Artykuły

A świeczkę zapalę w Czulicach

Przychodzi mi w krótkim czasie żegnać się z kolejną bliską osobą odchodzącą z teraźniejszości. Nie tak dawno żegnałem Bogdana Hussakowskiego, dziś IRENE WOLLEN - pisze Wiktor Herzig w krakowie.

Wspomnienie pierwszego naszego kontaktu to Piwnica od Baranami. Nie wiem, czy mnie wtedy zauważyłaś, ale byłem zafascynowany Twoją innością. Byłaś zawsze osobą zauważalną i znaczącą. Pamiętam Cię z Teatru Rapsodycznego, którego ja również byłem aktorem, jak na scenie plenerowej na Wawelu grałaś Wiślankę w "Legendzie" Stanisława Wyspiańskiego. Wiedziałem już wtedy, że Rapsodyczny to nie jest miejsce dla Ciebie. Twoje miejsce na pewno było w teatrze, ale w tym, który Ty sama będziesz tworzyć. I zdobyłaś to, co chciałaś. Studia, praca, nieprawdopodobna konsekwencja - i osiągnięcie celu, czyli telewizja, a w niej przede wszystkim Teatr Telewizji. I tu wszystkie swoje zalety wykorzystałaś w pełni. Przyniosło Ci to zasłużony sukces, ale też wielu musiałaś do siebie zrazić. Dla Ciebie były ważne przede wszystkim profesjonalizm, pracowitość i prawda, choć niekiedy bolesna. Ale też mało kto bardziej niż Ty potrafił tak trafnie i precyzyjnie dobierać obsady aktorskie. Sprawiło to, że środowisko natychmiast odkryło, iż wybór przez Ciebie do obsady daje gwarancje sukcesu. Trudno się więc dziwić, że jedni Cię uwielbiali, a inni nienawidzili.

Pamiętam też nasze wspólne wakacje w lasach i nad jeziorami Wielkopolski. Stamtąd Cię pamiętam, jak kochałaś zabawę i radość. Ale zawsze musiałaś być najlepsza. Największe zebrane wiadro grzybów, najwięcej złowionych ryb, najlepiej rozegrane roberki. Ci, którzy chcieli z Tobą konkurować (na czele z Maćkiem), nie mieli żadnych szans.

I kolejne spotkanie. Jak piękne i twórcze! Ja, już emeryt, towarzyszyłem Ci przy realizowaniu filmu o Teatrze 38. Teatrze, który współtworzyłaś, teatrze przyjaciół mojej młodości. Patrzyłem z satysfakcją na Twój profesjonalizm, pracowitość, dociekliwość i nieprawdopodobną siłę pokonywania przeciwności. Pamiętam, z jakim trudem dochodziliśmy do finału. Jak piekliłaś się na mnie o braki w zebranych materiałach archiwalnych, na Jurka Piekarczyka, że jeszcze nie wprowadził do scenariusza wszystkich ustaleń. I ten upór, ta pasja doprowadziły do zakończenia realizacji. A sama realizacja - to jedna wielka wichura, ale jak wspaniała i twórcza! Pamiętam, jak po którymś dniu zdjęciowym odprowadziłem Cię do domu. Bardzo zmęczona usiadłaś w Twoim tonetowskim fotelu, popatrzyłaś na mnie i powiedziałaś: "Dzisiaj to chyba przesadziłam. Co?". "No tak, przesadziłaś". Popatrzyłaś na mnie z zastanowieniem, a potem znajomy błysk w Twoim oku i głośno: "Co ty gadasz! JA przesadziłam!" I oczywiście. Ktoś coś zawalił, Ty przesadziłaś, ale przecież swych współpracowników kochałaś, a musiałaś zrealizować to, co sobie zaplanowałaś. Już sprawę zamknęłaś, szłaś dalej. Zrobiłaś bardzo mądry, ciepły i niezwykły film o swoim Teatrze, który Cię ukształtował.

Zostawiliśmy pracę nad filmem o muzyce oratoryjnej Zygmunta Koniecznego. Szkoda, że tego filmu już nie zrobimy. Brak mi będzie burz i wichur przy pracy z Tobą, i satysfakcji po jej zakończeniu. To jeszcze jeden powód, dlaczego żegnam Cię ze smutkiem.

PS. A świeczkę zapalę w Czulicach, przy Twoim starym, wielkim, ukochanym dębie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji