Artykuły

Dwie Aidy

Na ostatnią przedwakacyjną premierę w stołecznym Teatrze Wielkim czekano z wyjątkowym zainteresowaniem. Choć Aida według libretta jest tylko niewolnicą, to jednak samo dzieło Verdiego nazywane bywa królową oper. Ci jednak, którzy spodziewali się ujrzeć wielkie widowisko w starym stylu, zapewne wyszli z teatru rozczarowani.

Twórcy najnowszej inscenizacji zaproponowali bowiem inną wersję arcydzieła Giuseppe Verdiego. Bez wielkiego przepychu, który narzuca samo dzieło, ale i którym obrosła "Aida" w dotychczasowej tradycji scenicznej. Jednak sam kompozytor nie był do końca przekonany, iż "Aida" ma porażać widza swą monumentalnością. Jest tu przecież ogromny dramat namiętności, wnikliwie przeprowadzony (także muzycznie) rysunek postaci, subtelność i liryzm - te wszystkie elementy, które w gruncie rzeczy najlepiej charakteryzują geniusz Verdiego. Skupienie się na tym drugim obliczu "Aidy" nie oznacza, iż oglądamy na warszawskiej scenie ubogą wersję dzieła. Andrzejowi Majewskiemu udała się na przykład rzadka sztuka, by w swym projekcie scenograficznym pogodzić surowość czy wręcz ascetyzm z bogactwem i monumentalnością. Złoto jest tu kolorem dominującym, ale scenograf potrafił nim tak operować, by raz dawało ono wrażenie przepychu, w innych momentach zaś potęgowało nastrój grozy. Pozornie bardzo prostymi środkami, wymagającymi jednak użycia całego zaplecza technicznego sceny, wykreował spójny świat "Aidy".

Podobna konsekwencja cechuje również reżysera Marka Grzesińskiego. "Ujęcie z ubiegłego wieku, które zamienia finały I i II aktu w paradę jakiś gigantycznych marionetek już naszym gustom zdecydowanie nie odpowiada" - pisał o "Aidzie" znakomity włoski znawca Verdiego, Massimo Mila i tym tropem podąża również Grzesiński. Zrezygnował z bardzo fałszywego przecież w tej jakże włoskiej operze świata egipskich faraonów, operuje natomiast pewnymi symbolami i skrótami.

Faraon utożsamia władzę, Ramfisowi i kapłanom przypadła rola sędziów, Radames jest uwikłany w dylemat: powinność wobec ojczyzny czy miłość do kobiety, zaś z triumfalnego pochodu w II akcie wydobyto jedynie to, co najistotniejsze - potęgę zwycięzców i poniżenie pokonanych. Ta myśl inscenizacyjna, dla niektórych kontrowersyjna, ale chyba wierna duchowi "Aidy" została zwieńczona pięknie zakomponowanym finałem, jakże optymistycznym, mimo że bohaterów czeka śmierć. Bo w tej historii zwycięża miłość, a ona jest wieczna.

Aida jest tak chętnie wystawiana na całym świecie nie tylko ze względu na swe walory widowiskowe, ale i dla śpiewaków. Trzeba jednak zaiste doskonałego zespołu solistów, by zmierzyć się z tym dziełem. Tym razem bardziej wyrównana była niewątpliwie obsada drugiej premiery. Podczas pierwszego przedstawienia bowiem w lepszej formie zaprezentowali się zwyciężeni niż zwycięzcy, a więc król Etiopów, Amonastro w bardzo dramatycznej interpretacji Jerzego Artysza a przede wszystkim Barbara Zagórzanka jako Aida. Stworzyła ona szalenie ciekawą postać, pełną liryzmu i ciepła, a nawet pokory i gotowości do cierpienia. Była jakby jedyną istotą prawdziwie ludzką w świecie patosu i wyższych racji.

Drugą, jakże odmienną interpretację tej roli przedstawiła Krystyna Kujawińska. Jej Aida jest znacznie bardziej dramatyczna i zdecydowana na walkę. To prawdziwa rywalka córki Faraona. Te dwie kreacje wokalne i aktorskie obu artystek są niewątpliwie ozdobą spektaklu.

Niektórym innym wykonawcom melomani osłuchani z najlepszymi nagraniami wytknęliby z pewnością niejedno potknięcie. Ale Wanda Bargiełowska starannie zbudowała postać Amneris, targanej wielką namiętnością. To chyba najciekawsza rola tej śpiewaczki na warszawskiej scenie. Dobrze się też zaprezentowali w swych partiach panowie: Marek Wojciechowski (Faraon), Ryszard Morka (Ramfis), Bronisław Pekowski (Amonastro) oraz w momentach lirycznych Józef Stępień (Radames).

Jeśli dodać do tego, że dyrygent Bogdan Hoffmann może zaliczyć przygotowanie muzyczne spektaklu do swych największych osiągnięć w warszawskim teatrze, że Bogdan Gola znów dobrze przygotował chóry, to i pod względem muzycznym ma ten spektakl niemało walorów. Choć trzeba pamiętać, iż jest to i dzieło niesłychanie trudne, i inscenizacja także niełatwa, więc przed teatrem stoi skomplikowane zadanie, by "Aida" utrzymała się na tym poziomie także i długo po premierze.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji