Artykuły

Nowa wrażliwość teatralna

postdrama project w Warszawie. Pisze Joanna Woźniczko w Gazecie Wyborczej - Stołecznej.

- Czy to jest ta postdrama? - to pytanie wielokrotnie zadawali sobie widzowie zakończonego w niedzielę festiwalu Postdrama Project. Jaśniejszymi punktami imprezy były fragmenty przedstawień niemieckiego teatru Volksbühne i multimedialny wykład gwiazdy teatrologii, prof. Hansa Thiesa Lehmanna.

Festiwal trwał od czwartku do niedzieli. Żeby wziąć udział we wszystkich wydarzeniach, trzeba było zjeździć całe miasto - od Le Madame, przez Instytuty Teatralny i Goethego, Akademię Teatralną, aż po starą kotłownię na Mińskiej.

Co to jest?

Tytuł festiwalu brzmiał: "Barbarzyńcy przychodzą razem z pierwszymi promieniami wiosny". Barbarzyńcy, bo tak niektórzy krytycy określają twórców teatru postdramatycznego. - To nowa wrażliwość teatralna. Łamiemy zasady klasycznego teatru - deklarował współorganizator festiwalu, Łukasz Chotkowski.

Zaczęło się "czytaniem performatywnym" sztuki "Hamlet maszyna" Heinera Müllera. W czwartkowy wieczór w klubie Le Madame zebrało się kilkadziesiąt osób. A projekt trwał kilkanaście minut: aktorzy, Aleksandra Bożek i Adam Woronowicz, czytali tekst siedząc na stołkach barowych. W tle wizualizacja i muzyka, którymi opiekowała się LadyBoy.

- Czy to jest ta postdrama? - pytali siebie zebrani.

Niemcy zauroczyli

Intensywny był piątek. Na sztukę "Miasto moje" Wyrypajewa w Le Madame znów przyszło kilkadziesiąt osób. Głównie studenci Akademii Teatralnej.

- Skusiły mnie zapowiedzi, że to nowy trend. Nie wydaje mi się jednak, żeby ten teatr był szczególnie nowatorski. Teatrologię w Łodzi kończyłam dwadzieścia lat temu i już wtedy widziałam bardziej eksperymentalne projekty - komentowała siedząca na widowni Grażyna Szurgocińska.

W Instytucie Teatralnym odbył się czterogodzinny maraton: dokumentalista teatru Volksbühne Erhard Ertel opowiadał o założeniach i projektach tej jednej z najważniejszych scen Berlina. - W 1992 roku, gdy na czele Volksbühne stanął reżyser Frank Castorf, wiedzieliśmy jedno: za dwa lata albo będziemy sławni, albo nie będzie nas wcale - wspominał Ertel.

Spełniła się ta pierwsza prognoza, eksperymentalny i prowokacyjny Volksbühne stał się miejscem kultowym. - To teatr bardzo często występujący gościnne. Ja sam od lat jeżdżę po świecie i pokazuję materiały dokumentalne z jego działalności - mówił Ertel. Przez cztery godziny jego prezentacji wszyscy siedzieli jak zaczarowani.

Motyle na Pradze

Finałem drugiego dnia festiwalowego było przedstawienie "Performatyka motyli" w starej kotłowni na Pradze. Pod Instytut Teatralny miały podjechać autobusy, aby przewieźć tam widzów. Cierpliwa grupka przytupywała z zimna w Alejach Ujazdowskich, a autobusów ani widu ani słychu. Ktoś rzucił plotkę, że czekają pod CSW - grupka przedreptała pod CSW. Potem kolejna plotka: pod Café Rozdroże.

- Chyba wrobili nas w jakiś performance - padały głosy. Rzeczywiście, autor sztuki Łukasz Chotkowski zapowiadał przygodę jeszcze przed początkiem przedstawienia. W końcu autobusy się znalazły i widzowie zajechali na Mińską 25. To oszklony betonowy blok, z którego sufitu zwisają trzy gigantyczne leje (jeden z nich zamienił się w scenę dla didżejów). W podziemiach mroczne zakamarki i kolorowe komnaty - klimat podobny do Le Madame. Samo przedstawienie rozczarowało. Po sztuce zaczęła się impreza, a dziwacznie ucharakteryzowane motyle rozdawały ze srebrnych tac kanapki.

Postdrama po krakowsku

W sobotę od rana w Akademii Teatralnej warsztaty dla studentów prowadziła prof. Małgorzata Sugiera z Uniwersytwtu Jagiellońskiego, badaczka najnowszego teatru niemieckiego. A w Le Madame zobaczyliśmy "Obrażanie widzów" Petera Handkego, przedstawienie Fundacji Teatru Starego z Krakowa. Jedyny projekt, który nie powstał specjalnie na potrzeby festiwalu.

- Celowo sięgnąłem po tekst niedramatyczny. Chciałem doprowadzić do sytuacji, w której aktorzy nie udają, nie kreują, pozostaje tylko ich obecność na scenie. Prawie bez żadnego zadania - mówił Michał Zadara, reżyser.

Wielki finał

O przyjeździe gwiazdy niemieckiej teatrologii profesora Hansa Thiesa Lehmanna do Polski organizatorzy mówili: to od niego wszystko się zaczęło. W niedzielę w Instytucie Goethego profesor wygłosił wykład, ilustrowany multimedialnymi pokazami przedstawień z Belgii, Niemiec i USA. Towarzyszyła mu premiera pierwszego polskiego wydania jego książki "Teatr postdramatyczny". - Teatr powinien skupić się na widzu. To, co odróżnia go od kina czy telewizji to sytuacja life, na żywo. Dlatego trzeba sobie stawiać pytanie, jak wciągnąć widzów do przedstawienia. Zły teatr to po prostu trójwymiarowe kino - mówił Lehmann.

Wystąpienie profesora nagrodzono owacją. A on przekonywał, że Warszawa też miała mu coś do pokazania. - Byłem na przedstawieniu "Bachantki" Warlikowskiego i na wystawie Kantora w Zachęcie. Uważam, że są bardzo dobre.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji