Artykuły

"WESELE" Premiera w Teatrze Operowe-Muzycznym

Dzieło Stanisława Wyspiańskiego, choćby tylko tak wystawione, jak je oglądamy w Teatrze Operowo-Muzycznym, ma przecie nadal wielką moc sugestywną i ma przecie nadal wszystkie warunki, by Podbijać bez reszty uczucia i serca widza.

W 1900 roku, czyli blisko pół wieku temu "Wesele", wystawione po raz pierwszy w Krakowie, wstrząsnęło całym ówczesnym społeczeństwem. Aczkolwiek warunki w byłym zaborze austriackim były łagodniejsze, niż w dwóch pozostałych zaborach, społeczeństwo w Małopolsce nie zaprzestało tak jak i gdzie indziej marzyć o chwili, kiedy obce kajdany zrzucone zostaną z rąk wczoraj jeszcze suwerennej, a dziś rozdartej między trzech chciwych sąsiadów ojczyzny. Mówimy świadomie o niezaprzestaniu przez społeczeństwo marzeń o wolności, bo też dość często do snucia patriotycznych marzeń istotnie ograniczał się wtedy stosunek wielu do problemu niepodległości.

Stanisław Wyspiański, nie tylko wielki poeta, ale i sumienie, swojej epoki, właśnie ten bezwład społeczeństwa polskiego, jaki zaczął utrwalać się po okresie potężnych zrywów zbrojnych narodu, chciał rzucić przed oczy swoich współczesnych, by się rany zbytnio nie zabliźniały, jak powie później inny tytan polskiego słowa i polskiej myśli, Stefan Żeromski i by społeczeństwo pobudzić do wyrwania się z tego niebezpiecznego bezwładu.

Trudno dziś sobie wyobrazić, jakie musiały być silne przeżycia pierwszych widzów "Wesela" przed blisko pięćdziesięciu laty, trudno zmierzyć czymkolwiek ten wstrząs, jakiego ci widzowie musieli doznać, kiedy ze sceny padły słowa, twarde mocne słowa, wzywające do czynu kiedy zalśniły na scenie na sztorc osadzone kosy, będące symbolem udziału warstwy chłopskiej w ogólnym narodowym dziele wyzwolenia ojczyzny.

Wrażenia pierwszych widzów "Wesela" nie są dla nas bynajmniej niezrozumiałe. Los zły chciał, że i nasze pokolenie zaznało niewoli, chyba takiej niewoli, jakiej Polska od czasu najazdów tatarskich nie znała. Los tak chciał, że w XX wieku, w świecie, zdawałoby się, cywilizowanym, jeden zbrodniczy naród, tym tylko odmienny od innych narodów, że wyznający wyższość siły nad prawem i istotnie dysponujący odpowiednią, brutalną, niestety, siłą - nie liczącą się z nikim i z niczym, z żadnymi nie licząc się z prawami ludzkości, że ten jeden naród nie tylko podbił pozostałe narody Europy ale i zaczął dopuszczać się planowanego, systematycznego wymordowywania setek tysięcy obywateli podbitych krajów.

Zbyt droga jest nam wolność, zbyt wiele krwi przeleliśmy zarówno w wielu dawnych wojnach, jak i w wojnie ostatniej za niepodległość i suwerenność naszego narodu, byśmy nie rozumieli, jakim przeżyciem być musiało dla społeczeństwa polskiego wystawienie "Wesela" w 1900 r. na scenie krakowskiej.

Wielki twórca "Wesela", chcąc wstrząsnąć wszystkich swym dziełem, nie oszczędził rzeczywiście nikogo w swej gorzkiej, a tak niezwykle wzniosłej satyrze na ówczesne społeczeństwo. Przez scenę przewijają się jak drewniane kukiełki różne postacie ze wszystkich środowisk społecznych. W wiejskiej chacie, którą nawiedził czar wzniosłości i patetyczności, w wiejskiej chacie, która naraz staje się jakby sceną polskiego życia narodowego ówczesnych czasów, odbywają się nie tylko przygotowania do czynu, nie przez wszystkich jeszcze, niestety, aktorów tego bolesnego narodowego dramatu dostatecznie skonkretyzowanego, odbywa się tutaj także sąd nad poszczególnymi środowiskami społecznymi naszego społeczeństwa tamtych czasów.

