Artykuły

Monologi w marynarskim sweterku

"Ścianananaświat" w reż. Katarzyny Michałkiewicz w Teatrze Polskim w Poznaniu. Pisze Marta Kaźmierska w Gazecie Wyborczej - Poznań.

- Nie jesteśmy tacy sami tylko dlatego, że jesteśmy dziećmi - mówi dziesięcioletni bohater spektaklu "Ścianananaświat". Premiera przedstawienia na podstawie dramatu belgijskiego pisarza Serge Kribusa w reżyserii Katarzyny Michałkiewicz odbyła się w weekend w Galerii Teatru Polskiego

Mały Maurycy, na którego wszyscy mówią po prostu Momo (Łukasz Chrzuszcz), siedzi zamknięty w czterech ścianach swojego pokoju. O tym, jak to jest być dorosłym, mógłby porozmawiać szczerze ze swoim tatą (Andrzej Szubski). Ale ten jest zbyt zmęczony. I tylko prosi syna, żeby zachowywał się ciszej.

Momo, mając do wyboru towarzystwo gadatliwego misia i dzielnego Apacza Winnetou (ten ostatni jest najwyraźniej wytworem dziecięcej wyobraźni), dzieli się swoimi przemyśleniami z publicznością. A przemyśleń niepokorny dziesięciolatek ma wiele. Wylicza je, jakby czytał z kartki dawno spisane zarzuty: "Dorośli są niedojrzali. Są niecierpliwi, ciągle się śpieszą. Chcą zachęcić, ale źle się za to biorą i wywołują presję. A to jest najgorsza technika. Nie biorą pod uwagę okolicznych oczywistości, nigdy nie ustawią się na waszym miejscu. A kiedy nie idzie po ich myśli, to się wkurzają".

Momo chciałby już żyć inaczej: chodzić spać, kiedy mu się zachce, albo w ogóle nie spać przez trzy noce z rzędu. Pójść na świński film albo palić papierosy.

Wyobrażenia małego chłopca o wolności dorosłego mężczyzny w spektaklu "Ścianananaświat" przybierają na chwilę postać piosenki "I'll be there" Michaela Jacksona, podczas której oglądamy bohatera śpiewającego z playbacku do lizaka typu chupa-chups (jedna z lepszych scen w spektaklu). Ale po chwili Momo zwierza się publiczności, że gdy patrzy tak sobie czasami na tych dorosłych, to traci pewność, że chciałby stać się kiedyś jednym z nich.

Bez wątpienia jednak mały bohater chce być wysłuchany. Niczym adwokat samego siebie przedstawia racjonalne argumenty: "Dorosły zupełnie nie zna dziecka, nie pamięta swojego dzieciństwa. Nie jest nawet pewne, że każde dziecko jest zawsze w stanie mówić o swoich przeżyciach, lękach, o swoich potrzebach. Ale zawsze będzie o tym mówić lepiej niż dorosły".

- Momo, tu nikogo nie ma - burczy zdezorientowany ojciec przy kolejnej próbie uciszenia syna. - Tato, tu są ludzie! - pada odpowiedź, po której następuje grzecznościowa prezentacja: - Tato - ludzie, ludzie - tata.

Momo Łukasza Chrzuszcza - przyczesany na boczek, w sweterku w marynarskie paski, w szelkach przytrzymujących białą koszulę z kołnierzykiem i w kolorowych trampkach - to typowy chłopiec z "dobrego domu". Aktorska interpretacja głównej postaci wydaje się jednak chwilami zbyt stereotypowa. Chciałoby się, by Chrzuszcz - skądinąd aktor o fizjonomii dziecka - poszukał w granej postaci głębszych akordów. Momo ze stopami skierowanymi do środka, obciągający nerwowo sweterek i strojący słodkie miny do publiczności odciąga uwagę od tego, co w spektaklu Katarzyny Michałkiewicz najważniejsze. Sedno wybrzmiewa w subtelnym i pomysłowym finale, gdzie słowotok bohatera zastępuje rysujący się na jego twarzy wyraz zagubienia.

W świecie, który od najmłodszych lat obarcza nas wyobrażeniami na temat tego, jacy powinniśmy być, trudno czuć się inaczej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji