Artykuły

Przepis na każdego

Wziąć nieco z konwencji tragedii antycznej, trochę z Brechta, dodać konstrukcję moralitetu a bohatera współczesnego zaprawić gorzkim są­dem o źle urządzonym świecie, a wszystko to dokładnie zmieszać i po­dać w formie scenicznego żartu. Otrzymamy nową sztuką Max Frischa graną w Teatrze Współczesnym w Warszawie: "Biedermann i podpala­cze".

Na prapremierze w Zurychu w 1958 r. była to jednoaktówka zakoń­czona sceną pożaru miasta, później dodał autor epilog - scenę w piekle. Z tą wersją poznajemy się na war­szawskim spektaklu i - uprzedzając dalsze wywody - zaznaczę, że to chy­ba osłabiło artystyczny efekt. Epilog dramaturgicznie nie wnosi nic nowe­go, jest to raczej zbędna kropka nad i.

W sztuce tej obserwujemy cechę tak charakterystyczną dla współczesnej dramaturgii: mówienie rzeczy przy­krych, czasami wręcz tragicznych o dzisiejszym człowieku - w sposób komediowy. Kto wie, może to też jest bawienie się prawdą, jak Biedermann zapałkami? Wszyscy potencjalnie ma­my w ręku ogień, który może znisz­czyć świat, na każdym kroku możemy być przyczyną jakiegoś kataklizmu, tragedii. Boimy się tego, ale strach za­miast pobudzać do przeciwdziałania, paraliżuje nas. Strach i lęk przed przy­szłością, przed jakąś zmianą, jest do­minantą współczesnego człowieka:

Ten, który przemian się lęka

Bardziej niźli nieszczęścia

cóż począć może

Przeciw nieszczęściu?

(Chór strażaków)

Biedermann=Jedermann. To Każdy naszych czasów. Bezwzględny wobec innych, z karykaturą sumienia, zakła­many i tchórzliwy. Nie potrafi, bo nie chce, uwierzyć w prawdę, jest ona zbyt prosta i zbyt okrutna. A więc zno­wu spojrzenie na naszą rzeczywistość przez czarne okulary, pesymizm. Mali przestępcy są pociągani do odpowie­dzialności, a wielcy, ci z tytułami i w generalskich mundurach, ułaskawiani. Mimo postępu techniki, mimo cudu szklanych miast, glob nasz jest ciągle siedliskiem triumfującego zła.

Katalizatorami, które ujawniają cechy współczesnego Jedermanna, są podpalacze. Dwóch łazików, włóczęgów zwiedzających strychy z benzyną i podpalonym lontem. Dla nich to jakby sztuka dla sztuki, zło dla zła, pod­palenie dla samej przyjemności nisz­czenia. Ale zabarwione humorem. Ze­stawienie kapitalistycznej rodziny Bie­dermanna (Stanisław Daczyński, Stani­sława Perzanowska) i podpalaczy (Mie­czysław Czechowicz, Andrzej Łapicki) jest doskonałe. Znakomicie prostacki i naiwny zapaśnik Schmitz i pseudowytworny, elegancki oberkelner Eisenring kontrastują, uzupełniają się wzajem i tworzą zgraną parę ko­mików. Sceny w salonie i na strychu poprowadzone są czysto i z wyczuciem; sceny w piekle, niestety trochę reży­sersko przeciągnięte w kierunku łat­wizny, mają szereg zbędnych efekcików sytuacyjnych czy kostiumowych. Sztuka dramaturgicznie eklektyczna (zresztą świadomie), aktorsko świetna. Ważny jest fakt, że Teatr Współczes­ny umożliwił nam poznanie ze sceny choć jednego dramatu M. Frischa. Obaj szwajcarscy autorzy: Max Frisch i F. Durrenmatt, są niezmiernie repre­zentatywni dla współczesnego teatru i należą do dramaturgicznej czołówki Za­chodu. Szczegółowo o rangę ich i pierwszeństwo niech się spierają kry­tycy. Ja głosuję za Durrenmattem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji