Wycieczka do Grecji
Teatr Rozmaitości postanowił rozweselić swoją publiczność wycieczką do Grecji. Na organizatora wybrał Andrzej Jarecki Arystofanesa. Dziesięć lat temu wraz z Agnieszką Osiecką adaptował na scenie Teatru Dramatycznego jego Ptaki. Teraz wziął się za Żaby.
Jest to - jak wiadomo - bezlitosny pamflet na świat i ateńskie środowisko literackie sprzed dobrych dwóch tysięcy lat. Przez adaptację zamierzył teatr pokazać dzisiejszemu widzowi, że w ciągu owych 25 wieków niewiele się i u nas i na świecie zmieniło. Rozróbki, waśnie, kłótnie nie rozgrywają się wprawdzie na ateńskich agorach, obelżywe słowa nie są może aż tak rynsztokowe, ale trudno w tym, co o pisarzach mówi autor Żab, nie dopatrzeć się aluzji. Tyle, że nie są one tak powszechnie dostępne, jak jego współczesnym.
W ujęciu Jareckiego sztuka jest właściwie przygotowaniem do sceny kulminacyjnej rozgrywającej się w podziemiach Hadesu. Arystofanes prezentuje w niej swój pogląd na "starszych kolegów" po piórze. W oryginale jest to dyskusja na temat funkcji pisarza, polemika ze stanowiskiem takich sław, jak Ajschylos czy Eurypides. Tu - dla popularyzacji chyba - obniżona została ranga dyskusji i ranga poruszonych problemów. Po nieco nudnawym wstępie musimy - mimo wszystko - podziwiać Arystofanejski dowcip, pasję i złośliwość.
Reżyserował Żaby Giovanni Pampiglione. Widowisko, zwłaszcza w części pierwszej, wlecze się niemiłosiernie, a rozkręca dopiero w kulminacyjnej scenie sporu, ale to już raczej zasługa Arystofanesa. Mamy kilka gagów, dowcipnych i zabawnych w stylu ludowej komedii. Pampiglione jest również autorem scenografii. Dobrze się natrudził, by wykonawcom jak najbardziej uniemożliwić swobodę ruchów. Kostiumy Tomasza Ciecierskiego próbują być oryginalne; żeńskiej części chóru lepszy los przypadł niż męskiej.
Niektórzy wykonawcy grają po kilka ról. Nie wszystkim wychodzi to na dobre za wyjątkiem Jana Matyjaszkiewicza, który, zwłaszcza jako Eurypides, daje postać z krwi i kości, z krwi i kości jest również Krzysztof Kowalewski (Herakles, Charon, Pluton). Obaj mają ciepły, wieloznaczny komizm, z miejsca nawiązują z widownią kontakt, mówią tekst zrozumiale i bardzo plastycznie. Najwięcej zastrzeżeń budzi wykonanie roli Dionizosa-Bachusa. Ten bóg płodności, obżarstwa i hipersexu, to wcielenie wszystkich chuci, w wykonaniu Andrzeja Fedorowicza sprawia raczej wrażenie nieco ospałego mieszczucha, który nie bardzo wiadomo po co snuje się ze swoim sługą w mrokach Hadesu.