Wyspiański, gorąco pragnąc jedności wszystkich warstw społeczeństwa, przede wszystkim pragnie do współodpowiedzialności za losy Polski wezwać zarówno wtedy, jak zapewne i dziś najzdrowszą chyba i najliczniejszą ze wszystkich warstw społeczeństwa warstwę chłopską. Jeśli uprzytomnimy sobie, że przed pięćdziesięciu laty ruch ludowy w Polsce stawiał dopiero swe pierwsze kroki, autorytatywne stwierdzenie przez twórcę "Wesela" znaczenia warstwy chłopskiej w życiu narodu już w tamtych czasach, podniesienie przez Wyspiańskiego roli chłopa w życiu narodowym do rzędu czynników decydujących w tym życiu nadaje "Weselu" cechy dzieła nigdy nieprzemijającego. Wytyka wprawdzie Wyspiański chłopom, że po pierwsze niepotrzebnie oglądają się na inne warstwy społeczne, by wytyczały kierunki myśli narodowej i czynu narodowego, wypomina wprawdzie zaprzepaszczenie złotego rogu samodzielnej świadomości narodowej przez mającego być zwiastunem supremacji warstwy chłopskiej w narodzie Jaśka, niemniej przeto nie przeszkadza to wszystko twórcy "Wesela" stwierdzić ostatecznie, że chłop jest i będzie potęgą, która winna rozstrzygać o losach narodu.

"Wesele" dziś, kiedy ruch ludowy ma za sobą pół wieku samodzielnych zmagań o odrębność ideową i o samodzielną świadomość narodową, kiedy chłop dawno już nie ogląda się na nikogo w walce o lepsze jutro Polski i w ogóle w walce o losy Polski, niewątpliwie może być jeszcze jednym dowodem rozmachu i prężności warstwy chłopskiej, która z okresu bezwładności wyszła już dawno i która od wielu lat toczy zaciętą wa1kę o nowe oblicze ideowe i nowe oblicze społeczne dwukrotnie już na przestrzeni stupięćdziesięciu lat utraconej i dwukrotnie odzyskanej wolnej i suwerennej ojczyzny.

Patrząc na korowód zmieniających się na scenie postaci, znamionujący zarówno warstwę chłopską, jako też warstwę inteligencką, patrząc na ich żałosną egzaltację i tragiczną bezradność, patrząc na wyczekiwanie przez tych nieszczęśliwych ludzi jakichś znaków nadprzyrodzonych z nieba, kiedy właściwie tu wszystko może rozstrzygnąć kosa, patrząc wreszcie na ten niesamowity, na ten koszmarny, straszliwy taniec, będący nieznanym chyba w całej literaturze świata symbolem bezwładu ludzkiego, jesteśmy wstrząśnięci chyba nie mniej, niż byli wstrząśnięci pierwsi widzowie "Wesela".

Niewątpliwie jednak obok wrażeń i tego rodzaju mamy także i wrażenia odmienne. Nie możemy narzekać, by taniec, jakiego uczestnikami my dzisiaj jesteśmy, był tańcem bezwładu. Epoka bezwładu skończyła się, nastała epoka cwałujących zdarzeń i faktów dziejowych. Patrząc na zmieniające się sceny "Wesela" dziś, po drugiej wojnie światowej, stwierdzamy z przyjemnością, że przewidywania Wyspiańskiego co do roli chłopa w życiu narodu nie były nieuzasadnione. Chłop, który za czasów Wyspiańskiego może nie był jeszcze potęgą,

dziś jest nią na pewno. Sądzić należy, że nie tylko chłopi w tym bezspornym fakcie widzą nadzieję lepszego jutra i nadzieję jaśniejszej Polski, o jakiej nie tylko marzył, ale o jaką także i walczył wielki autor "Wesela".

-Jeśli powiedzieliśmy, że "Wesele" oddziaływuje nadal potężnie na widza, nie jest to na pewno zasługą teatru, który "Wesele" wystawił, jest to wyłączną zasługą autora.

"Wesele" w jednym z teatrów Poredy, mimo szacunku, jaki należy żywić dla każdego wysiłku ludzkiego i dla każdej dobrej intencji ludzkiej, jest chyba raczej nieporozumieniem. Niewątpliwie bardzo dobry był Marcin Bay-Rydzewski jako Czepiec, niewątpliwie Stefan Wroncki jako Stańczyk, a Kazimierz Wilamowski jako Gospodarz byli zupełnie poprawni. Sądzę, że chyba dość dobrze wywiązała się ze swego zadania Zofia Grabowska jako Rachela i że dużo wysiłku włożyły w swe role Alicja Ursyn-Satyr jako Haneczka i Justyna Czartorzyska jako Maryna, nie zaprzeczy też chyba nikt, że Maria Żabczyńska jako Panna Młoda miała swoje dobre momenty, ani, że Mieczysław Pawlikowski jako Poeta niekiedy też dociąga się do wymaganego poziomu, mimo to wszystko, a może raczej dlatego właśnie całość nie fest taka, jaka powinna by być i jaka mogłaby być w innym z teatrów warszawskich.

Reżyseria Kazimierza Wilamowskiego chyba zaledwie przeciętna, dekoracje Jana Hawryłkiewicza zaledwie poprawne, ilustracja muzyczna Eugeniusza Dziewulskiego nasuwa wątpliwości co do tego, czy była celowa zmiana melodii w końcowej scenie dramatu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji