Artykuły

Potęga medycyny

Kiedy ojciec mojej żony zobaczył na moim biurku słoiczek z miltownem, powie­dział: "Należy brać lekar­stwa dopóki są modne, bo potem przestają pomagać". Mój wspaniały teść ma rację. Lekarstwa rzeczywiście przestają pomagać, kiedy wychodzą z mody. Ale najważniejsze jest, że jednak poma­gają, dopóki są modne. Brałem belergal, pomagał mi; potem dowie­działem się, że jest szkodliwy i prze­stał mi pomagać. Brałem largactil pomagał mi, potem dowiedziałem się, że jest szkodliwy i przestał mi pomagać. Biorę miltown, ale już wkrótce przestanę. Byłbym doskona­łym pacjentem dr. Knocka. Wierzę w medycynę.

Medycyna jest nauką najbardziej ule­gającą modom. Ile już tych mód prze­żyliśmy; oczywiście poza tymi, którzy na nie umarli. Kiedy byłem dzieckiem, modna była hydroterapia. Okropność. Na wszystko kazano polewać się wodą, i to przeważnie lodowatą. Potem przyszły jeszcze gorsze rzeczy: elektroterapia. Był czas, kiedy zapisywano sulfa­midy, potem antybiotyki. Teraz w Ameryce stosuje się podobno tylko starą, poczciwą aspirynę. Jedna ósma pastylki, trzy razy dziennie, byle regularnie. Pomaga na wszystko. Naj­biedniejsze są niemowlęta. Nie mogą się bronić. Była moda na mleko i moda na witaminy, moda na hartowanie, kiedy biedne oseski wystawiano na balkonach na trzaskający mróz; na sztuczny i na naturalny pokarm. Ostatnio podobno nie­mowlętom każą dawać tatarskie befszty­ki. Też pomaga.

Ostatnia moda jest "na diagnozę". Przed wojną byli jeszcze starzy poczciwi lekarze. Ostukali, wysłuchali, zapisali le­karstwo. Teraz już ich nie ma. Pójdziesz do lekarza, bo się źle czujesz, zapisze ci... badania. Ekg, Rentgen, krew - to dopiero niewinny początek. Potem każą ci łykać grubsze lub cieńsze rury i wi­sieć głową na dół przez wiele godzin. Kiedy przed wojną odesłano mnie z pod­chorążówki do szpitala wojskowego, po­znałem tam bardzo miłego chłopca spod Lwowa. Za dwa złote łykał za każdego sondę. Potem dwie całe sale miały ,,ulcus duodeni". Ale ich także wyleczono. Ale są jeszcze gorsze rzeczy od łykania son­dy. A jak ci każą pobrać płyn mózgowo-rdzeniowy? Współczesnego lekarza inte­resuje naprawdę tylko "diagnoza". Przez sześć tygodni poddawał cię wymyślnym torturom, wreszcie wracasz do niego z trzema grubymi teczkami.

Masz wreszcie diagnozę. I w tej samej chwili lekarz przestaje się tobą intereso­wać. Leczenie jest nudne; ważna tylko diagnoza. Nie zapiszą ci już nawet aspi­ryny. Ale sama diagnoza także pomaga. Mogę coś o tym powiedzieć; byłem le­karzem, nie długo, przez dwa tygodnie. W lecie 1942 dostałem się w łapankę na stacji w Puławach. Przez całą noc Niemcy wyładowywali wszystkich z po­ciągów. O świcie usłyszałem na peronie krzyki: "Arzt! Arzt!" Wołano lekarza, nikt się nie zgłaszał. Pomyślałem sobie, że rozbito komuś głowę, albo połamano ręce. Miałem za sobą jeszcze z harcerstwa jakieś kursy pierwszej pomocy, zgłosiłem się. Zaprowadzono mnie przez zbity tłum na koniec peronu. Zmartwia­łem. Leżała kobieta i według wszelkiego prawdopodobieństwa rodziła. Nie miałem jeszcze wtedy dzieci i moje wiadomości z tej dziedziny ograniczone były wyłącz­nie do lektury "Dziejów grzechu". Wie­działem, że przecina się pępowinę, tylko na Boga, w którym miejscu!

Podłożyłem kobiecie parę kocy pod głowę, bo się strasznie rzucała i kaza­łem przygotować nożyczki i zagotować wiadro wody. Ktoś dał mi jakiś za­strzyk na serce, zrobiłem go. Kobieta przestała się miotać, odpłynęły wody, miała przerwę w bólach. W tym mo­mencie nadjechała karetka ze szpitala. Byłem uratowany. Kobieta także.

Nie przewidziałem tylko, że Niemcy są systematyczni i konsekwentni. Nie minęło 10 minut, kiedy zaprowadzono mnie do grubego hauptmanna i zarzu­cono na plecy torbę z apteczką. Po dwu­nastu godzinach cały transport wylądo­wał na Majdanku. Mężczyźni szli w prawo, kobiety w lewo. Poszedłem na pra­wo, wykopano mnie. Znowu poszedłem, znowu mnie wykopano. Mianowano

mnie lekarzem, na bloku kobiecym, i to w charakterze ginekologa.

Majdanek nie był jeszcze wtedy obo­zem wyniszczenia, tylko "przeładunko­wym", na roboty do Reichu. Do tygo­dnia lub dwóch szło się na komisję, po­tem - na transport. Tymczasem kazano mi praktykować. Na szczęście w aptecz­ce był tylko salol, aspiryna, trochę ban­daży, jodyna, jakieś krople na serce - i koniec. Nie mogłem wiele zaszkodzić. Leczyłem perswazją i miałem bardzo

dobre wyniki. Dlatego wierzę w potęgę medycyny jako abstrakcji; jako czystej idei.

Dr Knock ma rację. Przed pół wie­kiem psychiatria ogłosiła, że nie ma ludzi normalnych, są tylko mniejsi lub więksi wariaci. To był niewinny początek. Potem okazało się, że nie ma zdrowych. Są tylko mniej lub bardziej cho­rzy. Każdy jest potencjalnym pacjentem. Kiedy Romains pisał swojego "Knocka", nadchodziła era hi­gieny i profilaktyki. A więc wszyscy się leczmy i wszyscy się kształć­my! Od osesków do staruszków. Jules Romains pokazał jedno z sza­leństw XX wieku. Bo w końcu wszyscy do łóżek, to niemal to samo, co wszyscy do szkół.

Dr Knock nie jest szarlatanem. On chce tylko uporządkować świat. Co za piękna wizja! Wszyscy o tej samej godzinie, trzy razy dziennie: rano, w południe i wieczór mierzą sobie temperaturę, gimnastykują się, robią siusiu. Sztuka Jules Romainsa nie jest tylko o medycynie, i w tym jest jej drugie, niespodziewane den­ko.

Bawiłem się na tym spektaklu świetnie. Powierzenie roli Knocka Kazimierzowi Rudzkiemu było po­mysłem wielkim. Nie wyobrażam sobie, aby ktokolwiek inny w Polsce mógł tak zagrać tę rolę. Może le­piej, może gorzej, ale na pewno ina­czej. I to nie tylko w środkach, nie tylko w zimnym podawaniu do­wcipu i w lodowatej masce. Ten no­wy doktór Knock naprawdę wierzy w medycynę; w medycynę jako środek uporządkowania świata. Nie jest ani karierowiczem, ani oszustem; jest człowiekiem zasad, idei i plano­wania.

Cały spektakl poprowadzony zo­stał cienko i finezyjnie. Może tylko zbytnio Axer delektował się szcze­gółami. Trzeci akt trochę się dłużył. Wiele epizodów było jednak znako­mitych. Czechowicz jak zawsze pie­kielnie zabawny. Świetni Kossobudzka, Perzanowska, Kondrat.

Przedstawienie będzie miało fanta­styczne powodzenie. I słusznie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji