Artykuły

Mieczysław Karlicki (16.11.1927-16.04.2010) - wspomnienie

Całe swoje bogate zawodowo życie łączył potem MIECZYSŁAW KARLICKI z osobistą pasja tworzenia, zaszczepioną mu w Łodzi. Do końca życia malował świętych, frasobliwych, madonny i obdarowywał nimi szczodrze zaprzyjaźnione osoby.

Byłam osobą dwudziestoparoletnią, kiedy w roku 1984 poznałam Mietka Karlickiego, w okolicznościach dosyć szczególnych. Za sprawą dyrektora teatru "Baj", Krzysztofa Niesiołowskiego, jako studentka wydziału reżyserii teatru lalek, mogłam skorzystać z pomocy pracowni plastycznej teatru przy realizacji mego szkolnego warsztatu - "Pokutnika z Osjaku" R. Brandstaettera. Było to przedsięwzięcie całkowicie prywatne, nie posiadałam też żadnych środków finansowych na jego realizację. Mietek jako kierownik techniczny teatru "Baj" wyraził zgodę na bezinteresowną pomoc pracowni teatralnej w tym przedsięwzięciu, a także udział mój i męża w wykonywaniu części koniecznych zadań. Wspólna kilkumiesięczna praca, zakończona premierą spektaklu w podziemiach kościoła przy ul. Żytniej w Warszawie stała się podwaliną mojej i męża przyjaźni z Mietkiem. Miałam poczucie, że nasze wspólne "wariackie" dosyć przedsięwzięcie miało swoją wagę w jego życiorysie. Później, kiedy bliżej poznawałam szczegóły jego nietuzinkowego życia zawodowego i prywatnego, zrozumiałam, że nasze spotkanie w roku 1984 roku niekoniecznie było przypadkiem. Zyskałam w swoim życiu szczególnego teatralnego "mentora", chociaż nigdy nie odczuwałam w jego obecności różnicy lat.

Mietek urodził się 16 listopada 1927 roku w Pruszkowie. Należał zatem do tego fantastycznego i ciężko doświadczonego pokolenia, które w czasy PRL-u wnosiło pamięć Polski przedwojennej. Dzieciństwo i młodość spędził w Puławach. Jego ojciec był tam zawodowym wojskowym. W Puławach mieszkała też rodzina matki. Dziadek Wiśniewski był ogrodnikiem, zajmował się parkiem oraz wszelkimi terenami zielonymi Państwowego Instytutu Gospodarstwa Wiejskiego. We wrześniu 1939 roku Mietek wraz z matką i bratem oraz innymi wojskowymi rodzinami był kilkakrotnie ewakuowany do różnych miejscowości na wschodzie, by pozostawać z dala od szybko przemieszczającego się w frontu polsko-niemieckiego. 17-go września 1939 roku uciekinierzy znaleźli się tuż przy dawnej granicy z Rosją, w pobliżu Równego. W ciągu kilku miesięcy przeżyli wiele bardzo niebezpiecznych sytuacji. W końcu za sprawą różnych zbiegów okoliczności podjęli drogę powrotną do Puław. Nie było to ani łatwe, ani bezpieczne. Zimą 40-go roku w okolicach Małkini udało im się jednak przekroczyć "zieloną granicę", dzielącą okupacyjną strefę niemiecko-rosyjską. Dotarli do Warszawy, a potem - Puław. W czasie okupacji Mietek podjął naukę w 3-letniej Szkole Handlowej pani Rennert (niemieckie władze okupacyjne wyraziły zgodę na jej funkcjonowanie). Ukończenie tej szkoły przydało mu się w latach powojennych, kiedy to podejmując się różnych prac mógł wykorzystywać nabytą w czasie okupacji wiedzę z zakresu księgowości. Mimo młodego wieku, w roku 1943 wstąpił też do AK. Był łącznikiem o pseudonimie "Komar", jednym z najmłodszych uczestników puławskiej organizacji. Zajmował się głownie przekazywaniem meldunków. Był drobny, sprytny, wysportowany, świetnie nadawał się do tego rodzaju zajęć. W 1945 roku uciekł z Puław, gdy jemu i szkolnym kolegom groziło aresztowanie. Poszukiwany przez UB ukrywał się w Łuczanach (dzisiejszym Giżycku), a później w Warszawie. W Centralnym Ośrodku Wodnym w Łuczanach pewien warszawski komendant AK prowadził Szkołę Marynarki Śródlądowej , była ona przechowalnią dla takich jak Mietek uciekinierów z całej Polski. Oprócz nauki w szkole młodzi ludzie zajmowali się tam wydobywaniem i renowacją jachtów, które Niemcy potopili w jeziorze. Chronili też wydobyte już jednostki przed grabieżą ze strony stacjonujących w pobliżu Rosjan. Tuż przed świętami Bożego Narodzenia 1945 roku w czasie wspomnianych prac Mietek znalazł się pod pokrywą lodową jeziora, w wodzie pełnej pływających jeszcze trupów. Rozchorował się potem na tyfus i trzy długie miesiące walczył o życie, umieszczony w szpitalu bez okien, gdzie straszyły czarne, wypalone ściany, nie było lekarzy ani lekarstw, za to mnóstwo zawszonych pacjentów. Trzy tygodnie leżał tam nieprzytomny, ale jak sam potem o tym mówił "jakoś organizm się wybronił Uczyłem się potem chodzić, działać, żyć, ciężko było, bo człowiek nic prawie nie jadł, nic nie było do jedzenia..." To, że uniknął wówczas śmierci, świadczyło pewnie o jego wielkiej witalności, którą zresztą zachował do ostatnich swoich dni. Był w nim wielki "zapał do życia". Za sprawą matki, która pojawiła się w Łuczanach, został przewieziony do Warszawy, gdzie zamieszkał u kuzynów. Uczył się w gimnazjum przy Kawęczyńskiej. Ujawnił się w marcu 1947 roku, ale konsekwencje tego faktu ciągnęły się za nim jeszcze jakiś czas. Kiedy podjął naukę w Wyższej Szkole Sztuk Pięknych we Wrocławiu, po zdanym wcześniej pozytywnie egzaminie, UB zażądało podpisania przez niego "lojalki" o współpracy, odmówił i musiał pożegnać się ze studiami. Powrócił do Puław. Duży wpływ na jego dalsze życiowe decyzje miała znajomość ze Zbigniewem Kędzierskim, postacią dla Puław bardzo zasłużoną, założycielem i wieloletnim reżyserem Puławskiego Teatru Amatorów, a także inicjatorem Ogólnopolskich Puławskich Spotkań Lalkarzy. Zbigniew Kędzierski - absolwent Wojskowej Szkoły Inżynieryjnej w Warszawie, specjalista od budowy mostów, był jednocześnie człowiekiem o szerokich zainteresowaniach artystycznych, czynnie zajmował się malarstwem, muzyką, a także teatrem. Jeszcze przed wojną grywał w amatorskich przedstawieniach teatralnych, a w czasie wojny w obozach jenieckich Prenzlau i Neurbranadenburgu prowadził zespoły teatralne, które pomagały przetrwać trudny czas niewoli. Od 1948 do 1970 roku tworzył w Puławach środowisko żywo zainteresowane sztuką , zwłaszcza teatrem. Mietek Karlicki uczestniczył w pracach Puławskiego Teatru Amatorów w pierwszych latach jego działalności. Współpracował jako aktor, ale także jako wykonawca dekoracji przy kolejnych realizacjach teatralnych. Z. Kędzierski docenił zaangażowanie i predyspozycje Mietka i przyczynił się do zatrudnienia go w miejscowym domu kultury. Zbigniew Kędzierski zainicjował też spotkanie Mietka z teatrem lalek, spotkanie, które miało dlań dalekosiężne życiowe konsekwencje. Teatrem lalek Zbigniew Kędzierski zainteresował się pod koniec lat 40-tych, jego zaczątki tworzył we własnym mieszkaniu. Żywo współpracowali z nim wówczas mieszkający w Puławach malarz o nazwisku Wolenberg, a także Mietek Karlicki. Nowa inicjatywa teatralna zaowocowała później Ogólnopolskimi Puławskimi Spotkaniami lalkarzy, ale dla Mietka oznaczała możliwość kontaktu z zawodowym środowiskiem lalkarzy. Dzięki temu poznał on m.in. Władysława Jaremę i Henryka Ryla, dwie znaczące postaci ówczesnego teatru lalek. Usłyszał od nich zachętę do podjęcia pracy w zawodowym teatrze lalek. W 1955 roku zatrudnił się jako adept w teatrze "Arlekin" w Łodzi. To była decyzja "na życie" - w państwowych teatrach lalek przepracował potem 45 lat. Wydaje się jednak, ze pewien rodzaj formacji duchowo-artystycznej otrzymał Mietek już w Puławach. Po latach wspominał Zbigniewa Kędzierskiego jako człowieka niezwykle prężnego, zafascynowanego, czy wręcz pochłoniętego teatrem. Mówił o nim: "po prostu maniak teatru". Wypowiedź tę uzupełnił własną krótką refleksją, a może raczej autorefleksją: "Ale inaczej się nie da, w teatrze trzeba być właśnie takim zaślepionym".

Z rodzinnymi Puławami pozostawał przez wiele lat w żywym kontakcie, uczestnicząc co najmniej ośmiokrotnie w Radzie Konsultantów Ogólnopolskich Puławskich Spotkań lalkarzy, a było to i wciąż jest grono osób bardzo zasłużonych dla polskiej kultury.

Wybór "Arlekina", chociaż dosyć przypadkowy, okazał się znaczący. Lata 50-te to były wciąż pionierskie lata dla teatru lalkowego. Wiele rzeczy w jego dziejach zdarzało się po raz pierwszy. Szeregi lalkarzy zasilali ludzie różnych zawodów, tworzyli oni niezwykle barwne środowisko. System przekazywania doświadczeń nowym adeptom zawodu zakładał bezpośredni kontakt z teatrem - od bardziej doświadczonych kolegów adepci uczyli się sekretów animacji lalkowej, uczestniczyli w próbach jako obserwatorzy procesu twórczego, mieli obowiązek bywania na każdym spektaklu i obserwowaniu pracy kolegów z kulis. Po latach jeden z aktorów "Arlekina" wspominał: "czas w teatrze tak szybko leciał, że człowiek się zastanawiał, czy jeszcze iść do domu, czy już nie warto". Zajęć było mnóstwo, gdyż wszyscy adepci zaczynali od pracowni, wykonując dekoracje i lalki. Zdobywana w ten sposób wiedza, doświadczenie, umiejętności były w jakiejś mierze sumą ich predyspozycji, pracowitości, talentu, ale tez chęci podejmowania różnego rodzaju "poszukiwań", "uczenia się na błędach".

Szybko się okazało, że mimo aktorskiego debiutu w 1955 roku w spektaklu "Liczyrzepa" i zagraniu kilku kolejnych ról, a także zdanego w 1959 roku egzaminu eksternistycznego , przyznającego uprawnienia aktorskie, kariera w zawodzie aktora nie była Mietkowi pisana. "Miałem predyspozycje plastyczne, miałem jakieś tam zdolności, przyjaźniłem się z różnymi malarzami w Łodzi, w związku z tym miałem smykałkę do takich techniczno-plastycznych rzeczy" - opowiadał Mietek. Smykałkę tę dostrzegał także dyrektor Ryl i oczywiście starał się ją wykorzystać dla dobra teatru. I tak w teatrze "Arlekin" Mietek podjął zajęcia i funkcje, które w sposób twórczy i efektywny wykonywał w wielu kolejnych polskich teatrach, zarządzając "techniką i plastyką" teatralną. W czasie 8-letniego prawie pobytu w Łodzi,niezależnie od doświadczeń zawodowych, ważna była dla niego przyjaźń z wieloma artystami, zwłaszcza z Jerzym Nowosielskim i Wacławem Kondkiem, a także ich żonami, Zofią Gutkowska, żoną Jerzego Nowosielskiego - scenografem "Arlekina" i Marią Kondek, artystką zatrudnioną w pracowni plastycznej tegoż teatru." Od nich się dużo uczyłem. Oni mnie uczyli. Dniami i nocami żeśmy dyskutowali, jeździliśmy na plenery, bardzo dużo malowaliśmy. Bardzo dużo nauczyłem się od Nowosielskiego, jeździliśmy do Zakopanego, do Hasiora, bywaliśmy w różnych ośrodkach, poznawaliśmy ludzi Ja się od nich dużo nauczyłem". Znajomości te i przyjaźnie owocowały dla Mietka przyspieszonym kursem w zakresie sztuk plastycznych - poznał tajniki malowania obrazów, tajemnice ikon, a także za sprawą Wacława Kondka (który już w latach 50-tych tworzył eksperymentalne filmy animowane z wykorzystaniem wykonywanej samodzielnie u zaprzyjaźnionych garncarzy ceramiki) zyskał wielką miłość do rzeźby ceramicznej. Całe swoje bogate zawodowo życie łączył potem Mietek z osobistą pasja tworzenia, zaszczepioną mu w Łodzi. Do końca życia malował świętych, frasobliwych, madonny i obdarowywał nimi szczodrze zaprzyjaźnione osoby. Kamienie, które przywoził ze swych wakacyjnych wypraw (m.in. do znajomych garncarzy, u których tworzył ceramiczne unikatowe rzeźby), pokrywał malunkami świętych i aniołów. Kiedy odwiedziłam go na tydzień przed śmiercią, na małym stoiku przy łóżku trzymał niewielką paletę z wyciśniętymi farbami i rozpoczęty obraz. Skarżył się wówczas, że brakuje mu sił nawet na malowanie.

Plastyka go w jakimś sensie pochłonęła i chyba bez specjalnego żalu pożegnał się z aktorstwem. Chociaż w dalszej jego pracy, głownie jako kierownika technicznego teatrów, znajomość profesji aktorskiej była nie do przecenienia.

W teatrze lalek szybko dostrzega się i ceni umiejętności manualno-techniczne, zmysł plastyczny, a także talenty organizatorskie. Kiedy w 1959 roku Stanisław Ochmański , młody współpracownik Henryka Ryla, tworzył zręby teatru lalek w Lublinie, nie bez powodu zaproponował Mietkowi współpracę, licząc właśnie na jego wspomniane już talenty, dotychczasowe doświadczenie, ale także umiejętność pracy z ludźmi. Mietek był bowiem człowiekiem lubianym. Niezwykle łatwo nawiązywał kontakty z ludźmi, bez względu na wiek. Był pełen osobistego uroku, dowcipu, witalnej energii. Zawsze lubiły go kobiety, nie tylko za sprawą jego oryginalnej urody, lecz także specyficznej elegancji. Pierwszych osiem lat jego kontaktu z zawodowym teatrem lalek to współpraca z teatrami "Arlekin" i "Pinokio" w Łodzi oraz teatrem w Lublinie. W 1962 roku rozpoczął swą działalność w teatrach warszawskich. Najpierw otrzymał propozycję objęcia funkcji kierownika technicznego w teatrze "Guliwer". Przepracował tam 20 lat. A był to czas dużych zawodowych wyzwań. W "Guliwerze" powstawały widowiska na wyjątkową skalę. Dla Mietka najważniejsza była współpraca z Ali Bunschem - wybitnym scenografem polskiego teatru, uczniem Andrzeja Pronaszki i Tadeusza Frycza, autorem ok. 295 prac scenograficznych, w tym 106 wykonanych w teatrach lalkowych. Ali Bunsch był znakomitym fachowcem, autorem wielu głośnych lalkowych inscenizacji, a były wśród nich takie widowiska "guliwerowe" jak lalkowa wersja baletu L. Różyckiego "Pan Twardowski", "Słowo o wyprawie Igora", "Trzej muszkieterowie" czy "Rozbójnicy z Kardamonu". Mietek cenił też sobie pracę ze Zbigniewem Smandzikiem przy "Pastorałce". Produkcja tego rodzaju spektakli wymagała wyjątkowych umiejętności, ważna też była koordynacja pracy na wszystkich etapach powstawania spektakli. Odpowiadał za to Mietek, blisko współpracujący z dyrektorem i reżyserem większości przedstawień - Moniką Snarską. Pobyt w "Guliwerze" to również jego aktywny udział w przebudowie teatru, tworzeniu zaplecza technicznego. Te sprawy zawsze żywo go interesowały, również w "Baju" i "Lalce", z którymi współpracował, inicjował potrzebne dla lepszego funkcjonowania teatru, przebudowy i remonty. Współpraca z "Guliwerem" przyniosła mu też "przygodę jugosłowiańską" w jego życiorysie. Zaproszony dwukrotnie na kilkumiesięczny pobyt w Belgradzie przez zaprzyjaźnionych z teatrem "Guliwer" artystów byłej Jugosławii służył im pomocą w pracowni , nauce animacji, a także reżyserii. Znalazł tam wielu przyjaciół, nauczył się języka serbskiego i przez wiele lat utrzymywał z nimi bliskie, rodzinne kontakty. W 1974 roku odbył też wraz ze wspomnianym już Stanisławem Ochmańskim podróż na Kubę. Realizowali tam wspólnie sztukę kubańskiego dyplomaty, Mietek odpowiadał za scenografię spektaklu. Budząc zachwyt gospodarzy zaproponował wówczas wykonanie lalek i dekoracji z kubańskich roślin, nasion, skorup orzechów. W pracowni teatru "Guliwer" Mietek poznał też swoja przyszłą żonę, Annę.

W roku 1982 rozstał się z "Guliwerem". W teatrze "Baj" pracował kolejnych osiem lat. Dla jego twórczych aspiracji ważniejsza była jednak 10-letnia współpraca z teatrem "Lalka" (1990-2000). Był to czas dla "Lalki" i Mietka bardzo owocny - powstawały świetne widowiska, sypały się nagrody Twórcy mnożyli zadania naprawdę trudne technicznie, wymagające wiedzy i wyobraźni. Mietka cieszyła taka praca. Współpracę z nim bardzo sobie cenił wybitny reżyser słowacki Andrej Spisak, autor kilku fantastycznych przedstawień teatru "Lalka" ("Robinson Cruzoe", "Wyprawa do wnętrza ziemi", "Rudy Dżil", "Odyseja"). W swojej ocenie współpracy z Mietkiem nie był on odosobniony. Każdy reżyser mógł czuć się z Mietkiem komfortowo. Wiedział, że ma przed sobą partnera, ogarniającego "całość przedsięwzięcia", o wielkim doświadczeniu i wciąż żywej teatralnej pasji. Wydaje się, że Mietek był jedną z ostatnich takich postaci w teatrach lalkowych. Znał ten teatr "od podszewki", gdyż osobiście przemierzył wszystkie " teatralne ścieżki". Do końca życia zachował też dar zaangażowania, gdyż jak mawiał "bez bebechów" nie da się robić wartościowego teatru. Już po przejściu na emeryturę wielokrotnie bywał w naszym domu i zawsze popijając wódeczkę żywo gadaliśmy o teatrze i sztuce w ogóle. Mietek, mimo problemów zdrowotnych, zachowywał stale jakiś wielki życiowy optymizm, humor, ale także chęć działania. Malował, rzeźbił. Wciąż był młody i nieodmiennie czarował ujmującym charakterystycznym uśmiechem.

Jego śmierć była dla nas "ćwiczeniem z utraty", odszedł ktoś bliski i niepowtarzalny, nieoceniony w bezpośrednim, przyjacielskim kontakcie. I żal, że jego jedyny wnuk, Szymek, który narodził się późno, kilka miesięcy przed śmiercią Mietka, nie doświadczy daru bliskiej obecności dziadka.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji