Artykuły

Czuję się barwniejszym aktorem

- Od dawna chciałem zagrać w normalnym przedstawieniu. Nareszcie na scenie mówię o czymś ważnym, co leży mi na sercu - mówi Mariusz Czajka w rozmowie z Krzysztofem Kucharskim.

- Pluję sobie w brodę, że dwadzieścia lat temu na festiwalu w Wałbrzychu nie spytałem Cię, co byś chciał zagrać najbardziej w życiu. Jaką rolę?

- Czyja to wtedy wiedziałem? Czy myślałem, co będę robił? Chciałem tylko jak najwięcej grać i być razem z kolegami.

- Obsypywane nagrodami "Złe zachowanie" włóczyło się po Polsce i po świecie. To było Twoje dyplomowe przedstawienie.

- I zajęło mi kawałek życia. Ludzie, zwłaszcza młodzi, wciąż chcieli je oglądać. To była połowa lat 80. Wszędzie było szaro. Komuna dogorywała, a nasze dyplomowe "Złe zachowanie" było kolorowe, dynamiczne, dowcipne i żywiołowe. Świetnie się razem czuliśmy. W sumie graliśmy ten dyplomowy spektakl jeszcze sześć lat po skończeniu szkoły. Cudnie się bawiłem. Nie żałuję tych pięknych lat, ale należało samodzielnie stanąć na nóżki i zacząć się nazywać Mariusz Czajka, a nie "Rampa" Strzelecki.

- Ale zassało Cię z kolei "Metro" i znów latka leciały.

- I lecą. "Metro" wciąż żyje. Gramy je do dziś.

- Pamiętasz, kiedy pierwszy raz pomyślałeś, że teatr może być fajnym miejscem pracy i przyjemnością?

- Pewnie, że pamiętam. Należałem do dzieci Machulskich i Teatru Ochota. W roku 1974 pan Jan Machulski wystawił "Sen nocy letniej", a ja byłem Demetriuszem.

- To Ty już jesteś trzydzieści lat na scenie!

- A ktoś ci kazał liczyć?

- Ja sobie tylko odjąłem... Nie przypuszczałem, że Ciebie też "zatruł" teatrem Machulski.

- Tak było. Spędziłem z ochotą w Ochocie parę lat młodzieńczych. Papiery złożyłem tylko do szkoły teatralnej. Gdybym nie zdał, wylądowałbym w wojsku. Powiedziałem sobie, że jak się nie dostanę, to znaczy, że jestem kiepski i nie będę sobie zawracał głowy teatrem, bo nie ma co się oszukiwać. Ale na szczęście nie okazałem się kiepski.

- Za to zagrałeś najróżniejsze postaci w "Świecie według Kiepskich". Ciebie śmieszą Kiepscy?

- Uważam, że jest to jedno z najprzewrotniejszych serialowych przedsięwzięć. Pokazuje nas bezlitośnie w krzywym zwierciadle, doprawiając obraz sporą dawką surrealizmu i rzeczywistości zza okna. Wróżę Kiepskim długi żywot. Czy ciebie Kiepscy drażnią?

- Nie, też uważam, że to przerysowanie, karykatura karykatury na kilka pięter. To jest o czymś, a właściwie - o kimś, bo o nas, jako prymitywnej zbiorowości Wrogami tego serialu są zwolennicy pięknych aktorek i przystojnych amantów. Mówię to na podstawie kilku dotknięć. Nie oglądam telewizji.

- To nie oglądałeś mnie w TYN?

- Parę razy Cię widziałem. Bawiły mnie Twoje przebieranki. Wszyscy mówią, że masz certyfikat na dubbingowanie Kaczora Donalda. Masz to na papierze?

- Mam. Nie chwaląc się, wygrałem jeszcze casting na Goofy'ego, królika Bugsa i po dziś dzień dubbinguję mistrza Yodę z "Wojen gwiezdnych" w wersji rysunkowej. Jeszcze coś tam robię w reklamówkach, m.in. lwa Chestera od chipsów.

- Naturalna uniwersalność?

- Nie ironizuj, to mój zawód. Pytałeś mnie na początku, co chciałem zagrać. Od dawna chciałem zagrać w normalnym przedstawieniu. Nareszcie na scenie mówię o czymś ważnym, co leży mi na sercu. O sprawach, które dotykają nas wszystkich. Już tęskniłem za czymś takim, co teraz gramy z Olafem.

- Lubaszenką.

- Lubaszenką, on tę sztukę zamówił u Nowakowskiego.

- Doman Nowakowski napisał "Niektóre gatunki orłów".

- Od września jeździmy z nimi po Polsce. Stacjonarnie gramy w Teatrze na Woli w Warszawie. Często jesteśmy zapraszani w te same miejsce, w których już raz graliśmy. To też jest satysfakcja. Mam okazję pokazać, że jestem sprawnym aktorem teatralnym. Od dyplomu gram bez przerwy w musicalach. Cała "Rampa" to były muzyczne przedstawienia, potem w "Twardowskim" grałem Belzebuba z dwuipółmetrowym ogonem. Teraz gram jeszcze w musicalu w "Chicago".

- Chyba nie cierpisz z tego powodu?

- Nie, nie cierpię, ja to lubię, ale tym ważniejsza dla mnie jest taka odmiana.

- Teraz dopiero czujesz się orłem?

- Nie czuję się orłem, ale barwniejszym aktorem.

Mariusz Czajka - lat 43, żonaty, dwoje dzieci. Absolwent szkoły teatralnej. Na scenie zadebiutował jako piętnastolatek w spektaklu "Sen nocy letniej". Do roku 1992 aktor teatru "Rampa", dziś występuje w warszawskim Studio Buffo. Laureat 17 Przeglądu Piosenki Aktorskiej. W filmie zadebiutował rola wartownika w filmie Janusza Majewskiego "C.K. Dezerterzy". W telewizji prowadził program "Maraton Uśmiechu".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji