - troszeczkę - złośliwe.
NIE BYŁO w tym przedstawieniu niespodzianek aktorskich. Zwykły, wysoki standard sprawności aktorskiej, do jakiego przyzwyczaił już nas Teatr Współczesny. Może trochę żywiej (duża ilość młodzieży męskiej na scenie), może trochę śmieszniej niż zwykle. Zabawny Mieczysław Czechowicz jako Adam, świetna w ruchu (taniec!) Barbara Sołtysik jako Ewa, znakomicie "uzwierzęcony" Wiesław Michnikowski (wół), ostry, rewelacyjnie mówiący parafrazę "Reduty Ordona" Czesław Wołłejko (Diabeł), młodzi, dobrze śpiewający Ewangeliści (Wojciech Brzozowicz, Maciej Englert, Stefan Friedmann, Ryszard Ostałowski). I jeszcze kilkanaście innych postaci, których recenzent wymienić już nie potrafi; w gazecie miejsca zawsze jest za mało.
Ma to przedstawienie jedną wadę: pastorałka Brylla weszła do repertuaru w ostatnim dniu karnawału. Zaczynamy już wyglądać wiosny. Boże Narodzenie minęło dwa miesiące temu, nastroju okolicznościowego wytworzyć na poczekaniu się nie da. Ale... Ale "Po górach, po chmurach" nie jest tylko pastorałką.