Artykuły

Musiałam dojrzeć do własnego biznesu

- Nigdy nie chciałam traktować teatru jako przedsiębiorstwa. Niestety, tak samo jak w każdym innym biznesie, trzeba tu przestrzegać zasad ekonomicznych, dbać o administrację itd. - mówi ANNA GORNOSTAJ, dyrektorka Teatru Capitol w Warszawie.

Anna Gornostaj, popularna aktorka, tuż przed "50" zdecydowała, ze chce pracować na wiosny rachunek. Nie było to łatwe, bo w teatrze Ateneum grała ponad ćwierć wieku. I choć, jak twierdzi, kobiecie po czterdziestce ciężko jest zaczynać wszystko od początku, to dziś nie żałuje swojej decyzji.

W rozwój własnego teatru zainwestowała wszystkie oszczędności, w tym cały spadek. Dlaczego? Chciała mieć wolność zawodową i móc samej o wszystkim decydować. Udało się! Dziś czuje się spełniona, a Capitol w ciągu trzech lat stał się znaczącym punktem na mapie kulturalnej Warszawy. - Do założenia własnego biznesu dojrzałam późno, a plan nie powstał w pięć minut. To były lata przemyśleń, doświadczeń i nawiązywania kontaktów z partnerami biznesowymi - opowiada Anna Gornostaj, aktorka i kobieta sukcesu.

Znana polska aktorka teatralna i filmowa zasłynęła rolą Assunty

w sztuce "Neapol miasto milionerów".

Na wielkim ekranie zadebiutowała rolą Mitzi w filmie "CK. Dezerterzy". Obecnie gra m.in. we własnym teatrze oraz w popularnym serialu "Barwy szczęścia"

Nie myślała pani o tym, by założyć własną działalność nieco wcześniej?

- Przede wszystkim musiały się dokonać przemiany polityczno-społeczne. Mój biznes ruszył po roku 90. - jak większość w naszym kraju. To wtedy dopiero dla przedsiębiorców pojawiło się zielone światło. Niestety, mimo upływu czasu w naszym kraju przepisy są bardzo niespójne i utrudniające wszelką działalność.

Ale nie od razu po opuszczeniu Ateneum stworzyła pani Capitol?

- Trwało to 3 lata. Okres ten nazywam czasem siania, przygotowania. To wtedy ukończyłam kurs księgowości i managera kultury. Biznes rozrywkowy, który stworzyliśmy, nie powstał w pięć minut. To są lata przemyśleń, doświadczeń i nawiązywania kontaktów z partnerami biznesowymi. Moi wspólnicy są osobami, z którymi współpracowałam przy innych różnych okazjach. Muszę jednak przyznać, że strasznie dużo wysiłku i energii kosztowało mnie przekonanie ich do biznesu pt. "teatr".

Dlaczego zdecydowała się pani na teatr? To trudna branża?

- To może zabrzmi niewiarygodnie, ale ja zawsze chciałam mieć swój teatr. Chciałam mieć wolność nie tylko osobistą, ale i zawodową. Móc samej o wszystkim decydować. To niestety okazało się złudne, ale na pewno było głównym motorem działań. Własny teatr to spełnienie moich marzeń.

Uważa się pani za kobietę sukcesu?

- Myślę, że tak. To, co się stało z Capitolem, jest nieprawdopodobne. W ciągu trzech lat udało nam się doprowadzić do tego, że stał się on znaczącym punktem na mapie kulturalnej Warszawy. To, że ludzie utożsamiają się ze stworzonym przez nas miejscem, że mamy już swoich "wyrobionych" widzów z całej Polski, jest niesamowite. Tym bardziej że teatry zwykle przyzwyczajają ludzi do siebie latami.

Także w świecie artystycznym konkurencja nie śpi. Jak sobie państwo z nią radzicie?

- Konkurencja jest najlepszą rzeczą, jaka może się nam zdarzyć, bo wymusza jakość. Cały czas nas mobilizuje. Jak nie ma konkurencji, stajemy się szarzy i nijacy To jest coś fantastycznego. Tak naprawdę chciałabym, by konkurencja istniała, ale u nas powstaje tak mało teatrów. Niestety, to głównie za sprawą tego, że są niedochodowe.

Prowadzenie teatru to masa obowiązków. Czy ma pani poczucie, że musi sama wszystkiego dopilnować?

- Oczywiście, jeśli człowiek sam wszystkiego dogląda, to ma tę pewność, że całość będzie prawidłowo funkcjonowała. Ale nie zawsze tak się da. Ja się staram ufać ludziom i powierzać im część obowiązków. Najważniejsze to stwarzać mechanizmy powodujące to, że przedsięwzięcie będzie działało. Nigdy nie chciałam traktować teatru jako przedsiębiorstwa. Niestety, tak samo jak w każdym innym biznesie, trzeba tu przestrzegać zasad ekonomicznych, dbać o administrację itd.

Czy praca we własnym teatrze różni się od pracy etatowej aktorki?

- Zdecydowanie tak, choć prawdę mówiąc, w Ateneum też czułam się jak u siebie. Stworzyliśmy tam rodzinę. Odejście stamtąd było dla mnie dużym przeżyciem. Kobiecie po czterdziestce ciężko jest zaczynać wszystko od początku, odnaleźć się na nowo zawodowo.

Jest pani osobą niezwykle zajętą, ale znajduje czas dla siebie?

- Niestety nie. Czas dla siebie muszę wyrywać siłą. Właśnie zabieram się do tego, by zadzwonić do fryzjera. Doprowadziłam do tego, że zmusiłam moją manicurzystkę, by do mnie przyjeżdżała. Na masażu nie byłam od lat. Jak pracowałam na etacie, uwielbiałam wyjścia do kosmetyczki. Najgorsze, że nie miałam wiele czasu dla dzieci. To mój największy wyrzut I sumienia. Gdyby nie to, że chodzą do porządnych szkół, które pomagają mi w wychowaniu, wszystko byłoby o wiele trudniejsze.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji