Artykuły

Patos bez refleksji

Wątpię, czy publiczność zastanowi się po wyjściu z teatru nad życiem Brata Alberta i swoim własnym - o spektaklu "Brat naszego Boga" w reż. Tomasza Piaseckiego w Teatrze im. Solskiego w Tarnowie pisze Natalia Ziętara z Nowej Siły Krytycznej.

Najnowszy spektakl Tarnowskiego Teatru im. Solskiego, "Brat naszego Boga" w reżyserii Tomasza Piaseckiego, powstał na podstawie dramatu autorstwa Karola Wojtyły. Termin premiery zbiegł się z momentem beatyfikacji Jana Pawła II, przypominając w tym szczególnym czasie twórczość papieża Polaka i wskrzeszając rozmowę o wyznawanych przez niego wartościach. W przedpremierowych wypowiedziach reżyser podkreślał, że dramat napisany w połowie lat 50. nie stracił na aktualności. Dziś równie często przechodzi się obok biedy obojętnie, a ludzie są nieczuli na cierpienie innych. W "Bracie naszego Boga" ubóstwo, upośledzenie, brak zrozumienia są wysuwane na pierwszy plan. Główny bohater, Adam Chmielowski - święty Brat Albert, to przykład człowieka godnego naśladowania, wrażliwego, otwartego i skorego do pomocy bliźnim. Tomasz Piasecki w spektaklu próbuje odpowiedzieć na pytanie zadawane przez Chmielowskiego na początku przedstawienia: "co mogę dla tych najbiedniejszych zrobić ja, co możesz zrobić ty?". Chce nakłonić tym samym widza do refleksji nad swoim życiem.

"Brat naszego Boga" to historia zainspirowana życiem wspomnianego Brata Alberta, który przed założeniem Zgromadzenia Braci Albertynów i poświęceniu swego życia pomocy biednym i chorym ludziom, działał w Krakowie jako malarz i teoretyk sztuki. Wojtyła w osobie Brata Alberta odnalazł własne młodzieńcze dylematy, zapewne dlatego powstał dramat opowiadający o losach człowieka, który tak samo jak autor przed wyborem drogi kapłańskiej aktywnie działał w kręgach artystycznych. Spektakl jest opowieścią o człowieku, który dokonuje wyboru i postanawia poświęcić swoje życie biednym, chorym i samotnym. Pomoc najbardziej potrzebującym staje się priorytetem dla głównego bohatera, a wszelka twórczość jest działalnością dodatkową, na chwałę Bogu.

W rolę Adama Chmielowskiego wcielił się Ireneusz Pastuszak. Aktor od samego początku ukazuje Brata Alberta jako pełnego rozterek i wewnętrznej walki mężczyznę, pragnącego zmienić swoje dotychczasowe życie i służyć innym. W sposób łagodny i mądry mówi o miłosierdziu, współczuciu dla biednych i potrzebie pomocy. Pastuszak jako jeden z niewielu aktorów na scenie naprawdę wchodzi w interakcje z innymi scenicznymi postaciami, rozmawia z nimi, jakby każdego z osobna chciał przekonać do swojego stylu życia i wyłożyć mu własne racje. Jego sposób gry jest miłym odświeżeniem jednostajnych patetycznych monologów pozostałych postaci, wygłaszanych w próżnię lub wprost do publiczności. Kolejne zdania - zawiłe, podawane są przez nich podniosłym tonem, z namaszczeniem, przez co spektakl staje się nieciekawy. Aktorzy, skupieni wyłącznie na recytacji swoich kwestii m.in. o braku nadziei na poprawę swego bytu, właśnie przez patos tracą na wiarygodności. Niestety, widz na scenie nie zauważa człowieka, a jedynie aktora; nie słyszy myśli, rozmów, rozważań, a jedynie puste kwestie.

W warstwie wizualnej spektakl odwołuje się do postulatów Karola Wojtyły, który często w swoich wypowiedziach podkreślał, że w teatrze to słowo ma grać główną rolę, konieczna jest więc asceza scenograficzna. Minimalizm rekwizytów wzmacnia niewątpliwie wydźwięk wypowiadanych przez aktorów słów. Sposób wygłaszania kolejnych kwestii - zniechęca. Wątpię, czy publiczność zastanowi się po wyjściu z teatru nad życiem Brata Alberta i swoim własnym.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji