Artykuły

Szekspir i Sito

Przed kilku dniami obejrzałem w Starym Teatrze przedstawienie "Poskromienia złośnicy" (autor: William Szekspir, tłumacz: Jerzy S. Sito), o którym to przedstawieniu nie napiszę ani słowa, nie chcąc wkraczać w kompetencje recenzenta teatralnego "Dziennika Polskiego". Pozwolę sobie rzucić tylko jeden kamyk do jego ogródka - w postaci kilku uwag o polskim przekładzie komedii, a raczej w ogóle o szekspirowskich przekładach Jerzego S. Sity.

Jerzy S. Sito młody poeta i krytyk, postawił sobie niezwykle ambitne zadanie. Godne szacunku, a nawet podziwu. Postanowił mianowicie ni mniej ni więcej tylko zaofiarować nam nowy polski kanon szekspirowski, czyli ogólnie uznany za najlepszy z możliwych przekład wszystkich dzieł autora "Hamleta". Kanon dotychczasowy, ustalony u nas w drugiej połowie ubiegłego wieku, którego twórcami byli Józef Paszkowski, Stanisław Koźmian i Leon Ulrich - z wielu względów (nie sposób ich tu omawiać, nie wszystkie zresztą okazały się słuszne) już w międzywojennym dwudziestoleciu zaczęto uważać za niewystarczający, zwłaszcza dla potrzeb teatru. Utarła się zatem praktyka poprawiania przekładów Paszkowskiego, Koźmiana i Ulricha - i to nawet nie przez poetów, lecz przez reżyserów poszczególnych przedstawień.

W próbach tworzenia przekładów zupełnie nowych nie ustawała zresztą cała plejada chętnych: nie tylko poetów, lecz także pisarzy-prozaików, ponadto filologów, profesorów uniwersytetu, a wreszcie ludzi nic przedtem z literaturą i teatrem nie mających wspólnego. Może się to wydać niewiarygodne, ale znam wypadki, w których nawet kompletna nieznajomość języka angielskieqo nie stanowiła żadnej przeszkody dla zapalonego tłumacza. Dopiero jednak Jerzy S. Sito ogłosił swój zamiar stworzenia nowego kanonu. Ogłosił też zasady, na jakich ma zamiar go stworzyć. Dał już wreszcie szereg przekładów, na tych zasadach opartych.

Teatry chętnie sięgają po szekspirowskie przekłady Jerzego S. Sity. Recenzenci na ogół je chwalą. I gdybym, nigdy przedtem nie zetknąwszy się z twórczością Szekspira, nie znając jej także - rzecz jasna - w oryginale, zaczął poznawać ją dopiero z przekładów Jerzego S. Sity, być może chwaliłbym je także. Słucha się ich gładko, bez specjalnego wysiłku, od czasu do czasu zabrzmi w nich zdańko zasłyszane już gdzieś w naszym życiu codziennym: w kawiarni, sklepie, czy też w ulicznej rozmowie grupki "kumpli", jakiś dowcip, z tych samych pochodzący okolic, słowem: rzecz swojska, zręczna, ciekawa, z przyjemnością wysłuchać jej: można ze sceny.

Kłopot tylko z tym, że szekspirowskie przekłady Jerzego S. Sity nie dają ich czytelnikowi ani słuchaczowi najmniejszego pojęcia... o rzeczywistej twórczości Szekspira.

I tutaj Czytelnicy muszą uwierzyć mi na słowo: w ramach niniejszego felietonu nie mogę należycie udokumentować powyższego twierdzenia, choć udowodnić je da się bez najmniejszego trudu i być może zrobię to kiedyś na innym miejscu. Tutaj pragnę tylko zasygnalizować zjawisko, na tyle - wydaje mi się - ważne, żeby wiadomość o nim dotarła do Czytelników pism nie tylko literackich. I jeszcze jedno: nie jest moim zamiarem jakiekolwiek osobiste atakowanie Jerzego S. Sity, który sam przyznaje, że jego działalność jest kontrowersyjna i który ma pełne prawo do swych poetyckich eksperymentów.

Ma prawo do przeprowadzania ich na wszelkich tekstach, z szekspirowskimi włącznie. Jednakże pod warunkiem, że robi to na użytek własny, wzgl. grupy wtajemniczonych. Na użytek grupy wtajemniczonych Sito zresztą rzeczywiście to robi - sam to otwarcie przyznaje w swoich drukowanych wypowiedziach. Ale sytuacja zmienia się zasadniczo, gdy po szekspirowskie przekłady czy spolszczenia Sity sięga teatr, ogłaszający na afiszach, że wystawia - jednak - sztuki Szekspira. Widz idzie do teatru po to, żeby obejrzeć, a niejednokrotnie po raz pierwszy poznać szekspirowskiego - dajmy na to - "Hamleta", tymczasem słucha tekstu, który z tekstem Szekspira ma bardzo niewiele wspólnego.

Przekłady Szekspira u nas mają, a przynajmniej powinny mieć, wciąż jeszcze funkcję nie tylko poetycką, lecz także społeczną, poznawcza. Przekłady Sity tej funkcji nie tylko nie spełniają, lecz przyczyniają się do dodatkowego zagmatwania - i tak już skomplikowanej - sytuacji w tej dziedzinie. Są absolutnie dowolnymi ćwiczeniami dramatycznymi i wersyfikacyjnymi współczesnego poety na tekstach starego mistrza, których to ćwiczeń nie można zresztą w ogóle uważać za przekłady, a jeśli nawet nazwiemy je parafrazami czy zgoła przeróbkami, będą to parafrazy wzgl. przeróbki nie dające żadnego pojęcia o języku, stylu, obrazowaniu, atmosferze a czasem nawet o właściwościach dramaturgicznych oryginałów.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji